Ile zarabiają najlepsze polskie piłkarki? Kwota może zaskoczyć
- Popularyzacji piłki kobiet nie sprzyja wyciąganie takich historii, jak niedawna porażka 1:7 reprezentacji Szwajcarii z chłopcami U-15, bo o ile faktycznie coś takiego miało miejsce, to co ma na celu wyciąganie tego? Damskiej siatkówki czy tenisa nikt nie podważa, a przecież żeńska kadra siatkarska też by przegrała z męskimi juniorami. Takie porównania są krzywdzące – mówi w rozmowie z Interia Sport Dawid Płaczkiewicz, menedżer z agencji Champions Agency.

*Dawid Płaczkiewicz jako agent piłkarski ma pod swoimi skrzydłami kilka reprezentantek Polski. Biało-czerwone już w piątek meczem z Niemkami rozpoczynają swoje pierwsze w historii mistrzostwa Europy, a my rozmawiamy o realiach - także finansowych - kobiecej piłki w Polsce.
Przemysław Langier (Interia Sport): Co dla zawodniczek reprezentacji Polski oznacza start w Euro?
Dawid Płaczkiewicz (menedżer reprezentantek Polski): - To duma, radość i spełnienie marzeń. Nie da się do tego porównać żadnych osiągnięć klubowych. Nikt im nie odbierze tego, że będą pierwszymi w naszym kraju, które zagrają na takim turnieju.
A gdybym nie pytał o marzenia i dumę, tylko o tę pragmatyczną stronę? To jest duża szansa na wypromowanie się?
- Z jednej strony tak, z drugiej my wciąż chyba nie doceniamy, gdzie na ten moment grają reprezentantki Polski - a w większości z nich mówimy o dobrych klubach zagranicznych. Sam w kadrze mam trzy zawodniczki - Gosia Mesjarz jest w AC Milan, Klaudia Jedlińska jest świeżo po transferze do Paris FC, czyli trzeciego zespołu we Francji, a Nadia Krezyman gra w Dijon, czwartej drużynie we Francji. Poza tym kluby zagraniczne bardzo mocno patrzą na młode polskie piłkarki - U17, U19. Mówimy o transferach do Juventusu, Barcelony, Wolfsburga. To są dobre przykłady, że nie jesteśmy anonimowym rynkiem, choć wiadomo, że taki turniej to okazja do jeszcze mocniejszego pokazania się.
Telefon będzie ci się palił?
- Powiem inaczej - jako agent otrzymuję naprawdę bardzo dużo sygnałów z klubów zagranicznych, że nasz rynek jest dla nich jednym z najciekawszych do wyszukiwania młodych, utalentowanych piłkarek. A tam, gdzie Polki wyjeżdżają, mówi się o nich bardzo dobrze - jako o profesjonalistkach, niesamowicie zaangażowanych. Nadal mamy za mało piłkarek w stosunku do najlepszych, ale jednocześnie te, które już mamy, prą do przodu pod kątem rozwoju.
Co my zatem robimy dobrze, że zagranica interesuje się polskimi piłkarkami, mimo że jest ich tak mało? Może męska coś podpatrzy?
- Trudno porównywać piłkę męską i kobiecą, natomiast w tej drugiej po prostu w ostatnim czasie pojawiła się masa osób, które chcą się rozwijać. I podpatrywać trendy związane z męską piłką - jak choćby trenerka Karolina Koch, która nie ukrywa, jak wiele pod kątem treningów i przygotowania zespołów czerpie od mężczyzn. W młodszych kadrach też stworzono świetne środowisko, co wpływa na dobre wyniki, awanse na turnieje, i wpadanie do notesów skautów z lepszych lig. A w momencie, w którym dzieje się to regularnie, naturalnie też uwaga jest przerzucona w kierunku ligi. Sam mam bardzo dużo sygnałów, jeśli chodzi o chęci przyjazdu w celu obserwacji, czy żeby się spotkać i pogadać o polskiej piłce kobiet.
- Poza tym te piłkarki, które wyjeżdżają, robią świetną reklamę swoim koleżankom. Niedawno przeprowadziłem trzeci transfer do Dijon w ciągu ostatnich dwóch lat. Dyrektor jest tam zauroczony Polkami, bo każdy transfer mu się sprawdza. Uważa, że nasze dziewczyny są świetnie przygotowane pod kątem mentalnym do gry w Europie.
Różnice kulturowe
Z czego twoim zdaniem się bierze to, że w kilku krajach piłka kobiet jest bardzo popularna, a u nas są opory?
- Pewnie z różnic kulturowych. My podchodzimy do tego w ten sposób, że piłka jest tylko dla mężczyzn. Oczywiście ja nie jestem oderwany od rzeczywistości, zresztą pracuję też w męskiej piłce, i wiem, jakie są różnice pod kątem marketingowym, czy tradycji generowanych przez męskie kluby, natomiast cieszy mnie to, że one coraz częściej inwestują w kobiecy futbol. Nieprzypadkowo mamy w Ekstralidze takie marki, jak mistrzowski GKS Katowice, Śląsk Wrocław, bardzo silna Pogoń Szczecin, właśnie awansował Lech Poznań, a w przyszłym sezonie faworytem do awansu będzie Legia Warszawa. Bite są rekordy frekwencji - z czym mieliśmy do czynienia najpierw w Pogoni, a niedługo później przebił to GKS. Popularyzacji piłki kobiet nie sprzyja wyciąganie takich historii, jak niedawna porażka 1:7 reprezentacji Szwajcarii z chłopcami U-15, bo o ile faktycznie coś takiego miało miejsce, to co ma na celu wyciąganie tego? Damskiej siatkówki czy tenisa nikt nie podważa, a przecież żeńska kadra siatkarska też by przegrała z męskimi juniorami, tak jak najlepsze tenisistki świata miałyby ogromny problem w ograniu tenisisty z pogranicza pierwszej i drugiej setki rankingu. Takie porównania są krzywdzące.
