Real Madryt w tym sezonie daleki o jest od tego, aby wprawiać kibiców w zachwyt. Takie sytuacje mogliśmy oglądać ledwie kilkukrotnie, gdy podopieczni Carlo Ancelottiego zagrali naprawdę z polotem i wielką jakością. Mowa, choćby o meczu rewanżowym z Manchesterem City w Lidze Mistrzów, czy występach przeciwko Osasunie i Sevilli. Mimo tego, że zachwytów próżno szukać, to "Królewscy" wciąż są "żywi" we wszystkich możliwych rozgrywkach. FC Barcelona czeka na hit. Nagle nadszedł oficjalny komunikat. Flick bez wyjścia To pierwsza taka sytuacja, gdy Real Madryt na etapie kwietnia jest w grze o: La Liga, Ligę Mistrzów i Puchar Króla, od... 2014 roku. Wówczas zespół "Los Blancos" trenował oczywiście właśnie włoski szkoleniowiec, a sezon zakończył się zwycięstwem w Lidze Mistrzów i Pucharze Króla. Do historycznej potrójnej korony zabrakło wówczas zwycięstwa w rozgrywkach ligowych. Real Madryt przegrał z Valencią na Bernabeu. Wielka szansa dla FC Barcelona W trwającym sezonie wciąż możliwe jest przebicie tamtego osiągnięcia, ale los zdecydowanie nie oszczędza włoskiego szkoleniowca i jego piłkarzy. Włoch jeszcze przed rozpoczęciem 2025 roku stracił Daniego Carvajala oraz Edera Militao, którzy w tym sezonie ligowym z pewnością nie zagrają. Przed meczem 30. kolejki La Liga z Valencią kontuzji na bawił się Andrij Łunin, co sprawiło, że Ancelotti posłał na murawę debiutującego Frana Gonzaleza. Wygrana pozwoliłaby "Królewskim" zrównać się punktami z liderującą FC Barcelona. Afera na kongresie UEFA w Belgradzie, spalona flaga narodowa. "Haniebne i niepokojące" Pierwsza połowa była jednak wybitnie nieudana dla zespołu gospodarzy. "Królewscy" kolejny raz nie potrafili pokazać swojego ofensywnego oblicza. Tak naprawdę jedyną bardzo dobrą sytuację mieli w 13. minucie. Po faulu na Kylianie Mbappe sędzia Cuadra Fernandez podyktował rzut karny. Ten został jednak zmarnowany, a dwie minuty później rzut rożny wykonywali goście. Piłka poleciała w pole karne Realu, a tam doskonale odnalazł się Diakhaby, który pokonał debiutującego Frana. W pozostałych 30 minutach Real szukał wyrównania, ale żaden ze strzałów Mbappe, czy Bellinghama nie znalazł drogi do siatki i gospodarze schodzili do szatni, przegrywając 0:1. Druga część rywalizacji rozpoczęła się dla Realu najlepiej, jak to tylko możliwe. W pierwszej połowie rzut rożny wykorzystała Valencia. Tym razem zrobili to gospodarze. Piłkę zagraną w pole karne przedłużył Bellingham, a sytuację na gola z bliska zamienił Vinicius Junior. Gdy wydawało się, że Real w końcu zrobi to, do czego przyzwyczaił przez lata swoich kibiców, czyli strzeli gola na wagę zwycięstwa, to w bramce dwoił się i troił Mamardashvili, który zagrał tak, jak na mistrzostwach Europy w Niemczech. Ostatecznie wszystkie te interwencje przełożyły się na wygraną... Valencii 2:1 po golu byłego zawodnika "Los Blancos" Hugo Durro w doliczonym czasie gry. FC Barcelona może dziś więc odskoczyć na aż sześć punktów przewagi.