Real Madryt w niedzielę gościł w Barcelonie, gdzie stawił czoła Espanyolowi. Królewscy wygrali ostatnio dwa mecze pod rząd i w Katalonii chcieli podtrzymać niezłą serię, a zarazem zbliżyć się do przewodzących LaLiga Atletico Madryt i FC Barcelona. Plan zaczął się spełniać błyskawicznie, już w 4. minucie Luka Modrić wpadł w pole karne rywali, mijał ich jak Hermann Maier za czasów świetności w alpejskim PŚ, uderzył mocno, a Diego Lopez odbił piłkę wprost pod nogi Karima Benzemy, który ze sporą dozą szczęścia otworzył wynik. Nie minęło 15. minut, a było już 0-2. Modrić wrzucił z wolnego piłkę w pole karne miejscowych, a tam w swoim stylu Sergio Ramos wypracował sobie pozycję i głową wpakował piłkę do siatki. Espanyol odpowiedział w 25. minucie. Po rykoszecie od Lucasa Vazqueza piłka spadła w polu karym gości pod nogi Leo Baptistao, a ten bez namysłu kropnął pod poprzeczkę i pokonał Thibauta Curtoisa. Gospodarze poczuli krew, nacierali uparcie, ale w samej końcówce pierwszej połowy nadziali się na kontrę. Benzema rozegrał piłkę z Viniciusem, ten zgrał do Francuza, który płaskim strzałem podwyższył na 3-1. To był klasyczny gol do szatni. W drugiej połowie Królewscy podwyższyli na 4-1, bo łatwo piłkę przed własnym polem karnym stracili miejscowi. Akcję pociągnął w polu karnym Benzema, a gola zdobył Gareth Bale. Walijczyk na murawę wszedł po zmianie stron, a całej sytuacji pikanterii dodał fakt, że goście atakowali, choć na murawie leżał kontuzjowany Leo Baptistao. Espanyol nie miał wyjścia, ruszył do ataku i szukał okazji do zmniejszenia strat. W 72. minucie mógł paść gol, ale Raphael Varane sfaulował wychodzącego na czystą pozycję Sergio Garcię i wyleciał z boiska z czerwoną kartką. Miejscowi trafili na 2-4 w 81. minucie, wrzutkę w pole karne wykorzystał Ruben Rosales, ale już na wyrównanie zabrakło miejscowym czasu. Dzięki wygranej Real Madryt wskoczył na trzecie miejsce w tabeli, do drugiego Atletico Madryt traci pięć punktów, a do liderującej FC Barcelona dziesięć. Zobacz wyniki, terminarz i tabelę Primera Division