A gdzie my jesteśmy jako liga na tle Europy?
- Staramy się gonić, jest jeszcze wiele do zrobienia… Co prawda mamy mocny GKS Katowice, który ma swoje ambicje i szanse, by coś namieszać w eliminacjach Ligi Mistrzów, ale do tej pory Europa była zamknięta dla polskich drużyn. Czołówka polskiej ligi też wygląda solidnie. Poza tym lepsze zawodniczki regularnie wyjeżdżają na Zachód - w czym nie umywam się od odpowiedzialności, bo to też moja sprawka. Ale w Polsce piłka kobiet rozwija się na tyle, że nawet po wyjeździe z naszej ligi, zawodniczki widzą, że czasem w Ekstralidze zdarzają się lepsze zarobki niż nawet w lidze hiszpańskiej. Wydaje mi się, że kwestią czasu jest gonienie Europy, także jeśli chodzi o ligę.
Ile zarabiają polskie piłkarki?
Wiele piłkarek w Polsce jest w stanie się utrzymać tylko z grania?
- To nie są kokosy w skali zarobków w kraju, ale da się z nich żyć. Najwyższe kontrakty pozwalają na spokojne utrzymanie. Generalnie pieniądze w piłce kobiet w Polsce przestają być problemem.
No to ile się zarabia w Polsce?
- Te najmłodsze zawodniczki startują od 1 tys. zł stypendium, do tego mają opłaconą bursę i szkołę. Najlepsze piłkarki mogą liczyć na 8-9 tys. zł, choć zdarzają się pojedyncze przykłady pięciocyfrowych kwot. Pozostałe zarabiają średnio 4-5 tys. zł.
Jakie kontrakty podpisuje się na Zachodzie?
- Najlepsze w Anglii, ale ostatnio w tureckiej piłce pojawił się podobny trend, jak u mężczyzn - czyli tamtejsze kluby płacą bardzo dobrze, by ściągać gwiazdy innych lig. Natomiast wyjściowo zawodniczki z Polski zaraz po wyjeździe zarabiają między 2 tys. euro, a 3 tys. euro. Do tego często zapewnia im się mieszkanie. Oczywiście nie mówimy tutaj o Ewie Pajor, a o piłkarkach, dla których to początek.
Różnica z mężczyznami jest kosmiczna. Czasem wraca ten temat - różnic w zarobkach. W środowisku piłki nożnej kobiet on jest obecny, czy jest to narracja sztucznie pompowana?
- Nie ma takiej dyskusji. Oczywiście trwa walka, by piłkarki zarabiały godnie, bo poziom ich zaangażowania w trening, częstotliwość, funkcjonowanie nie różni się od tego, jak to wygląda u mężczyzn, ale wszyscy wiemy, jak gigantyczna jest różnica pomiędzy "sprzedawaniem" męskiej i kobiecej piłki. Każdy wie, że to niemożliwe, by zarobki były podobne, i nie sądzę, że kiedykolwiek to nastąpi. Mnie cieszy, że wszystko idzie w dobrym kierunku, dziewczyny zarabiają coraz więcej, ale temat, o którym wspominasz w pytaniu, to populizm. Na dziś nie ma wytłumaczenia biznesowego, by wyrównywać zarobki.
Transfery też raczej nie są gotówkowe?
- W Polsce przeważają darmowe, co nie jest dziwne, natomiast niesprawiedliwością jest brak systemu chroniącego polskie kluby przed brakiem otrzymania ekwiwalentu za wyszkolenie w przypadku transferów zagranicznych. W piłce męskiej to normalnie funkcjonuje, natomiast u kobiet po odejściu zawodniczki z kartą na ręku do innej ligi, jej wcześniejszy klub, który od lat ją wychowywał, nie otrzymuje nic. Te przepisy mają się zmienić. W Europie coraz częściej natomiast za transfery się płaci.
W jakich kwotach się obracamy?
- Jest parę klubów w Europie, które przeważają możliwościami inne - we Francji są to na przykład Lyon i PSG, w dalszej kolejności Paris FC. W Hiszpanii FC Barcelona, za którą jest przepaść. Dlatego nie można patrzeć na jeden transfer Ewy Pajor i wyciągać wniosków, ile kosztują transfery. Ale nawet w takich przypadkach nie mówimy o milionach. Kwoty są wyrażane w tysiącach. Standardowo między klubami dochodzi do transferów za kilkanaście tysięcy euro. Wiem, że Sporting Lizbona, który tak, jak w męskiej piłce, jest znany z dobrego szkolenia, potrafi sprzedawać swoje zawodniczki na przykład do Anglii za kilkadziesiąt do ponad stu tysięcy euro. W piłce kobiet to są naprawdę dobre pieniądze.
To na koniec - na co stać nas na Euro?
- Musimy mieć świadomość tego, że zaczynamy turniej z jednym z najlepszych zespołów na świecie i każdy inny wynik niż zwycięstwo Niemek będzie największą sensacją fazy grupowej. Liczba zawodniczek i kultura piłki nożnej kobiet w obu krajach jest nieporównywalna. Ale ja wierzę w naszą reprezentację i jestem pewny, że nasze piłkarki zostawią całe serce na boisku - co na turniejach jest niezbędne i czasem powoduje robienie wyników zupełnie niezgodnych z opiniami ekspertów. Stąpając twardo po ziemi, powinniśmy doceniać każdy punkt zdobyty w tej grupie i cieszyć się każdym występem Polek na tym turnieju.

