Kibice Atletico mieli prawo być zawiedzeni, gdy na wiosnę 2011 roku Sergio "Kun" Aguero ogłosił, że nie chce już przywdziewać czerwono-białej koszulki madryckiego klubu. Napastnik zaliczał swój najlepszy sezon w zespole - zdobył 27 bramek, z czego 20 w samej lidze. Tylko dwóch graczy było wówczas lepszych od niego - oczywiście Ronaldo i Messi, którzy byli poza zasięgiem całej Primera Division. "Myślałem o tym długo oraz intensywnie i muszę być szczery sam ze sobą. Nie sądzę, bym stawiał sobie gdzieś sufit uczenia się, rozwoju. Po pięciu intensywnych latach ten etap jest dla mnie osobiście zakończony" - napisał Aguero w oświadczeniu, które w maju 2011 roku zmroziło kibiców "Los Rojiblancos". Głód samodoskonalenia zaprowadził ostatecznie Argentyńczyka do Manchesteru, choć wcześniejsze doniesienia prasowe wskazywały, że być może nie ruszy się w ogóle z Hiszpanii. Ba! Nie wyjedzie nawet z miasta. "Marca" pisała wówczas: "Przyszłość Aguero wskazuje na Madryt". W dzienniku panowało przekonanie, że piłkarz niebawem zasili szeregi Realu, ale to byłby dla fanów Atletico ruch niewybaczalny. Tymczasem w Anglii Manchester City przestawał być już powoli jedynie przyszłościowym projektem, mającym - dzięki bliskowschodnim pieniądzom - wyciągnąć na futbolowe wyżyny ligowego przeciętniaka. Drużyna zaczęła być jednym z faworytów do zdobycia mistrzostwa Anglii - kampanię 2010/2011 "The Citizens" zakończyli na trzecim miejscu w tabeli, wicemistrzostwo przegrywając dosłownie o włos. Chelsea, z takim samym dorobkiem punktowym (71) miała lepszy jedynie bilans bramkowy. "Już stworzyliśmy historię awansując do Ligi Mistrzów, ale teraz przyszedł czas na to, by City zdobyło mistrzostwo" - zapowiadał menedżer Roberto Mancini. Nie były to przechwałki na wyrost. Sergio Aguero. Legenda od pierwszego sezonu Aguero kontrakt podpisał dokładnie 27 lipca 2011 roku, udzielając przy okazji tradycyjnego wywiadu dla klubowej telewizji. Siedząc w swojej nowej szatni, pod wielkim napisem "Passion", opowiadał, jak to w przypadku takich zapoznawczych rozmów, o błahostkach - o swojej pasji do wyścigów samochodowych i o tym, że jego rodak Pablo Zabaleta zdradził mu, gdzie w Manchesterze można kupić argentyńskie mięso na grilla. Jego sezon na angielskich boiskach nie był tak niepozorny, jak prezentacja. 30 bramek w debiutanckim sezonie w błękitnych barwach - i ten jeden najważniejszy gol. Choćby "Kun" nie strzelił potem ani jednej bramki, to trafienie na 3-2 w meczu z Queens Park Rangers skutecznie go unieśmiertelniło. Co ciekawe asystentem wówczas był nie kto inny, jak Mario Balotelli. Jego jedyna asysta w Premier League odbiła swoje głębokie piętno w dziejach klubu. W kolejnych sezonach był gwarantem przynajmniej kilkunastu strzelonych bramek dwa razy zostawał wicekrólem strzelców Premier League, raz - w sezonie 2014/2015 - nikt nie był mu w stanie dorównać. Z 26 trafieniami wyprzedził m.in. Harry’ego Kane’a i Diego Costę. Jak na ironię w tamtym sezonie City mistrzostwa nie zdobyło - po tytuł sięgnęła Chelsea, którą po raz kolejny, po latach, do triumfu poprowadził Jose Mourinho. Pięć mistrzostw Anglii, jeden puchar kraju i sześć pucharów ligi - z takim dorobkiem Aguero pożegnał się z "The Citizens". Pożegnał po dziesięciu latach pełnych sukcesów, po dekadzie, która w pewnym momencie, na przełomie 2017 i 2018 