Wyglądało to na serię nieprawdopodobnych przypadków i szczęśliwych zbiegów okoliczności. W roku 2000 Real Madryt wygrał Ligę Mistrzów pokonując Valencię 3-0 w hiszpańskim finale na Stade de France w Paryżu. Królewscy ratowali trudny sezon, bo w lidze zajęli dopiero piąte miejsce wyprzedzeni przez Deportivo la Coruna, Barcelonę, Valencię i Real Saragossa. Perez i klasyk prosiaka Ówczesny prezes Lorenzo Sanz ogłosił przyspieszone wybory myśląc, że po wielkim sukcesie w Europie nikt mu nie zagrozi. Tymczasem pojawił się nieznany nikomu kandydat - przedsiębiorca Florentino Perez. Sondaże wskazywały, że nie ma najmniejszych szans, aż ktoś podsunął mu pomysł zatrudnienia Luisa Figo. Najgłośniejszy transfer w historii piłki też był w jakimś stopniu przypadkiem. Figo nie miał zamiaru odchodzić z Barcelony, której był symbolem. Chciał tylko postraszyć szefów katalońskiego klubu odejściem na Santiago Bernabeu, by dostać podwyżkę. Widząc, że Perez szanse w wyborach w Realu ma małe, Portugalczyk podpisał z nim umowę, że jeśli jednak zostanie prezesem, on przeniesie się do Madrytu. Umowa obłożona była milionową klauzulą gwarantującą Perezowi odszkodowanie, gdyby on wygrał wybory, a Figo się wycofał. Gdy socios Realu dowiedzieli się, że mogą mieć u siebie Portugalczyka i zrobić wielką przykrość największemu rywalowi, zagłosowali na Pereza. Figo nie miał wyjścia. Jego transfer do Realu wywołał burzę w Barcelonie. Najbliższy mecz obu drużyn nosi nazwę "klasyku prosiaczka". Fani Barcy cisnęli w stronę Figo odcięty świński łeb. Rzucali z trybun Camp Nou czym popadło: butelkami, zapalniczkami, ktoś cisnął nawet telefonem komórkowym, które w tamtych latach były znacznie droższe. Jako nowy prezes Perez przegrał Superpuchar Europy, a potem Puchar Interkontynentalny. Nigdy więcej się to już nie powtórzyło, by w jego kadencji Królewscy polegli w dwóch kolejnych finałach rozgrywek międzynarodowych. W 2001 roku nowy prezes Realu pobił rekord transferowy ustanowiony przez Figo (56 mln dol) i sprowadził Zinedine’a Zidane’a za 65 mln dol. Na jednej z futbolowych gal prezes Realu podsunął Francuzowi serwetkę, na której było napisane pytanie: "czy chcesz zagrać w Realu?". Piłkarz Juventusu odpowiedział "tak". W kolejnych latach do Realu doszli Brazylijczyk Ronaldo i David Beckham. Anglik skłócony z Alexem Fergusonem w Manchesterze United wybrał Real, choć zabiegała o niego Barcelona. Ale drużyna nazywana galaktyczną popadła w kryzys. Po początkowym wzlocie, zaczęła przegrywać i w 2006 roku zdesperowany Florentino podał się do dymisji. Rozmawiałem wtedy z Emilio Butragueno, który tłumaczył, że żaden prezes nie zrobił dla Realu więcej niż Perez. Nie chodziło o sukcesy i transfery gwiazd. Bogaty i sprawny przedsiębiorca wydobył klub z ogromnych długów i poprowadził na szczyt listy najbogatszych na świecie. W dzieciństwie Florentino Perez prowadzany był na stadion Santiago Bernabeu przez swojego ojca. Poznał legendę klubu, jej najsłynniejszego prezesa, który wokół Alfredo di Stefano zbudował najlepszą drużynę w historii piłki. Prezes Bernabeu wydarł Argentyńczyka Barcelonie. Perez marzył, że kiedyś powtórzy tę niezwykłą historię. Jako szef Realu uczynił z Di Stefano honorowego prezesa klubu. Obraza dla biednych? Po dymisji w 2006 roku Florentino szybko zatęsknił za futbolem. Był w interesach w Arabii Saudyjskiej i jeden z Szejków poznał go ze względu na związki z Realem. Perez zrozumiał, że setki milionów, którymi obraca nie dadzą mu takiej pozycji jak Królewscy. Wiosną 2009 roku Real poległ u siebie z Barceloną 2-6 w meczu ligowym. Katalończycy doczekali najlepszej drużyny świata. Perez obiecał wielkie transfery i pogoń za wielkim rywalem. Znów został wybrany na prezesa. Za rekordowe 264 mln euro sprowadził Cristiano Ronaldo, Kakę, Karima Benzemę, Xabiego Alonso, Alvaro Arbeloę, Raula Albiola i Estebana Granero. Wobec tak ogromnych wydatków protestował szef UEFA Michel Platini, a watykański dziennik "L’Osservatore Romano" nazwał zachowanie Pereza "obrazą dla biednych". Perez dostał w piłce wiele lekcji pokory. Do dziś jego bilans meczów z Barceloną jest ujemny: 16 zwycięstw, 15 remisów i 21 porażek. Ale zdobył z Realem pięć tytułów w Lidze Mistrzów. Brakuje mu jednego, by dorównać legendzie Santiago Bernabeu. Stworzył drużynę, która dokonała rzeczy tak samo niezwykłych jak ta z Di Stefano. Pod wodzą Zidane’a Real wygrał Ligę Mistrzów w trzech kolejnych latach (2016-2018). Przed nim w erze Champions League, czyli od 1993 roku nikt nawet nie obronił tytułu. Perez jest teraz na kolejnym zakręcie. Od 2018 roku wydał 360 mln euro na odmłodzenie wielkiej drużyny, a tymczasem ciągną ją wciąż starzy gracze: 34-letni Sergio Ramos, 35-letni Luka Modric, 33-letni Karim Benzema. Wyniki, tabelę i terminarz Primera Division znajdziesz tutaj! Dziś Real gra z Eibarem i to będzie tysięczny mecz Pereza w roli prezesa. Z pozoru łatwy, ale trudny, bo Królewscy muszą wygrać. Do Atletico tracą w tabeli sześć punktów i dwa do Barcelony. Za tydzień grają el Clasico w Madrycie, ale już we wtorek rozpoczynają batalię z Liverpoolem o półfinał Ligi Mistrzów. W 12 dni zdecyduje się jaki to będzie sezon dla Królewskich. Nie pomoże im kapitan Sergio Ramos, który wrócił z kontuzją z meczu kadry Hiszpanii. 2316 goli zdobytych i 1027 straconych opisują karierę obecnego prezesa Realu. Poza tym 656 zwycięstw, 172 remisy i 171 porażek. Jego praca w klubie to wielkie zwycięstwo. 20 lat temu miał w swoim biurze plakat drużyny z Di Stefano, kiedy jako nieznany przedsiębiorca postanowił wziąć wielki klub w swoje ręce. Nikt poza nim w to nie wierzył. Ale dopiął swego. Dariusz Wołowski