Żadnemu z czterech polskich klubów, startujących w europejskich pucharach nie udało się zakwalifikować do fazy grupowej ani Ligi Mistrzów, ani Ligi Europejskiej. Najbliżej awansu była Legia Warszawa, która po remisie 1-1 na własnym boisku z Rosenborgiem Trondheim, przegrała w rewanżu 1-2. "Jest to bardzo przykra sytuacja z punktu widzenia zarówno kibica jak i klubów, które w fazie grupowej mogły liczyć na spory zastrzyk gotówki do swojego budżetu. A to z kolei przełożyłoby się na ich większe możliwości organizacyjne, transferowe" - powiedział Dawidziuk, który uważa, że jedną z przyczyn porażek polskich drużyn był spore zmiany kadrowe. "W Lechu, Śląsku czy Legii nastąpiło sporo roszad, składy odmłodzono. Najmniej ucierpiała na tym Legia i wydawało się, że jest w stanie zakwalifikować się do fazy grupowej. Mecz w Trondheim im się nie ułożył - w kontekście wyniku, bo początek meczu przebiegał pod ich dyktando. Myślę, że w końcówce zabrakło im wyrachowania, farta, a młodym zawodnikom trochę obycia na międzynarodowej arenie" - przyznał szkoleniowiec. Lech, Ruch Chorzów i Śląsk bardzo wysoko przegrywały swoje pojedynki - poznaniacy ulegli 0-3 AIK Sztokholm, chorzowianie zostali rozgromieni przez Viktorię Pilzno 5-0, a mistrzowie Polski ulegli Hannoverowi 96 1-5. Dawidziuk daleki jest jednak od twierdzenia, że "Europa znów nam uciekła". "Przypomnę, że w ostatnich latach polskie drużyny - Lech, Legia i Wisła w miarę regularnie grały w europejskich pucharach. Potrafiły eliminować takie zespoły jak Juventus Turyn czy CSKA Moskwa, wygrywać z Manchesterem City. Klęska naszych drużyn to nie jest jakaś tendencja spadkowa, bo zdarzają się momenty, że potrafimy grać jak równy z równym czy wygrywać z teoretycznie mocniejszymi rywalami. Dlatego daleki jestem od popadania ze skrajności w skrajność" - podsumował Dawidziuk, który od niespełna miesiąca jest asystentem selekcjonera reprezentacji Waldemara Fornalika.