Zobacz zapis relacji NA ŻYWO z meczu Lech - Fiorentina Zobacz zapis relacji w wersji mobilnej Po czterech kolejkach sytuacja Lecha w walce o awans do 1/16 finału jest trudna, ale nie beznadziejna. Poznaniacy mają wciąż cztery punkty - o dwa mniej od Fiorentiny i o pięć mniej od FC Basel "Kolejorz" musi po prostu za trzy tygodnie wygrać w Lizbonie z Belenenses i liczyć na to, że w starciu FC Basel z Fiorentiną nie padnie remis. A później, na koniec, ograć Basel. Fiorentina chciała w Poznaniu zrehabilitować się za porażkę na własnym stadionie. Trener Paulos Sousa zostawił na ławce kilku podstawowych graczy, choćby Cipriana Tataruszanu, Nikolę Kalinicia czy Borję Valero, ale i tak zestaw jego zawodników w jedenastce robił wrażenie. Znalazło się tam także miejsce dla Kuby Błaszczykowskiego, który choć nie zagrał wcale dobrze, to jednak po raz pierwszy w karierze pokonał Lecha. Włosi rozpoczęli mecz bardzo agresywnie - wysoki pressing sprawiał, że "Kolejorz" miał problem z opuszczeniem swojej połowy. Trener Jan Urban postawił tym razem w większości na podstawowych zawodników, ale nawet i to nie gwarantowało dobrej jakości w ofensywie. Lech, trzeba to przyznać, rewelacyjnie się jednak bronił, pod bramką Jasmina Buricia rzadko było groźnie. Uwagi można mieć właściwie tylko do Marcina Kamińskiego, któremu problemy stwarzało dobre podanie - lub dobra decyzja - przy wyprowadzaniu akcji. Lech szukał swoich okazji w kontrach lub po stałych fragmentach. Na bramkę Luigiego Sepe uderzali Szymon Pawłowski, Karol Linetty, Łukasz Trałka, Marcin Kamiński, ale przeważnie były to strzały niecelne lub w środek bramki. Tyle że rywale odpowiadali tym samym. W pucharach Lech nie stracił bramki w pierwszej połowie w sześciu kolejnych spotkaniach i wiele wskazywało na to, że podobnie będzie tym razem. W 42. minucie turecki sędzia dopatrzył się jednak faulu Dariusz Dudka na Giuseppe Rossim tuż za polem karnym. Doświadczony napastnik Fiorentiny szukał kontaktu z rywalem, a gdy go znalazł, upadł. Do piłki podszedł Josip Iliczić i perfekcyjnym strzałem nad murem - tuż przy słupku - pokonał Buricia. "Viola" na tę bramkę nie zasłużyła, ale triumfowała dzięki cwaniactwu. Fiorentina grała bowiem jak typowa włoska drużyna - niby twardo, gdy jej gracze nie byli w posiadaniu piłki i kładąc się na boisku przy każdym kontakcie z lechitami, gdy już ją mieli. To frustrowało nie tylko kibiców, ale również i piłkarzy. Protesty kapitana Lecha Łukasza Trałki nic nie dawały, a czasem były słuszne. Jak choćby wówczas, gdy równo z gwizdkiem kończącym pierwszą połowę Federico Bernardeschi zdzielił łokciem w twarz Tomasza Kędziorę. Działo się to na oczach asystenta, ale reakcji tureckich sędziów nie było żadnej. Lech po przerwie nie miał już nic do stracenia. Zagrał z zębem, ambitnie, ale trudno mu było stworzyć większe zagrożenie pod bramką Sepego. Wysoki pressing powodował czasami straty piłki przez Fiorentinę w środkowej strefie, ale w akcjach Hamalainena czy Pawłowskiego brakowało wyczucia, dobrego ostatniego podania. Trener gości Paulo