Leo Messi nie kryje, że to był największy sabotaż, jakiego dopuścił się były prezes Barcelony Josep Maria Bartomeu. Jak można wyrzucić z klubu napastnika, który w sześć sezonów zdobywa dla niego 198 goli? Mało wyrzucić. Oddać go do drużyny bezpośredniego rywala w walce na wszystkich frontach. Messi się nie pomylił. Dziś Luis Suarez z 16 golami dla Atletico jest najskuteczniejszym graczem La Liga. A zespół z Madrytu wyprzedza Barcelonę w tabeli o osiem punktów. Wojownik recydywista Messiemu nie chodzi jednak wyłącznie o kwestie sportowe. Raczej o paskudny styl, w jaki szefowie Barcelony potraktowali jego przyjaciela. Ogłaszając decyzję o odejściu z Camp Nou Urugwajczyk nie potrafił powstrzymać łez goryczy. Od sześciu lat był symbolem przywiązania do Barcelony. Spłacał dług wdzięczności za to, że w 2014 roku klub zapłacił za niego Liverpoolowi 80 mln euro i zgodził się czekać do końca dyskwalifikacji za pogryzienie Giorgio Chielliniego podczas meczu Urugwaj - Włochy na mundialu w Brazylii. Zobacz Interia Sport w nowej odsłonie Sprawdź! Suarez, jako recydywista, poddał się terapii. Było to o tyle ryzykowne, że w klubie z Camp Nou nie chciano zabić w nim naturalnej pasji. On zawsze wkładał w grę całe serce. Bywało, że przekraczał granice, ale zwykle to on prowadził Urugwaj i Liverpool do walki wręcz - jeśli było trzeba. W Barcelonie, gdzie szkółka La Masia wychowuje grzecznych chłopaków w typie Andresa Iniesty, czy Xaviego Hernandeza, zapotrzebowanie na piłkarskich wojowników było szczególne. I Suarez przez sześć lat był na Camp Nou pierwszy do walki. Przy tym sportową klasą pasował do Messiego, gra kombinacyjna nie sprawiała mu kłopotu. Dlatego znaczył w szatni Barcelony tak wiele. Urósł do rangi jednego z liderów. Poszła fama, że razem z Messim rządzą kolegami. Podobno trener Quique Setien nie mógł sobie z nimi poradzić. Wiadomo, że pozycja Argentyńczyka jest na Camp Nou niepodważalna, trzeba więc było rozdzielić tę parę. Po klęsce 2-8 z Bayernem w ćwierćfinale Ligi Mistrzów frustracja w Barcelonie przekroczyła wszelkie granice. Gniew skupił się przede wszystkim na Suarezie. Nikt nie patrzył, ile jeszcze może dać drużynie. Szefowie klubu nakazali Koemanowi, żeby pozbył się Urugwajczyka, jeśli chce zapanować nad szatnią. Holender dał się przekonać, że Suarez nie jest mu potrzebny. Największe głupstwo prezesa Prezesi Barcy zmusili napastnika do odejścia. Zgłosił się Juventus Turyn i kilka innych klubów, w tym Atletico, bo Diego Simeone jest fanem tak walecznych piłkarzy jak Suarez. Urugwajczyk uznał, że zostanie w La Liga, żeby nie przenosić rodziny z Hiszpanii, gdzie żona i dzieci czują się dobrze. Barcelona zgodziła się dopłacać do pensji Suareza 6 mln euro za sezon, byle tylko wylądował na Wanda Metropolitano. Na Camp Nou zarabiał 14 mln, Atletico stać było tylko na 8 mln. No i stało się. Ci, którzy widzieli łzy Suareza 24 września 2020 roku, gdy ogłaszał traumatyczne rozstanie z Barceloną, byli pewni, że niedługo potem zapłacze klub z Katalonii. Bartomeu wytrwał przy władzy jeszcze miesiąc, a potem zabrał manatki i podał się do dymisji. Zostawił klub tonący w długach i chaosie. Pandemia opóźnia kolejne wybory. Niedawno o sprawę urugwajskiego napastnika zapytano stopera Gerarda Pique. - A pytajcie tego, kto podjął tak skandaliczną decyzję - powiedział. Tak się złożyło, że Suarez nie zagrał w pierwszym meczu Atletico - Barcelona (1-0). Wrócił zakażony koronawirusem ze spotkania reprezentacji Urugwaju. Camp Nou odwiedzi 9 maja, zanosi się na to, że w 35. kolejce Atletico będzie o krok od tytułu. Bartomeu popełnił wiele głupstw, uważa się go już dziś za najgorszego prezesa w historii Barcelony. Oskarżano go, że za klubowe pieniądze wynajął firmę, która w mediach społecznościowych oczerniała piłkarzy i jego rywali do stanowiska prezesa. Być może Messi ma jednak rację, że największym absurdem, który urodził się w głowie Bartomeu, było to, jak postąpił z Suarezem. - Poniżono mnie w Barcelonie, musiałem udowodnić ile jestem warty - powiedział niedawno Urugwajczyk. Dariusz Wołowski