Onyszko przez 11 lat występował w duńskiej lidze. Nikt w Polsce nie zna tak dobrze rywala Legii, jak on. Bramkarz grał w Viborgu i Odense. Na koniec trafił do FC Midtjylland. - Byłem tam tylko przez trzy miesiące, rozegrałem bodaj 13 meczów - przypomina w rozmowie z Interią Onyszko. Piłkarz w nieprzyjaznych okolicznościach odszedł z Midtjylland. Gdy przychodził, wiązano z nim duże nadzieje, ale miesiąc miodowy trwał krótko. W księgarniach pojawiła się bowiem autobiografia kontrowersyjnego bramkarza. Onyszko pisał w niej m.in. o duńskich dziennikarkach, które nazwał "głupimi blondynkami". W dodatku ujawnił też poglądy. Pisał: "Jestem katolikiem, więc nienawidzę homoseksualistów". Książka "Fucking Polak" wywołała duży skandal w Danii. Władze FC Midtjylland natychmiast, jak podały polskie media, rozwiązały kontrakt z Onyszką. W rozmowie z Interią Polak wyjaśnia: - Mylimy pojęcia. W Danii nie ma możliwości, by zerwać kontrakt. W żaden sposób! Nawet jak jesteś kontuzjowany przez pół roku, to jest to niemożliwe. Umowa musi zostać wypełniona, bo takie mają prawo. Co się jednak stało, że Onyszko odszedł z Midtjylland i na tym klubie zakończył przygodę z duńską piłką? - Po wydaniu autobiografii, w której ukazały się moje poglądy, klub po prostu poprosił, bym nie przychodził na obiekty klubowe. Miałem trenować indywidualnie i szukać sobie nowego pracodawcy. Wciąż jednak płacili mi pensję - zaznacza polski bramkarz. Od kilku lat były piłkarz jest już w Polsce. Zajął się szkoleniem. Osiadł w rodzinnym Lublinie i najpierw trenował bramkarzy tamtejszego Motoru, a teraz pracuje w Łęcznej. - Na tę chwilę jestem skoncentrowany tylko na pracy w Górniku. Mieszkam w Lublinie, mieście, w którym się urodziłem. Nie może być lepiej - dodaje. Czy Onyszko żałuje, że w takich okolicznościach zakończyła się jego przygoda z duńską piłką? Na północy Europy przez wielu był kochany, ale po ukazaniu się książki też znienawidzony. W każdym razie, nigdy nie był obojętny. - Trochę żałuję. Byłem tam 11 lat, więc sporo czasu minęło. Oczywiście, że trochę szkoda, że tak to się skończyło. Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło. Wróciłem do Polski, mam się dobrze. Przeżyłem wspaniałe pół roku w Wodzisławiu. Może nie było za bogato, ale była świetna atmosfera i miło to wspominam - wyjawia Onyszko. Lublinianin nie chce jednak wracać do publikacji. Na pytanie, czy żałuje słów, których użył w książce, nabiera wody w usta. - To już było pięć lat temu. Nie chce mi się nawet do tego wracać - przekonuje. Były bramkarz w tej chwili jest ekspertem w duńskiej prasie, której opowiada o mocnych i słabych stronach Legii Warszawa. A co nam powiedział o Duńczykach? - To poukładany klub. Gdy tam grałem, byli bardzo solidni. Zawsze plasowali się w górnych rejonach tabeli. Teraz pierwszy raz zdobyli mistrzostwo Danii, ale jak to się stało? Nie mam pojęcia - uśmiecha się 41-letni trener bramkarzy. - Mają bardzo dobre zaplecze treningowe. Jest tam chyba osiem boisk, sztuczna trawa, hala. Stawiają na młodzież, a ta drużyna gra trochę nietypowo - stawiają na techniczny futbol. Jest wielu doświadczonych zawodników, którzy grali na bardzo wysokim poziomie. Młodość miesza się tam więc z rutyną - dodaje. W drużynie FC Midtjylland nie ma żadnego piłkarza, który występował wspólnie z Onyszką. Kilku zna jednak z duńskich boisk. - M.in. Duncan Rasmussen, dobry napastnik, który w przeszłości grał w Celticu Glasgow. Jakob Poulsen też ma duże doświadczenie - wspomina wicemistrz olimpijski z Barcelony. Jak więc warszawianie powinni zagrać w Danii? - Legia musi przede wszystkim uważać na stałe fragmenty gry. Szybcy duńscy zawodnicy bardzo dobrze grają głową. A fizycznie, mimo że wolą grać technicznie, też są silniejsi. Ten Rasmussen jest strasznie mocny - podpowiada Onyszko. - Ciekawy jestem tego meczu. Obstawiam 1-0 dla Legii. Warszawianie powinni wygrać w Danii i w Polsce - kończy nasz rozmówca. Łukasz Szpyrka