Sousa posłał do boju swojego największego asa Nikolę Kalinicia, Fiorentina szukała bowiem gola rozstrzygającego to spotkanie. Boisko opuścił także Błaszczykowski, grający przeciętnie, ale przez większość poznańskich kibiców pożegnany oklaskami. Wejście na boisko napastnika Denisa Thomalli za defensywnego pomocnika Tetteha oznaczało, że w ostatnim kwadransie Lech jednak zaryzykuje, nawet kosztem wyższej porażki. I to się omal nie opłaciło w 78. minucie - ładna akcja "Kolejorza" zakończyła sie minimalnie niecelnym strzałem Gergoe Lovrencsicsa. Widać było wtedy, jak bardzo mistrzom Polski zależy na zmianie wyniku. To się jednak nie udało, a w 83. minucie Iliczić znalazł się sam przed Buriciem i ładną "podcinką" znów go pokonał. Wtedy było już jasne, że Lech tego meczu nie wygra. Andrzej Grupa, Poznań Lech Poznań - AC Fiorentina 0-2 (0-1) Bramki - Ilicić (42., 83.). Lech: Burić - Kędziora, Dudka, Kamiński, Kadar - Formella (60. Lovrencsics), Trałka, Tetteh (73. Thomalla), Linetty ŻK, Pawłowski - Haemaelaeinen (77. Gajos). Fiorentina: Sepe - Tomović, Gonzalo Rodriguez, Astori - Błaszczykowski (72. Marcos Alonso), Vecino, Mario Suarez (80. Badelj), Fernandez, Bernardeschi - Iliczić, Rossi (63. Kalinić). Sędziował Halis Ozkahya (Turcja). Widzów: 22 343. Powiedzieli po meczu: Jan Urban (trener Lecha): - Przyszła w końcu pierwsza porażka (odkąd Urban jest trenerem Lecha). Trochę żal, bo wydaje mi się zagraliśmy dobre spotkanie. Na tle silnego rywala, lidera włoskiej ligi, zaprezentowaliśmy się nieźle. Nie mogę mieć jednak pretensji do swojego zespołu. Szkoda tej bramki na 0-1, my też mieliśmy podobną sytuację, ale nasz rzut wolny zakończył się strzałem w mur. Rywale bardzo dobrze grali w defensywie. Było nam bardzo trudno, a gdy Fiorentina strzeliła drugą bramkę, to już nie pozwolili nam na zbyt wiele i spokojnie dograli do końca. Musimy zwracać uwagę w jakiej dyspozycji fizycznej znajdują się nasi zawodnicy, dlatego też niektóre rotacje są tym spowodowane. Proszę zauważyć, że my rozegraliśmy już 29. spotkanie w tym sezonie, podczas gdy Fiorentina chyba dopiero 15. Nawet nie analizowałem naszych szans na awans do następnej fazy Ligi Europejskiej, bo po głowie chodzi mi już nasz niedzielny mecz ligowy z Górnikiem Łęczna. A wszyscy wiemy jak trudna jest nasza sytuacja w tabeli. Paulo Sousa (trener Fiorentiny): - Dzisiejsze spotkanie było dla trudne dla nas, bowiem Lech zagrał całkiem nieźle, postawił trudne warunki. Po pierwszym golu rywale musieli się otworzyć, co stworzyło więcej przestrzeni dla moich zawodników. Dzięki temu mogliśmy grać bardziej ofensywnie, co w efekcie przyniosło nam drugą bramkę. To było ważne zwycięstwo dla moich piłkarzy, pokazali dziś charakter i grę zespołową. A to pozwoliło zdobyć nam trzy punkty. Ten charakter był szczególnie ważny w dzisiejszym spotkaniu, piłkarze walczyli o każdy metr boiska. Liczą się bowiem nie tylko indywidualne umiejętności, ale też ważne jest pokazanie cech wolicjonalnych. Nam to się udało.Zobacz wyniki, terminarz i tabelę grupy I Ligi Europejskiej