W czwartek odbyło się spotkanie 39 klubów hiszpańskich, ale przedstawicieli Realu, Barcelony i Atletico nie zaproszono. Konflikt szefa La Liga Javiera Tebasa i prezesa Realu Madryt Florentino Pereza wygląda na osobisty. Projekt powołania Superligi od miesięcy frustrował Tebasa, który w wyjątkowo ostrych słowach atakował Pereza - jego lidera. Według szefa La Liga Real, Barcelona i Atletico dokonały rozłamu w futbolu hiszpańskim i postawiły się ponad resztą klubów. Futbol jest dla kibiców Ten punkt widzenia podzielają przedstawiciele 39 zespołów I i II ligi hiszpańskiej. Na spotkania 32. kolejki Primera Division rywale Realu (Cadiz), Atletico (Huesca) i Barcelony (Getafe) wyszli w koszulkach z napisami okazującymi niechęć dla projektu Superligi ("Futbol jest dla kibiców"). Dowodzi to przede wszystkim skali nieporozumień jakie wywołało ogłoszenie powstania Superligi przez 12 najbogatszych klubów Hiszpanii, Włoch i Anglii. Żaden z nich ani przez moment nie podważał sensu rozgrywek krajowych. Superliga miała być alternatywą dla kontrolowanej przez UEFA Ligi Mistrzów. A jednak w Hiszpanii, we Włoszech, a szczególnie w Anglii kibice odebrali to jako zamach na ligi krajowe. Ich protesty doprowadziły do wycofania się sześciu klubów Premier League i projekt Superligi upadł w 48 godzin od jego ogłoszenia. Tebas uważa się dziś za zwycięzcę konfrontacji z Perezem. Ogłosił, że tym razem Real Madryt, Barcelona i Atletico nie zostaną za swój czyn ukarane, ale powstaną przepisy, które uniemożliwią podobny pucz w przyszłości. Podzielony, zdezorientowany i skłócony za sprawą Superligi futbol hiszpański przeżywa trudny moment. Perez trwa przy swoim, prezes Barcelony Joan Laporta wyraża się bardziej oględnie, ale podkreśla, że FIFA i UEFA powinny przedyskutować z klubami podział wpływów z Ligi Mistrzów. Tylko właściciel Atletico Miguel Angel Gil (wiceprezes La Liga) posypał głowę popiołem i przeprosił kibiców za zamieszanie. Leo Messi znów w roli głównej Piłkarze zostali na marginesie wojny na górze. Cztery czołowe kluby w kraju wygrały mecze 32. kolejki. Gracze Getafe powitali piłkarzy Barcelony szpalerem - to praktykowany w Hiszpanii dowód uznania po zdobyciu trofeum. Drużyna Ronalda Koemana wygrała w sobotę finał Pucharu Króla z Athletic Bilbao 4-0. Następnego dnia w 31. kolejce Primera Division Getafe zremisowało bez bramek ze zdziesiątkowanym kontuzjami Realem Madryt. Strata dwóch punktów sprawiła, że Królewscy nie zależą od siebie w wyścigu po tytuł. Muszą liczyć na potknięcia Atletico i Barcelony. Tymczasem Katalończycy pokonali wczoraj Getafe 5-2. Mecz był dramatyczny, a gwiazdą wieczoru został Leo Messi. Zdobył dwa gole, a miałby pewnie hat-tricka, ale w 93. minucie oddał wykonywanie karnego Antoine’owi Griezmannowi. Barcelona prowadziła 3-1 po pierwszej połowie. W drugiej się rozluźniła, a goście zdobyli gola z karnego po kiksie Ronalda Araujo. Koeman wyładował złość na Oscarze Minguezie, który zagrał zbyt frywolnie w jednej akcji za co trener zbeształ młodziana i zdjął z boiska. Dopiero w 87. min trener Barcy odetchnął po golu Araujo zdobytym głową. Koeman rozumie doskonale, że w walce o mistrzostwo nie wolno już się potknąć jego drużynie. Za dwa dni Barca gra wyjazdowy mecz z bardzo mocnym Villarreal. Jego prezes jest zdeklarowanym wrogiem Superligi. W ostatniej kolejce Villarreal zmierzy się też z Realem, ale co się do tego czasu wydarzy trudno przewidzieć. Wyniki, terminarz i tabelę Primera Division znajdziesz tutaj! 8 maja Katalończycy podejmą Atletico na Camp Nou i ktoś w tej konfrontacji będzie musiał stracić punkty. Czeka na to Real, który dzień po meczu na szczycie podejmie Sevillę. Klub z Andaluzji też ma jeszcze szanse na tytuł, choć do Atletico traci 6 pkt. Zapomina się o nim, bo mistrzem Hiszpanii był raz w 1946 roku. Ale drużyna Julena Lopeteguiego jest w bardzo dobrej formie. Dariusz Wołowski