Real Madryt pokonał Getafe 1:0 na Coliseum Alfonso Perez. Na tym stadionie nigdy nie gra się łatwo, biorąc pod uwagę agresywny, a czasem brutalny styl gry zespołu Jose Bordalasa. Nikt nie spodziewał się wyrafinowanego technicznie widowiska. Zaskoczenia nie było. Gdyby nie gol z dystansu Ardy Gulera w 21. minucie, mecz miałby spore szanse na zakończenie się bezbramkowym remisem. Kilka okazji "Królewscy" mieli, ale nie błyszczeli też skutecznością. Dwie sytuacje sam na sam z Davidem Sorią miał Endrick, który debiutował w podstawowym składzie w LaLiga. To, że stało się to dopiero 23 kwietnia, sporo mówi o sposobie zarządzania rezerwowymi przez Carlo Ancelottiego w tym sezonie. Trzeba jednak przyznać, że 18-latek nie wykorzystał tej szansy zbyt dobrze. W pierwszej z okazji trafił w bramkarza, a w drugiej chciał go przelobować, ale nie wyszła mu podcinka, nie trafił czysto futbolówki mimo że nie był naciskany przez żadnego z obrońców. Być może czuł, że znajdował się na spalonym (gdyby padł gol, VAR wycofałby trafienie), ale i tak jego nonszalancja kosztowała go zmianę. Koniec marzeń o tryplecie. Klęska w derbach Mediolanu, mamy finalistę Nonszalancka próba loba Endricka. Szybko został zmieniony Włoski trener od razu po tym zachowaniu wysłał na rozgrzewkę Jude'a Bellinghama, którego wprowadził za Brazylijczyka kilka chwil później (w 64. minucie). Temat wrócił na konferencji prasowej. "Coup de theatre" to francuski zwrot oznaczający sensacyjny zwrot akcji. W tym przypadku jest to niekonwencjonalne wykończenie tej akcji przez piłkarza. Real Madryt dzięki wygranej na Coliseum nie stracił kolejnych punktów do Barcelony. Różnica w tabeli Primera Division wciąż wynosi 4 oczka. W weekend oba kluby na moment zapomną o ligowej rywalizacji korespondencyjnej, zmierzą się bezpośrednio - w finale Pucharu Króla (sobota, godzina 22:00, Estadio La Cartuja w Sewilli). O tym meczu Ancelotti stwierdził, że być może to "Duma Katalonii" jest faworytem do triumfu, ale jak szybko dodał: "finał to finał i wszystko może się w nim zdarzyć". Legenda Arsenalu nie kryje swojego zaskoczenia. Chodzi o Jakuba Kiwiora. "Martwiliśmy się"