Emocje związane z dzisiejszym spotkaniem rozpoczęły się już na około dwie godziny przed pierwszym gwizdkiem arbitra. Zamieszać składem swojej drużyny postanowił Carlo Ancelotti. Włoch dał szansę sporej grupie piłkarzy, którzy zazwyczaj nie pełnią głównych ról w większości spotkań. Miało to związek między innymi z nadchodzącym finałem Pucharu Króla z FC Barcelona. Poza tym eksperci nie dawali Getafe większych szans na zwycięstwo. Popularny "Carletto" od samego początku mógł czuć dumę z postawy podopiecznych. Kreowali oni znacznie groźniejsze okazje niż gospodarze. Dwukrotnie bliski strzelenia gola był choćby Fran Garcia. To jednak nie Hiszpan otworzył wynik. Sympatyków piłkarzy grających w białych koszulkach do euforii doprowadził Arda Guler. Turek przymierzył z dystansu, bramkarz co prawda trącił piłkę, lecz ta i tak zatrzepotała w siatce. Następnie centymetrów zabrakło do tego, by tablica świetlna pokazywała rezultat 0:2. Futbolówka po uderzeniu Endricka turlała się prosto do celu. Dopiero w ostatniej możliwej chwili z linii bramkowej wybił ją jeden z defensorów Getafe. Real nie przestawał atakować. Dla porównania do przerwy gospodarze celnie uderzali tylko raz. Hiszpanie pewni ws. powrotu Lewandowskiego. Padła konkretna data Real wywozi cenne zwycięstwo z Getafe. Jeden gol zadecydował Po przerwie na boisku zrobiło się ciekawiej. Zaowocowały przede wszystkim zmiany Jose Bordalasa. Real postraszył Alvaro Rodriguez, ale finalnie skończyło się rzutem rożnym. Wśród madrytczyków w brodę pluł sobie Endrick. Brazylijczyk wyszedł sam na sam z bramkarzem, jednak praktycznie podał mu piłkę wprost do rąk i z podwyższenia prowadzenia wyszły nici. Kilka minut później zakończył się historyczny mecz dla gracza z Ameryki Południowej. Nastolatek jeszcze nigdy wcześniej nie rozpoczynał spotkania w La Lidze od pierwszego gwizdka, aż wreszcie tego zaszczytu dostąpił w środowy wieczór. Zastąpił go Jude Bellingham. W międzyczasie gospodarze mieli dobrą okazję na doprowadzenie do remisu. Mauro Arambarri fatalnie jednak przestrzelił. Urugwajczyk zapewne długo żałował zaprzepaszczonej okazji, bo późniejsze starania Realu także na nic się zdały i starcie skończyło się minimalnym triumfem gości. Do ewentualnego remisu zabrakło więc naprawdę niewiele. Madrytczycy przypłacili zwycięstwo kontuzją kolejnej gwiazdy. Starcia nie dokończył Eduardo Camavinga. "Królewscy" w tabeli tracą wciąż cztery punkty do prowadzącej FC Barcelona. Liga na razie schodzi jednak na dalszy plan. Teraz liczy się tylko finał Pucharu Króla. A ten w najbliższą sobotę o godzinie 22:00. Tekstowa relacja na żywo w Interia Sport.