Można powiedzieć, że Wielki Tydzień w Sewilli jest czasem połączenia mistycznego sacrum z radosną fiestą. Ponad 60 bractw chrześcijańskich wychodzi wtedy na ulice z ciężkimi rzeźbami Jezusa Chrystusa i Maryi. Były piłkarz Sevilli Ivan Rakitić wspominał kiedyś, że w pierwszym roku mieszkania w Andaluzji był zdumiony, że nie mógł przed Wielkanocą wyjechać z miasta. Dopiero w kolejnych latach zrozumiał fenomen długo trwających procesji (niektóre nawet 12-14 godzin). Aby lepiej zrozumieć temat, czytelnikom na początku przyda się mały słowniczek pojęć. paso - platforma z rzeźbą Jezusa Chrystusa lub Maryi ważąca nawet do 1,5 tony. capataz - prowadzący procesję. Wydaje rozkazy niosącym i decyduje o ich rotacji pod platformą, koordynuje ruch, zwracając uwagę wąskość uliczek miasta. Pomagają mu idący z tyłu contraguías. Cieszy się szacunkiem mieszkańców, przekazuje swoją wiedzę kolejnym pokoleniom. costalero - niosący platformę na własnych barkach. W danym momencie pod każdym paso potrzeba 25-40 osób, a wraz ze zmiennikami łącznie aż 60-120. nazareno - pokutnik przeżywający procesję w duchowy sposób. Może rozmawiać z innymi, jest ubrany w tunikę z wysokim kapturem, zazwyczaj niesie świecę lub krzyż. Jest symbolem anonimowości pokuty (nazwa pochodzi od Jezusa z Nazaretu). penitente - pokutnik przeżywający procesję w bardziej fizyczny sposób. W przeszłości często praktykowane było biczowanie, obecnie jest to bardziej chodzenie na kolanach. músico - członek orkiestry dętej lub perkusyjnej. Większość procesji odbywa się w akompaniamencie muzyki (przeciwieństwem są te ciche, podczas których słychać tylko kroki, łańcuchy i nakazy prowadzącego, a jedynym oświetleniem są świece). Semana Santa a piłka nożna. Żywa legenda Betisu chce kiedyś nieść paso Używane rzeźby są autentycznymi dziełami sztuki barokowej, niektóre pochodzą z XVI-XVII wieku, jak chociażby te najważniejsze: figura Jezusa Wszechmogącego (nazywanego "Władcą Sewilli") i Madonny La Esperanza Macarena (uważanej przez Hiszpanów za skarb narodowy). Pasos oczywiście wymagają regularnej opieki. Członkowie bractw przez cały rok konserwują je, by wyglądały jak najlepiej na Wielki Tydzień. Atmosfera jest podniosła, ludzie klaszczą, często rzucają płatki róż, a z balkonów - na których miejsce niektórzy rezerwują nawet rok wcześniej - śpiewają saetas, czyli... improwizowane flamenco na cześć Jezusa lub Maryi. Najważniejsza jest noc z Wielkiego Czwartku na Piątek ("La Madrugá"). Wtedy na ulice ruszają najważniejsze procesje - La Macarena, El Gran Poder, El Silencio, La Esperanza de Triana i Los Gitanos. Zaczynają się one pomiędzy 1:00 a 6:00. Niesienie paso uważa się za bardzo duże wyróżnienie. Mimo że w niektórych procesjach robi to nawet ćwierć tysiąca osób, nie jest łatwo zostać jednym z nich. Wie coś o tym Joaquin Sanchez. Trafił do akademii Realu Betis mając 16 lat, w pierwszym zespole spędził 14 sezonów (2000-2006 i 2015-2023), jest kochany - nie ma w tym przesady - w mieście i w całym kraju, ale musi cierpliwie czekać na swoją kolej, a i tak nie wie, czy w ogóle do tego dojdzie. - Uwielbiam, kocham Wielki Tydzień, ale nie mogę przeżyć go tak jakbym chciał, bo wynieśliby mnie na rękach przez Most Triana - powiedział w swoim żartobliwym stylu. O ile w czasie procesji alkoholu się nie pije, rodziny przynoszą wodę, składane krzesełka czy wachlarze, to jak to bywa w Hiszpanii, w pewnym momencie musi zacząć się impreza. Po obrzędach religijnych mieszkańcy nie żałują sobie piwa czy wina, bary pękają w szwach. Poniżej zdjęcie Joaquina podczas Semana Santa 2018. - Czuję się bardzo sewilsko. Gdybym mógł, wychodziłbym codziennie, by oglądać procesje. Moje dziewczyny (żona i dwie córki - red.) też to uwielbiają. Staram się przeżyć Semana Santa w pełni, jak tylko mogę. Wszystkie bractwa mają piękne wyjścia, każde ma swój własny styl - przyznawał. Ivan Rakitić - Chorwat, który "został" sewilczykiem To miasto liczące 1,3 miliona mieszkańców od zawsze żyje rywalizacją dwóch największych lokalnych klubów. Funkcjonuje tam powiedzenie: "Gdy się rodzisz, jesteś