"Przegraliśmy ligę już na starcie, bo jeden facet był wtedy akurat smutny" - słowa Jose Mourinho z wrodzoną sobie ironią tłumaczącego, dlaczego Real Madryt nie obronił tytułu mistrza Hiszpanii, mogły urazić jego słynnego rodaka do żywego. 15 września, gdy po długich negocjacjach Cristiano Ronaldo przedłużał wreszcie kontakt z "Królewskimi" stając się najlepiej zarabiającym graczem na ziemi, wrócił myślami do swojego nieszczęsnego wyznania sprzed 12 miesięcy. "Powiedziałem wtedy, że jestem smutny. Zrobiłem błąd. Zdarza się to każdemu z nas. Teraz już jestem w Realu naprawdę szczęśliwy" - wyjaśnił. Nie było powodu, by zwrócić szczególną uwagę na to pompatyczne wyznanie. Ot, normalne ble, ble, ble, wypowiadane przez piłkarza zadowolonego z podwyżki. Ronaldo mówił te słowa tuż po czwartym meczu sezonu z Villarreal, gdy miał w dorobku zaledwie dwie bramki. W przypadku każdego innego gracza nie byłoby powodów do niepokoju, ale Portugalczyk odkąd przyszedł do Madrytu utrzymuje średnią przekraczającą gola na spotkanie. A więc w ten sezon wszedł przeciętnie, aż w starciu Ligi Mistrzów z Galatasaray w Stambule eksplodował hat-trickiem. Tak się złożyło, że zaraz po podpisaniu nowej umowy z Realem gwarantującej Ronaldo 17 mln euro netto za rok (o milion więcej od Leo Messiego), portugalska maszyna do zdobywania bramek ruszyła pełną parą. W kolejnych 13 spotkaniach Primera Division i Champions League trafił do siatki aż 22 razy. Nigdy wcześniej nie miał tak oszałamiającego startu. Wygląda na to, że postanowił zawstydzić wszystkich tych, którzy myślą i mówią jak Mourinho. "Ja przemawiam na boisku" - odpowiedział swojemu byłemu trenerowi, gdy ten już po odejściu do Chelsea w jednym z wywiadów stwierdził, iż prawdziwy Ronaldo był jeden i urodził się w Brazylii. Ten sam slogan powtórzył niedawno, gdy szef FIFA Sepp Blatter na spotkaniu ze studentami Oxfordu parodiował go nazywając komendantem. Docinki dotyczące jego "wystawnej" fryzury i wyznanie Szwajcara, iż z dwójki futbolowych ikon wybiera Leo Messiego, mocno uraziły Cristiano. Zasalutował jednak tylko Szwajcarowi po zdobyciu kolejnej bramki. Rok 2013 dobiega końca. W gronie faworytów do zdobycia "Złotej Piłki" Ronaldo wygląda teraz zdecydowanie najbardziej imponująco. Tylko, czy ten nieziemski finisz pomoże zatuszować niezbyt udaną pierwszą połowę roku? Real nie zdobył w tym czasie trofeum, Portugalczyk nie może być więc szczęśliwy do końca. Jego indywidualne osiągnięcia porażają, ale w futbolu świat się na tym nie kończy. Tak czy owak Mourinho ucichł zajęty własnymi kłopotami w Chelsea. Blatter wyznaje, że na gali FIFA z radością uściśnie rękę Portugalczyka. Pojedynek Ronaldo ze Zlatanem Ibrahimovicem zapowiada się jako szlagier baraży o brazylijski mundial. Cokolwiek się stanie w zbliżających się starciach Portugalczyków ze Szwedami, bezstronny kibic będzie żałował. Nie ulega wątpliwości, że Ronaldo znalazł swoje miejsce w historii najbogatszego klubu świata. W 216 meczach w Realu zdobył 226 goli. Za chwilę "dopadnie" największą legendę klubu Alfredo Di Stefano (307), a potem Raula Gonzaleza, który na 323 trafienia pracował przeszło 15 lat. Portugalczyk zaliczył już 23 spotkania, z co najmniej trzema bramkami, klubowy rekord należy do Di Stefano (31). W klasyfikacji wszech czasów Primera Division Cristiano jest już na 14. miejscu, dzięki hat-trickowi z Realem Sociedad wyprzedził Samuela Eto’o. Jako jedyny w tej niewiarygodnej stawce snajperów utrzymuje średnią powyżej jedności. Nawet ten najskuteczniejszy z najskuteczniejszych, czyli Telmo Zarra z Athletic Bilbao potrzebował 277 spotkań w La Liga, by zdobyć 251 bramek. Bez względu na wszystkie trudności i przeciwności Ronaldo rzeczywiście wygląda ostatnio jak piłkarz szczęśliwy. Porozmawiaj o artykule na blogu Darka Wołowskiego