W grudniu Atletico miało 12 "oczek" przewagi nad Barceloną, ale teraz czuje już oddech Katalończyków na plecach, blisko jest także Real. Lider ma 66 punktów, "Barca" - 62, a broniący tytułu "Królewscy" - 60. "To byłoby bardzo bolesne, gdybyśmy nie zdobyli tego tytułu. Wiadomo, że losy mistrzostwa rozstrzygają się w ostatniej fazie sezonu. Spodziewaliśmy się, że zrobi się ciężko. Nie ma co mówić o tym, kto tu jest faworytem. Będziemy walczyć do końca, tak samo jak Barca i Real, które należą do najlepszych zespołów na świecie" - powiedział na antenie Marca Radio pomocnik Atletico Koke. Sevilla - czwarte miejsce, 55 pkt - raczej o tytuł już nie powalczy, ale podopieczni Julena Lopeteguiego rozgrywają solidny sezon, co najprawdopodobniej da im awans do Ligi Mistrzów. Trudno spodziewać się, żeby w pozostałych 10 kolejkach Andaluzyjczycy roztrwonili 10-punktową przewagę nad lokalnym rywalem Betisem oraz Realem Sociedad. Strata punktów w niedzielę mogłaby okazać się dla lidera kosztowna. Nie należy bowiem spodziewać się w tej kolejce wpadek "grupy pościgowej". Rywale Barcelony i Realu uwikłani są w walkę o utrzymanie w ekstraklasie. Real zagra u siebie z Eibar w sobotę, spotkanie Barcelony z Realem Valladolid na Camp Nou zaplanowano na poniedziałek. Na środę przełożony został mecz Realu Sociedad z Athletic Bilbao. To dlatego, że w sobotę oba zespoły zmierzą się w finale... poprzedniej edycji Pucharu Hiszpanii. Władze piłkarskie w kraju przełożyły termin z 2020 na 2021 rok w nadziei, że wtedy na stadion będą mogli wejść kibice, jednak sytuacja związana z pandemią COVID-19 nadal jest trudna i trybuny będą puste. Athletic rozegra zresztą dwa tygodnie później drugi finał Copa del Rey, tym razem obecnej edycji - 17 kwietnia rywalem będzie Barcelona.