Choć Osasuna zajmowała przed 9. kolejką 18. miejsce w tabeli, a Barcelona była liderem, to niespodzianki nie można było wykluczyć, bo w Pampelunie w tym stuleciu nie wygrała wcześniej aż ośmiu spotkań ligowych. Goście rozpoczęli z Lionelem Messim na ławce rezerwowych, ale w 68. minucie Argentyńczyk pojawił się na boisku, bo u piłkarzy "Dumy Katalonii" szwankowała skuteczność. Nawet jednak on nie uchronił swojego zespołu od pierwszej straty punktów w bieżących rozgrywkach i zatrzymaniu na ośmiu rekordu kolejnych zwycięstw od początku sezonu. Po raz ostatni "Barca" nie zdobyła gola w rodzimej ekstraklasie w spotkaniu z Villarrelem w styczniu 2012 roku. W sobotę przerwana została jej seria 65 występów z co najmniej jednym trafieniem. Dobra wiadomość dla jej kibiców jest taka, że po siedmiu miesiącach leczenia kontuzji na boisko wrócił obrońca Carles Puyol, który od razu znalazł się w podstawowym składzie. Po meczu przyznał, że razem z kolegami obawiali się tej potyczki. "Zawsze trudno nam się grało na tym terenie. Ten stadion wyjątkowo nam nie leży. Zabrakło nam dokładności, tzw. ostatniego podania. Nie ma jednak czasu na rozdzieranie szat, bo już we wtorek gramy w Lidze Mistrzów z Milanem" - przyznał Puyol. Jeszcze gorzej spisało się Atletico, które do soboty również szczyciło się kompletem wygranych. Drużyna trenera Diego Simeone uległa jednak w Barcelonie Espanyolowi 0-1. Zawodnikiem, który skierował piłkę do siatki był w 54. minucie niefortunnie interweniujący bramkarz gości Thibaut Courtois. Zawiódł jednak zwłaszcza lider klasyfikacji strzelców Diego Costa. To dopiero drugie spotkanie Primera Division w tym sezonie, w którym nie pokonał golkipera rywali. Zarówno Barcelona, jak i Atletico straciły szansę na wyrównanie rekordu Realu Madryt sprzed 45 lat, kiedy zwyciężył w dziewięciu kolejnych meczach od początku rozgrywek. To właśnie ten zespół najwcześniej z możnych La Liga pojawił się w sobotę na boisku i pokonał Malagę 2-0. Bohaterem na Santiago Bernabeu nie była jednak żadna z gwiazd "Królewskich", a argentyński bramkarz gości Willy Caballero. Gdyby nie jego świetne interwencje, drużyna z Malagi, bez Bartłomieja Pawłowskiego w kadrze, przegrałaby znacznie wyżej. "Caballero zepsuł gospodarzom fiestę" - napisała "Marca", a jego rodak z Realu Angel di Maria zaznaczył, że w takiej dyspozycji śmiało może myśleć o miejscu w reprezentacji na mistrzostwa świata w Brazylii. Do przerwy było bez bramek, ale już pierwsza akcja w drugiej połowie przyniosła Realowi prowadzenie. Di Maria dośrodkowywał do Cristiano Ronaldo, a piłka zatrzymała się w siatce, choć Portugalczyk nie sięgnął piłki. Z kolei w doliczonym przez sędziego czasie gry wprowadzony na boisko w 76. minucie Walijczyk Gareth Bale, najdroższy piłkarz świata, wywalczył rzut karny dla gospodarzy. Caballero wyczuł intencje Ronaldo, ale ten po chwili mógł się cieszyć z ósmego trafienia w sezonie. Podopieczni trenera Carlo Ancelottiego odnieśli siódme zwycięstwo w sezonie i z dorobkiem 22 pkt zbliżyli się na trzy do Barcelony i dwa do Atletico. Włoski szkoleniowiec wcześniej nie szczędził cierpkich słów swoim piłkarzom. Teraz było inaczej. "Jestem zadowolony. Widziałem większe zaangażowanie, większą determinację. Każdy zawodnik dołożył coś od siebie" - powiedział Ancelotti. Jego zespół czeka w środę prestiżowa konfrontacja z Juventusem Turyn w LM, a za tydzień "więcej niż mecz", czyli El Clasico z Barceloną na Camp Nou. Zobacz wyniki, strzelców bramek, tabelę i terminarz Primera Division