W czwartek opuścił lizboński areszt tymczasowy, w którym przebywał od ponad roku. Sąd w Lizbonie umieścił go w areszcie domowym. Musi stawić się na każde żądanie policji. Odcięto mu dostęp do internetu, co może jest największą karą. Jego francuski adwokat William Bourdon mówi o pierwszym sukcesie w batalii z portugalską machiną sądową. Ale mecz trwa. - Nadal myśli się jednak o tym, by zdyskredytować Pinto i obciążyć go ciężkimi zarzutami kryminalnymi - skomentował decyzję sądu Bourdon. Wstawiają się za nim politycy i służby fiskalne z innych niż Portugalia krajów Unii Europejskiej, listy z prośbą o jego uwolnienie pisał Yannick Noah, były francuski tenisista dziś komentator, piosenkarz, celebryta. Oswobodzenia Pinto żądają setki Portugalczyków, którzy demonstrują przed sądami. Ale Pinto - sygnalista według swoich zwolenników albo haker według sądu - ma też wielu zaciekłych wrogów nie tylko w świecie piłkarskim, ale również - co gorsza dla niego - wśród polityków. 19 milionów poufnych dokumentów - To był dziecinny żart - mówił w wywiadzie dla "Der Spiegel" odsłaniając początki swojej działalności. Pinto chciał zarobić na swoim bądź co bądź nielegalnym procederze wykradania danych. Jego ofiarą padła agencja menedżerska Doyen Sports. Z ciekawości przyjrzał się pozyskanym dokumentom. Gdy poznał treść zażądał miliona euro w zamian za milczenie. Lawina ruszyła. Przejrzawszy zawartość dokumentów Pinto nawiązał kontakt z dziennikarzami niemieckiego tygodnika "Der Spiegel". Przekazywał im co bardziej soczyste materiały. A miał z czego wybierać. Uzyskał dostęp do około 10 terabajtów danych, licząc tradycyjną metodą blisko 19 milionów poufnych dokumentów. Około 40 procent z nich dotyczyło piłki nożnej, pozostałe też były interesujące i obciążające - polityków, biznesmenów, celebrytów. "Der Spiegel" podzielił się zawartością z innymi mediami. W ten sposób powstało "European Investigate Collabaration", konsorcjum medialne informujące o przekrętach - głównie podatkowych. Pierwsza część publikacji dokumentów dotycząca ciemnych stron futbolu rozpoczęła się w marcu 2016 roku. Kolejna partia ujrzała światło dzienne w listopadzie 2018 roku. To był największy wyciek danych w historii sportu. Afera została nazwana "Football Leaks". Ronaldo płaci miliony hiszpańskiemu fiskusowi. Podejrzanie działania menedżera Lewandowskiego Publikacja wytknęła nielegalną działalność największych gwiazd światowej piłki. Okazało się, że większość z nich ukrywała pieniądze w rajach podatkowych, oszczędzając - kosztem fiskusa - miliony euro. Cristiano Ronaldo w ten sposób przechowywał 150 milionów euro, Jose Mourinho, James Rodriguez, Radamel Falcao - po 12 milionów. Na liście - z mniejszymi sumami - znaleźli się też Paul Pogba, Mesut Ozil, Pepe, Angel Di Maria i słynny portugalski menedżer Jorge Mendes. Prawda ujawniona przez Pinto drogo ich kosztowała. Ronaldo musiał zapłacić 18 milionów euro rekompensaty hiszpańskiemu urzędowi podatkowemu (był wtedy piłkarzem Realu Madryt), Mourinho - 2 miliony euro. W przypadku CR7 wyszły na jaw inne grzechy. To z tych dokumentów świat dowiedział się o oskarżeniach o brutalny gwałt jakiego miała się dopuścić portugalska gwiazda piłki wobec Kathryn Mayorgi w Las Vegas. Sprawa została zamknięta, ale amerykański wymiar sprawiedliwości z urzędu wznowił śledztwo. W ubiegłym roku z braku dowodów je zakończył. Materiały pokazały także kulisy działania najbogatszych klubów na świecie. Manchester City naruszał zasady działania finansowego fair-play, za co został ukarany grzywną w wysokości 30 milionów