FC Barcelona od kilku okienek transferowych nie może spokojnie działać w temacie swoich wzmocnień w zespole. Wynika to z błędów finansowych, jakie popełnił poprzedni zarząd, a konkretnie Josep Maria Bartomeu, który aktualnie w Katalonii jest kimś w rodzaju persona non grata. Były prezydent "Blaugrany" oferował kontrakty, które były zdecydowanie zbyt wysokie i doprowadziły do finansowej ruiny. Radosław Majdan nie owijał w bawełnę. Nie wierzy Robertowi Lewandowskiemu Z tej próbują wygrzebać klub Joan Laporta i jego współpracownicy. Jak na razie wszystko zdaje się zmierzać w dobrą stronę, ale praca wciąż nie została ukończona. Nowi mistrzowie Hiszpanii nie mogą bowiem działać na rynku transferowym w ramach zasady 1:1, a wciąż obowiązuje ich ta zdecydowanie bardziej rygorystyczna - 3:1, wedle której na każde wydane jedno euro muszą poświadczyć trzema zarobionymi. Clement Lenglet opuścił FC Barcelona. Koniec sagi W związku z tym działacze Barcelony szukają odejść, które pomogłyby uzdrowić finanse klubu. Tutaj od dawna wytypowano przynajmniej dwóch kandydatów. Pierwszy - Ansu Fati wciąż jest w drużynie, zaś drugi - Clement Lenglet, występował na wypożyczeniu w Atletico Madryt. Wtedy zapadła decyzja Lewandowskiego. Probierz o wszystkim wiedział Tam spisywał się na tyle dobrze, że klub z Madrytu wyraził chęć pozyskania go. Ta sztuka się działaczom "Los Colchoneros" udała na bardzo preferencyjnych warunkach. Francuz bowiem najpierw oficjalnie rozwiązał swój kontrakt z "Blaugraną", co potwierdził klub, a dopiero potem, już jako wolny zawodnik podpisał umowę z ekipą ze stolicy Hiszpanii. Nowy kontrakt defensora obowiązywać będzie do czerwca 2028 roku. Według informacji Jijantes ten ruch to wielka sprawa dla Barcelony, bowiem zaoszczędziła ona aż 32 miliony euro na pensji swojego byłego zawodnika. Lenglet w barwach Barcelony zagrał łącznie w 160 razy, strzelił siedem goli i trzy razy asystował. Wygrał wszystkie możliwe trofea na ziemi hiszpańskiej.