Coraz ciekawsza robi się tegoroczna rywalizacja w La Lidze. W poniedziałkowy wieczór pozycję lidera po ponad miesiącu odzyskała FC Barcelona. To efekt straty punktów Atletico oraz Realu. Obie madryckie ekipy zremisowały z niżej notowanymi zespołami. Zwłaszcza "Królewscy" mogą pluć sobie w brodę, ponieważ w pierwszej połowie osłabili się na własne życzenie. Nerwów na wodzy nie utrzymał Jude Bellingham, który w obraźliwych słowach zwrócił się do sędziego. I prawdopodobnie czeka go teraz dłuższe zawieszenie. Jose Luis Munuera Montero, rozjemca wspomnianego spotkania, nie zamierzał popuścić Anglikowi i w protokole dokładnie zapisał jakie słowa usłyszał z ust gwiazdora. Hiszpan twierdzi, że zawodnik Realu rzucił w jego kierunku f**k you (z ang. pi***ol się)". Na nagraniu jednak rzekomo widać z ruchu warg "f**k off (z ang. odpi**rz się/spie***laj), w związku z czym zrobiło się zamieszanie. Jeżeli rzeczywiście potwierdzi się wersja sędziego, to piłkarza może czekać nawet kilkunastomeczowe zawieszenie. Niestety nerwów na wodzy nie potrafią utrzymać kibice. Niemal natychmiastowo arbiter został zasypany okropnymi wiadomościami. Ataki trwają do dziś. Aż w końcu nie wytrzymał sam zainteresowany. Jose Luis Munuera Montero wziął udział w audycji "El Partidazo" na łamach "Cadena COPE" i opisał, jak wygląda życie całej jego rodziny po feralnych wydarzeniach z Pampeluny. Jose Luis Munuera Montero nie chce dłużej milczeć. Obrywa się też jego najbliższym "To moja rodzina cierpi najbardziej - są w fatalnym stanie, przerażeni. Wiedzą, że nie mogą mnie prosić, bym zrezygnował, to niemożliwe. Staram się ich uspokoić. Można znieść zniesławienie, ale moi rodzice na to nie zasługują" - stwierdził, cytowany przez "realmadryt.pl". "Siedzę cały dzień w domu, nie mogąc uwierzyć w to, co się dzieje. Sytuacja wymyka się spod kontroli. Jaki sport tworzymy?" - zaapelował następnie. Hejt nasilił się zwłaszcza po opublikowaniu informacji o możliwym konflikcie interesów przez hiszpańskie media. Chodziło o podejrzane powiązania biznesowe arbitra. "AS" podał, iż sprawę prześwietla krajowa federacja. "Nigdy w życiu nie otrzymałem wynagrodzenia od żadnej organizacji sportowej. Płacą mi firmy, które mnie zatrudniają" - stwierdził jednak stanowczo. 41-latek znalazł się obecnie w bardzo trudnej sytuacji. Nie wiadomo jak do sprawy podejdą osoby sprawdzające rzekome nieścisłości. Ponadto arbiter regularnie bombardowany jest nieprzyjemnymi wiadomościami. Jedno jest pewne - na razie odpocznie on od prowadzenia spotkań.