Eksperci uważają, że fiskus obawia się, że wraz z inspekcjami odpłyną z kraju duże fortuny sportowych gwiazd. W efekcie podpisanego w maju 2011 r. przez rząd w Lizbonie porozumienia kredytowego z Międzynarodowym Funduszem Walutowym i Unią Europejską Portugalia otrzymała 78 mld euro pożyczki, ale jednocześnie zobowiązała się do surowej polityki oszczędnościowej. Redukcjom etatów i płac w budżetówce zaczęły też towarzyszyć nasilone kontrole ze strony fiskusa. Panuje opinia jednak, że nie wszyscy jednak podlegają im w równym stopniu. Portugalscy eksperci wskazują, że pomimo deklaracji o walce z nieuczciwościami fiskalnymi, skarbówka z pobłażliwością traktuje zarówno kluby piłkarskie, zawodników, jak i działaczy sportowych. Według lizbońskiej ekonomistki Henriquety Sena, uzyskana w ubiegłym roku z podatków rekordowa suma 747 mln euro mogłaby być znacznie wyższa, gdyby z taką samą konsekwencją, co wobec obywateli i firm, prowadzone byłyby kontrole w stosunku do podmiotów piłkarskich. - W ostatnich latach nie odnotowano w naszym kraju licznych afer podatkowych z udziałem klubów sportowych czy piłkarzy. Nie oznacza to jednak, że są czyści jak łza - powiedziała Sena, wskazując, że długi trzech największych portugalskich klubów - lizbońskich Benfiki i Sportingu oraz FC Porto - przekraczają już łącznie miliard euro. Wysłanie w ciągu ostatniego roku na ulice portugalskich miast ponad tysiąca inspektorów sprawdzających obecność kas fiskalnych w placówkach handlu i usług czy uruchomiona w kwietniu cotygodniowa loteria faktur, w której do wygrania są luksusowe auta, kontrastuje jednak z biernością wobec środowiska piłkarskiego. Jednym z nielicznych wyjątków jest skazanie w 2013 roku na 18 miesięcy więzienia w zawieszeniu byłego kapitana portugalskiej reprezentacji Joao Pinto za oszustwo podatkowe przy swoim transferze do Sportingu Lizbona w 2000 r. Pomimo niekorzystnego werdyktu, utrzymał on jednak posadę dyrektora w strukturach Portugalskiej Federacji Piłkarskiej (FPF). Sena przyznała, że zaostrzenie kontroli podatkowej wobec instytucji piłkarskich oraz znanych i dobrze zarabiających zawodników nie byłoby korzystne dla gospodarki Portugalii i sąsiedniej Hiszpanii. - Wraz z zaostrzeniem kontroli podatkowej istnieje duże prawdopodobieństwo, że wielkie instytucje, firmy i osoby prywatne mogłyby zacząć lokować środki zarabiane na futbolu w rajach podatkowych. Ucieczka kapitału z kraju takiego, jak Portugalia, w którym tysiące osób żyje z piłki nożnej, mogłaby doprowadzić do niekorzystnych zjawisk, np. dalszego wzrostu bezrobocia - dodała. Tymczasem portugalska Madera od kilku lat jest miejscem, w którym lokują kapitał piłkarskie gwiazdy z sąsiedniej Hiszpanii. Dziennikarze stacji RTP twierdzą, że w latach 2009 i 2011 na wyspie, która od ubiegłego roku nie jest już rajem podatkowym, a jedynie obszarem o zmniejszonym do czterech procent podatku dochodowym, zdeponowali swoje fortuny grający w Barcelonie Argentyńczyk Javier Mascherano i były pomocnik Realu Madryt Xabi Alonso. Każdy po pięć milionów euro. Według RTP Alonso i Mascherano mieli dzięki fikcyjnej spółce z portugalskiej wyspy ukryć przypadający im odsetek praw do wizerunku podczas swoich transferów z Liverpoolu do Realu Madryt i Barcelony. Wiele kontrowersji wobec innych zawodników Primera Division pojawiło się po ujawnieniu przez media, że hiszpański fiskus rozpoczął kontrolę deklaracji podatkowych znanych piłkarzy i trenerów. Wśród nich mieli znaleźć się m.in. Lionel Messi, Iker Casillas, Cristiano Ronaldo czy Jose Mourinho. Tymczasem Messi, jeden z głównych obiektów dochodzenia inspektorów skarbówki, może zostać rzeczywiście ukarany przez hiszpański wymiar sprawiedliwości. Na początku października bowiem sąd odrzucił jego apelację po tym, jak nie chciał zeznawać w związku z oskarżeniem o defraudację pieniędzy. Prowadzona od 2013 roku sprawa, w którą zamieszany jest też ojciec Argentyńczyka, dotyczy rzekomego unikania płacenia podatków w latach 2007-09 i narażenia fiskusa na stratę przekraczającą cztery miliony euro. O tym, że coś jest na rzeczy świadczy gest Messiego, który dobrowolnie wpłacił na konto urzędu skarbowego pięć milionów... Komentatorzy hiszpańskiego serwisu "Futbol Finanzas" uważają, że proces Messiego ma być jedynie straszakiem i sprawiać wrażenie, że fiskus rzeczywiście zaciska pętlę wokół nieuczciwych klubów i graczy. Przypominają, że środowisko piłkarskie nadal cieszy się jednak jego względami, gdyż tylko wśród klubów Primera Division są dłużnicy zalegający mu łącznie ponad 300 mln euro. "Jest pięć powodów tolerancyjnego podchodzenia do futbolu przez skarbówkę. Po pierwsze, piłka nożna jest jednym z motorów hiszpańskiej gospodarki, po wtóre zawodnicy tej dyscypliny i tak dają duże wpływy do budżetu. Poza tym, urzędnicy fiskusa nie chcą stać się wrogiem publicznym w kraju, w którym ludzie kochają futbol. Dodatkowymi motywami są spadające mimo wszystko w ostatnich latach długi klubów, a wreszcie niechęć do niszczenia wizerunku hiszpańskiej piłki, która jest ważną marką naszego kraju" - podsumowali dziennikarze "Futbol Finanzas".