Francuzi wzięli się za Roberta Lewandowskiego i ogłaszają, co odkryli po meczu
Robertowi Lewandowskiemu szalenie zależało, aby w ostatnim grupowym meczu na Euro zostawić po sobie jak najlepsze wrażenie. Wyszarpany punkt w starciu z Francuzami, wicemistrzami świata, z pewnością radowałby dużo bardziej, gdyby nie fakt, że w ogólnym rozrachunku nie miał żadnego znaczenia. W każdym razie kapitan Orłów wysłał jasny sygnał, że chcąc dłużej grać w reprezentacji wie co robi, a po wszystkim Francuzi doceniają jego wkład w to spotkanie. Gdy my ubolewamy, że metryki nie da się oszukać, w kraju naszego rywala postawiono odważną diagnozę.

Wtorkowy mecz Polaków z Francuzami pokazał, dlaczego Roberta Lewandowskiego nie powinniśmy lekką ręką wypychać z kadry, stawiając mu zarzut, że w drużynę narodową wnosi mniej niż w zespoły klubowe.
Lewandowski pokazał moc, Francuzi to doceniają. I wciąż widzą coś, co nam zaczyna umykać
Już sama obecność napastnika FC Barcelona na boisku sprawia, że obrońcy rywali pieczołowicie zaczynają go pilnować, a w związku z tym inni piłkarze mają więcej miejsca aby napędzić akcje i samemu rozwinąć skrzydła. Oczywiście w takim scenariuszu wymagane jest także absolutne poświęcenie ze strony "Lewego", musi zostawić na murawie trochę zdrowia i wielokrotnie wchodzić w kontrakt z przeciwnikiem, który zawsze niesie ryzyko odniesienia urazu.
To właśnie problemy mięśniowe sprawiły, że nasz najlepszy napastnik od falstartu rozpoczął mistrzostwa Starego Kontynentu na niemieckich boiskach. W dwóch pierwszych meczach rozegrał tylko 30 minut, wchodząc w 60. minucie na plac gry w drugim spotkaniu z Austrią.
Przeciwko "Trójkolorowym" Polak wyszedł na szpicy z owiniętym bandażem prawym udem od pierwszej minuty. I prędko widać było, choć w tym meczu nie brakowało też przestojów czy oddania pola rywalom, zwłaszcza na początku drugiej połowy, że ma zamiar walczyć ze wszystkich sił. Był obecny w wielu sektorach boiska, wielokrotnie wracał się w pobliże własnego pola karnego, a gdy otrzymywał podanie stojąc tyłem do bramki, potrafił utrzymać się przy piłce, podaniem uruchomić kolegę lub dać się sfaulować.
36-letni Lewandowski też nie oszuka czasu i już widać, że prawdopodobnie najlepsze lata w karierze ma już za sobą, ale ciągle stanowi wielką jakość. Tymczasem przez mocniejsze różowe okulary po spotkaniu zakończonym remisem 1:1, w którym na gola Kyliana Mbappe Polak także odpowiedział bramką z rzutu karnego, patrzy francuski dziennik "Le Figaro".
- Lewandowski jest "wieczny" i "nie przybywa mu lat" - napisano w poczytnym medium, wyróżniając kapitana polskiej reprezentacji za dyspozycję zaprezentowaną podczas całego pojedynku.
Dziennik zwraca uwagę na wielką trudność, z którą radził sobie "Lewy", a mianowicie przez 90 minut musiał mierzyć się z dwoma mocnymi i szybkimi obrońcami Williamem Salibą i Dayotem Upamecano.
- Jednak gdy jesteś 35-letnim Robertem Lewandowskim, przyzwyczajonym do znoszenia takich przeciwności, to nie przeraża cię to - dodaje "Le Figaro". Dziennik zauważa, że Lewandowski "cały czas był w walce" i "nie przestawał rzucać wyzwania" dwójce Francuzów oraz podkreśla "przebiegłość" jego gry. Ponadto to Lewandowski w pierwszej części meczu oddał niebezpieczny strzał głową na bramkę Mike'a Maignana, a przede wszystkim wyrównał rezultat spotkania, wykonując "z zimną krwią" karny po pierwszej nieudanej próbie.
AG / awl/ sab/