roku, przybrała formę całkowitej dominacji Premier League przez City. Argentyńczyk odchodzi jako legenda klubu - i dzięki temu strzałowi w 95. minucie przeciwko QPR, i dzięki sezonom przepełnionym pięknymi golami. Koniec angielskiej historii "Kuna" nie jest jednak w pełni szczęśliwy, mimo że manchesterczycy powrócili na tron po sezonie przerwy. Trudny rok Sergio Aguero Ostatnia kampania była dla Sergio Aguero bolesna - dosłownie i w przenośni. Piłkarz albo zmagał się z kolejnymi urazami, albo grzał ławkę, stopniowo dochodząc do siebie. Nie ominęło go także zakażenie koronawirusem, a przechorowanie COVID-u i przejście kwarantanny oczywiście kosztowało go kolejne nieobecności. Z kibicami - którzy choć częściowo powrócili na Etihad - pożegnał się godnie, strzelając w ostatniej kolejce dwie bramki Evertonowi, w ciągu zaledwie kilku minut. Zatarł w ten sposób nieprzyjemne wrażenie po swoim poprzednim występie ligowym z Chelsea, w którym nieskutecznie próbował strzelić karnego "Panenką". Edouard Mendy nie miał problemów z wybronieniem strzału, zdążył zrobić ruch w kierunku drugiego słupka, po czym podniósł się z prawego kolana i jedną ręką złapał piłkę, która powoli zmierzała w światło jego bramki. Argentyński magik nie chciałby zostać z pewnością zapamiętany z tak nieudanej sztuczki. Teraz Aguero ma szansę czarować w innym miejscu. Przed sezonem można było myśleć, że dobrym kierunkiem dla niego - w wieku 33 lat - może być np. Bliski Wschód lub Stany Zjednoczone, gdzie spokojna gra łączy się z wysokimi zarobkami. Ewentualnie "Kun" mógłby - tak jak wielu jego rodaków - powrócić na stare piłkarskie lata do ojczystego kraju. Club Atletico Independiente, w którym się wychowywał jako sportowiec, przyjąłby go z otwartymi ramionami. Według telewizji TyC Sports Julio Cesar Falcioni, trener CAI, miał się nawet kontaktować z piłkarzem. Ten jednak od emerytury wolał wyzwanie. Bo jak inaczej nazwać - po serii problemów zdrowotnych - przejście do jednej z największych drużyn piłkarskiego świata, która jednak pozostaje, przynajmniej na razie, w czymś na kształt organizacyjnego kryzysu? Wielkie porządki w Katalonii FC Barcelona znajduje się w trudnym momencie - trudnym jak na nią oczywiście. Bo wiele innych zespołów z pocałowaniem ręki przyjęłoby trzecie miejsce w jeden z czołowych lig świata, grę w Lidze Mistrzów i zdobycie hiszpańskiego Pucharu Króla. W "Dumie Katalonii", przyzwyczajonej przez lata do najświetniejszych - i licznych - laurów, sezon taki, jak 2020/2021 nie robi wielkiego wrażenia. "Barca" musi poza tym myśleć nie tylko o wynikach sportowych, ale też pieniężnych - jej nadwątlona kondycja finansowa (nie tylko przez światową pandemię) pozostawia wiele do życzenia. Z tym będzie mierzyć się nowy-stary prezydent klubu Joan Laporta, który zastąpił odchodzącego w niesławie Josepa Marię Bartomeu. Za kolejne zwycięstwa - albo i klęski - przynajmniej na razie odpowiada Ronald Koeman, który ponoć ma "DNA Barcelony", ale nawet z nim musiał drżeć o swoją posadę przez cały ostatni rok. Na razie lato zapowiada się dla fanów Barcelony obiecująco. Klub na początku czerwca ma na koncie już trzy transfery, z czego dwa to efekt przejęcia wolnych agentów - razem z Aguero niebieską część Manchesteru zamienił na stolicę Katalonii Eric Garcia. Do tego do klubu wraca Emerson Royal, za którego "Barca" musiała zapłacić Betisowi dziewięć mln euro. Na horyzoncie mają być dwa kolejne darmowe wzmocnienia - z klubem negocjują podobno Georginio Wijnaldum oraz Memphis Depay. Dwaj Holendrzy, których chce zakontraktować wiele dużych europejskich graczy, byliby doskonałym dodatkiem do rewolucji, która miałaby nadejść w "Blaugranie". W tym transferowym gronie najbardziej dziwny wydaje się nie kto inny, jak Sergio Aguero. "Kun" i "Pistolero" To wszystko dlatego, że jesienią 2020 roku z klubem pożegnał się Luis Suarez. Jego transfer do ligowego rywala - i to nie byle jakiego, bo do Atletico Madryt - tłumaczono chęcią odmłodzenia składu. Tymczasem "El Pistolero" od Aguero starszy jest jedynie o półtora roku. Nasuwa się więc od razu pytanie: czy to o tak nieznaczące odmłodzenie "dziewiątki" chodziło? I czy będzie ono wystarczające? Suarez, w przeciwieństwie do notorycznie kontuzjowanego Sergio Aguero, ma za sobą bardzo udaną ostatnią kampanię ligową. 21 bramek Urugwajczyka nie tylko wydatnie pomogło "Los Colchoneros" w zdobyciu pierwszego od siedmiu lat mistrzostwa, ale też uplasowało tego zawodnika w ścisłej czołówce ligowych snajperów. Mimo zaawansowanego jak na piłkarza wieku, Suarez dalej więc pamięta, jak trafiać do siatki przeciwnika. Jego kontrakt z madrytczykami wygasa w 2022 roku i choć media łączą go ze wcześniejszym transferem do USA - z naciskiem na klub należący do Davida Beckhama, Inter Miami - to sam zainteresowany twierdzi, że jest szczęśliwy w stolicy Hiszpanii. To, czy FC Barcelona "zamieniła siekierkę na kijek", niczym w popularnym przysłowiu, okaże się po kolejnym sezonie Primera Division. Na razie w drużynie jeden przyjaciel Leo Messiego został zastąpiony drugim - relacje między legendą "Barcy" i Aguero są w zasadzie rodzinne i to od wielu lat. Dość powiedzieć, że gdy na świat przyszedł Ben Aguero, syn Sergio, to właśnie Messi został ojcem chrzestnym. Żartowano wówczas na temat tego, że Ben ma już od kołyski wyznaczoną drogę kariery - z takim rodzicem, ojcem chrzestnym oraz dziadkiem, którym był... Diego Maradona. To było w 2009 roku. Panowie znają się jednak jeszcze dłużej, a pierwszy wspólny sukces świętowali już w 2005 roku, gdy reprezentacja Argentyny zdobywała pod wodzą Francisco Ferarro mistrzostwo świata U-20. Nie dziwi więc, że Sergio Aguero swoje przejście do Barcelony uzależniał od tego, czy Messi dalej będzie częścią drużyny. Pytanie, czy obaj zawodnicy będą potrafili razem odnieść triumfy - i to znacznie większego kalibru - także w piłce klubowej. "Kun" jak wino? Aguero został zaprezentowany jako zawodnik "Dumy Katalonii" w ostatni dzień maja. "Zawsze z zaangażowaniem i pasją, Visca el Barca" - napisał w mediach społecznościowych. Tego dnia pojawił się w koszulce nowego klubu na płycie boiska Camp Nou, pod pachą dzierżąc, tradycyjną przy takiej okazji, bordowo-granatową piłkę. Dla klubowych mediów powiedział wówczas, że będzie starał się pokazać w Barcelonie to, co przez całe lata pokazywał w Manchesterze. Nie ulega wątpliwości, że mimo wieku i sezonu "do zapomnienia", "Kuna" stać dalej - jak to przystało na wybitnego napastnika - na grę na światowym poziomie. Jednak to najbliższe miesiące pokażą, czy transfer ten okazał się opóźniony o kilka lat, czy wręcz przeciwnie - Aguero dojrzał do niego, tak jak dobre argentyńskie wino. Paweł Czechowski