Sergi Roberto w Barcelonie szkolił się od 14. roku życia. W pierwszej drużynie zadebiutował w 2010 roku w meczu z AD Ceuta w Pucharze Króla. W Primera Division na boisku pojawił się rok później, grając 90 minut w wygranym 3-1 spotkaniu z Malagą. Chociaż w tym sezonie 25-latek jest podstawowym prawym obrońcą Barcelony, dwa lata temu był o krok od opuszczenia drużyny. Latem 2015 roku trener Luis Enrique nie widział miejsca dla zawodnika w kadrze "Blaugrany" i agent Roberto zaczął rozglądać się za nowym klubem dla piłkarza. Dlaczego 25-latek nie odszedł z Barcelony? Wszystko przez zakaz transferowy nałożony na "Dumę Katalonii" przez FIFA. Kadra "Barcy" byłaby zbyt okrojona i trener Katalończyków zdecydował się zostawić piłkarza w zespole. Roberto zaczął grać częściej, ale po wygaśnięciu sankcji w styczniu 2016 roku znowu zaczęto spekulować o jego transferze. Szanse na wykazanie się dla Roberto zwiększyły się jednak jeszcze bardziej wraz z kontuzją Daniego Alvesa. Piłkarz zaczął wtedy więcej grać i w końcu przekonał do siebie Luisa Enrique. Alves natomiast pożegnał się z klubem w lipcu, a Barcelona zdecydował się nie ściągać nikogo w jego miejsce, tylko postawić na Roberto. Historia młodego obrońcy znakomicie pokazuje, jak życie może być przewrotne. Roberto dwa lata temu żegnał się z Barceloną, a teraz, oprócz tego, że wywalczył sobie stałe miejsce w podstawowym składzie, zapisał się w historii Barcelony na lata. O golu z 8 marca 2017 roku będzie mógł opowiadać wnukom. "Duma Katalonii" odrobiła czterobramkową stratę jako pierwsza drużyna w historii rozgrywek Ligi Mistrzów. Sergi Roberto znakomicie wykorzystał podanie Neymara i w 95. minucie zdobył gola na 6-1, zapewniając Barcelonie awans do ćwierćfinału. Emocji, jakich dostarczył, kibice Barcelony nie zapomną mu, możliwe, że nawet i do końca życia. Adrianna Kmak Liga Mistrzów: wyniki, terminarz, strzelcy, gole