za Betisem lub Sevillą, jesteś z Macareny albo Triany" (nawiązanie do dwóch dzielnic, od których wzięły się nazwy tytuły dla Matki Boskiej). Warto więc teraz teraz przywołać słowa ikony z drugiego obozu, czyli Sevilla Futbol Club. Wróćmy do wspomnianego Rakiticia, przytaczając jego przemyślenia związane z Wielkim Tygodniem. Grał na Estadio Ramon Sanchez Pizjuan przez 7 sezonów (2011-2014 i 2020-2024). Właśnie w stolicy Andaluzji poznał swoją żonę i założył rodzinę. - Mój teść był przez dwanaście lat costalero i odczuwa ten zaszczyt każdego dnia. Mówi o tym w styczniu, w marcu, w lipcu, w grudniu... Nie ma to znaczenia, to jest zawsze obecny temat. Gdy zakończę karierę, chciałbym być costalero wraz z nim, powiedziałem mu już to - zaznaczył Chorwat, który nie zawiesił jeszcze butów na kołku, występuje dla Hajduka Split, a pierwszą połowę 2024 roku spędził w saudyjskim Al-Shabab. Po karierze piłkarza zapewne wróci do Andaluzji i zostanie przywitany jak urodzony sewilczyk. "Cały mój szacunek i podziw dla costaleros i bractw z Sewilli!" - napisał na Instagramie w 2017 r. Oddajmy głos starszemu pokoleniu. 68-letni Rafael Gordillo spędził w Betisie 12 sezonów, ale też 7 w Realu Madryt. Aż 75-krotnie występował w koszulce reprezentacji Hiszpanii, dzięki czemu w kraju cieszy się społecznym szacunkiem. Przyznał kiedyś, że będąc w stolicy tęsknił za andaluzyjskimi obchodami. - Byłem nazareno w wieku 9 i 10 lat, wprowadził nas w to wujek. Widziałem costaleros płaczących i przytulających się. To było coś wyjątkowego, przykuło moją uwagę. Kiedy grałem w piłkę nożną, nie wolno mi było brać czynnego udziału. Po przejściu na sportową emeryturę znowu z bratem byliśmy nazarenos, on niósł bardzo duży krzyż. Dzięki Bogu, że wytrzymał do końca. Gdy grałem w Realu, nie miałem nawet jak przyjechać, by oglądać procesje. Tęskniłem za tym. W pierwszym roku w Madrycie podczas Wielkiego Tygodnia gorączkowo szukałem stacji radiowej relacjonującej te wydarzenia - przyznał. Prezes Sevilli niósł paso w klubowej bluzie. Wszystko przez triumf w Pucharze UEFA Ciekawą historię ma za sobą też José María del Nido Benavente, prezes Sevilli w latach 2002-2013. W 2007 r. w Niedzielę Palmową jego klub grał wyjazdowy mecz Primera Division z Osasuną. Del Nido oczywiście był obecny w loży stadionu w Pampelunie, ale kwadrans przed końcem spotkania, w ciemną noc o godzinie 23:00 popatrzył na zegarek i ku zdziwieniu wszystkich nagle wstał. Jak się okazało, czekał już na niego prywatny samolot. Pożegnał się i przeprosił Patxi Izco, prezesa rywali. Dlaczego przedwcześnie opuścił obiekt? Wrócił do Sewilli i udał się na ulicę Pastor y Landero, by dotrzymać obietnicy sprzed roku. W trakcie sezonu 2005/2006 powiedział: "Jeśli wygramy Puchar UEFA, to obiecuję i ogłaszam to publicznie, że poniosę przez godzinę paso mojego bractwa Świętej Genowefy". Zespół sięgnął po trofeum, a Del Nido w nocy z 1 na 2 kwietnia 2007 r. faktycznie wziął udział w procesji. Ubrany w klubową bluzę przyjmował rozkazy capataza Manuela Vizcayi. Organizacja obchodów Wielkiego Tygodnia w ostatnich latach wiąże się także z działaniami prospołecznymi. Fundacja Betisu - którą od 2011 r. prowadzi wspomniany już Gordillo - po raz kolejny w tym roku wzięła udział w inicjatywie "Semana Santa Cardioasegurada". Instytucja "Los Verdiblancos" przekaże środki finansowe bractwom na zakup 40 defibrylatorów, dzięki czemu zdrowie wszystkich świętujących będzie chronione jeszcze mocniej. 15 kolejnych takich urządzeń zostanie zainstalowanych w kościołach znajdujących się w miejscach o dużym natężeniu ruchu ("Strefy Bezpieczne dla Serca"). Semana Santa to coś więcej niż 70 pochodów. To akt wiary, w czasie którego często ludzie milczą, a mężczyźni niosący bardzo ciężkie pasos mimo statusu półherosów pozwalają sobie na łzy. Trudno porównać te obchody do jakichkolwiek przeprowadzanych w Polsce. Od 2009 roku w naszym kraju coraz lepszą frekwencją cieszą się Orszaki Trzech Króli, ale nie mają one ani mistycznego, pokutnego charakteru, ani korzeni średniowiecznych, ani tak dużej popularności.