euro. Wobec Paris Saint-Germain toczy się nadal śledztwo w sprawie "finansowych defraudacji" oraz "dyskryminacji" wobec młodych piłkarzy tego klubu. Okazało się, że paryski klub zbierał informacje z życia osobistego młodych zawodników przed ich zatrudnieniem. "Football Leaks" ujawniły również wiele fikcyjnych transferów, których celem było pranie brudnych pieniędzy. W tym celu "biznesmeni", agenci piłkarscy wykupywali kluby w Belgii, na Cyprze, w Serbii. Wśród zamieszanych w tę aferę miał być Pini Zahavi, menedżer Roberta Lewandowskiego. Kibice Benfiki grozili mu śmiercią Pinto został zatrzymany w Budapeszcie w styczniu 2019 roku. Po dwóch miesięcy deportowano go do Portugalii. Ciążą na nim aż 93 zarzuty w tym m.in.: ujawnienie tajemnicy korespondencji, cyberprzestępstwa, szantażu. Jego obrońcy domagają się, by przyznać mu status "sygnalisty". Prowadząca śledztwo sędzia Claudia Pina nie zgadza się na to, uzasadniając, że na początku swej działalności działał z premedytacją, szantażując firmę Doyen Sports. Według niej jest przestępcą. Portugalskie sąd długo był głuchy na wszelkie prośby o złagodzenie kary. Miejscowe media i politycy uważają, że dzieje się tak dlatego, bo Pinto nadepnął na odcisk zbyt wielu ważnym osobom, by został zwolniony z aresztu. Wykradł też dane prokuratury generalnej, ale też Portugalskiej Federacji Piłkarskiej oraz trzech największych miejscowych klubów - Benfiki Lizbona, FC Porto i Sportingu Lizbona. W styczniu 2019 roku kibice Benfiki wysyłali mu pogróżki śmiertelne. Ujawnione maile kompromitowały klub. Tylko w marcu tego roku portugalskie służby fiskalne dokonały 79 przeszukań w siedzibach portugalskich klubów. W akcji uczestniczyło 180 żandarmów. Wiele nieczystych zagrań zostanie jeszcze ujawnionych. Największym "błędem", albo po prostu aktem wyjątkowej odwagi Pinto, było ujawnienie w styczniu tego roku materiałów dotyczących Isabeli dos Santos, mieszkającej w Londynie miliarderki, najbogatszej kobiety Afryki. To 46-letnia córka byłego prezydenta Angoli (byłej portugalskiej kolonii) Jose Eduardo. Wzorem wielu afrykańskich polityków i ich rodzin wzbogacała się kosztem państwa. Swoje firmy zakładała za pieniądze wyprowadzone z budżetu Angoli. Dziś jej majątek jest oceniany na 2,3 miliarda euro. Afera została nazwana "Luanda Leaks" . Zdradził hasła do dysków, może wyjdzie na wolność - Portugalski system sądowniczy nie jest zbyt przychylny takim osobom jak Pinto, tym bardziej dlatego, że nie należał do organizacji, których działania ujawnił. Istnieje również duża presja polityczna w tej sprawie, ponieważ duże portugalskie kancelarie prawne brały udział w sprawach potępionych przez Football Leaks i Luanda Leaks - powiedział portugalski deputowany Pedro Felipe Soares. Tymczasem chęć współpracy z tak cennym informatorem wyraziły organy podatkowe z Francji, Niemiec i Hiszpanii. Haker przekazał im już wiele informacji. Portugalia długo się wahała, by korzystać z wiadomości, które posiadł Pinto. On sam napisał w ostatniej wiadomości na profilu społecznościowym (30 stycznia), że przedłużający się areszt jest głównie wynikiem ujawnienia danych o Isabeli dos Santos. Skąd więc zmiana decyzji i zamiana aresztu tymczasowego na areszt domowy? Lokalny dziennik "Experesso" podał, że Pinto zdecydował się rozkodować 10 swoich twardych dysków, które przejęła policja podczas jego aresztowania. Hasła dostępu znał tylko on. Najprawdopodobniej obie strony zdecydowały się na współpracę. To może oznaczać wolność dla Pinto ale może wskutek tego mniej się dowiemy. Olgierd Kwiatkowski