Fakt, że część osób przechodzi zakażenie koronawirusem bezobjawowo, ale wciąż może zarażać innych ludzi, sprawia, że wirus ten jest szczególnie niebezpieczny. Gdyby nie obligatoryjne badania wszystkich zawodników Valencii, po tym jak w klubie wykryto zakażoną osobę, Eliaquim Mangala najprawdopodobniej nigdy nie dowiedziałby się, że był chory. - Nie miałem żadnych objawów, czułem się tak, jak zwykle. W piątek przeszliśmy badania, a kiedy w niedzielę rano lekarz powiedział mi, że wynik jest pozytywny, byłem zszokowany. Myślałem, że to żart - opowiada Mangala w rozmowie z "L'Equipe".Piłkarz opowiedział, jak podczas kwarantanny wygląda jego życie. Ponieważ czuje się dobrze, wciąż trenuje we własnym ogrodzie, z tym, że z maską na twarzy. Piłkarz realizuje harmonogram wysłany przez sztab szkoleniowy Valencii.- Później oglądam dokumenty, Netflixa, gram w gry wideo, czasami poczytam. Moja rodzina musi pozostać odizolowana. Jest jedno piętro na którym mieszkam, a rodzina jest na górze. Staramy się unikać, jak to tylko możliwe - mówi obrońca Valencii.29-letni Francuz w sierpniu zmienił Manchester City na Valencię, do której był już wypożyczony w sezonie 2016/17. Wcześniej był piłkarzem Evertonu, FC Porto oraz Standardu Liege.