Przed meczem układ w tabeli grupy F był dość klarowny. Turcja miała na koncie trzy punkty, a Czechy tylko jedno "oczko". Nasi eliminacyjni pogromy musieli więc wyjść na murawę mając na myśli tylko jedno - walkę o pełną pulę. I właśnie to zrobili. Czesi rozpoczęli spotkanie z impetem, wywołując tym samym wściekłość wśród przeraźliwie gwiżdżących fanów z Turcji i już w drugiej minucie mogli objąć prowadzenie. Ale Mert Gunok zatrzymał świetne uderzenie Lukasa Provoda sprzed pola karnego. Trybuny żyły meczem cały czas. Siedzący tuż przy stanowiskach dziennikarzy przybysze znad Bosforu złościli się lub fetowali każdą sytuację. Między innymi żółtą kartkę dla rywali, jaką obejrzał w 11. minucie Antonin Barak. Niechlubny rekord Antonina Baraka. Najszybsza czerwona kartka w historii Euro Chwilę potem stadion o mało nie "eksplodował". Niewiele bowiem brakło, by Arda Guler trafił do siatki po mocnym strzale z dystansu. Nieznacznie jednak chybił. Znacznie więcej radości przysporzył Turkom... Antonin Barak, który w 20. minucie obejrzał drugą żółtą kartkę i wyleciał z boiska. Tym samym pobił rekord, nikt wcześniej w historii mistrzostw Europy nie został odesłany pod prysznic przez arbitra tak szybko, grając od pierwszej minuty. Turcja chciała to wykorzystać i zdominowała przebieg meczu. Mogła skwitować swoją przewagę bramką - być może nawet bramką turnieju. Ale Arda Guler został zablokowany, strzelając "nożycami" w ekwilibrystyczny sposób. Już do końca pierwszej połowy ekipa, którą prowadzi trener Vincenzo Montella, miała pod kontrolą boiskowe wydarzenia, próbując w kombinacyjny sposób rozwiązywać ataki kombinacyjne. Czesi natomiast szukali swoich szans w futbolu bardziej fizycznym, nastawiając się na kontrataki. Najgroźniejszy przeprowadzili tuż przed przerwą, gdy Lukas Provid indywidualnym metrem zdobył sporo przestrzeni i podał do Davida Juraska, który przegrał pojedynek z bramkarzem. A jednak, tego nikt się nie spodziewał. Nawet Lewandowski mógł patrzyć z podziwem Wymiana "ciosów" po przerwie. Gorąco na murawie w Hamburgu Na początku drugiej połowy Czesi nie wytrzymali w końcu naporu Turków. W 51. minucie serię blokowanych/bronionych strzałów przerwał Hakan Calhanoglu, który odpalił "torpedę". Piłka to jego potężnym strzale wylądowała w siatce tuż obok dalszego z jego perspektywy słupka. Kwadrans później powinno być już 2:0. Baris Alper Yilmaz zrobił wszystko jak należy - urwał się na prawym skrzydle i dograł piłkę w pole karne. Pozostało tylko, by Arda Guler trafił do pustej bramki, lecz... minął się z piłką. Niewykorzystana sytuacja błyskawicznie się zemściła. W ogniu zamieszania, do jakiego doszło w polu karnym Turcji, atakowany przez rywala Mert Gunok wypuścił piłkę z rąk. A już po chwili Tomas Soucek cieszył się z wyrównującego trafienia. Sędzia sprawdzał jeszcze na monitorze, czy wszystko odbyło się w zgodzie z przepisami, po czym uznał to trafienie. I zrobiło się gorąco. A Czesi się rozkręcili. W 82. minucie wprowadzony z ławki rezerwowych Jan Kuchta trafił nawet do bramki, ale sędzia odgwizdał wcześniej przewinienie. Burza wokół Lewandowskiego. Francuz "zaatakował" Probierza. Jednoznaczna riposta Końcówka meczu? To była już istna piłkarska batalia. Ataki nieustannie sunęły w obie strony wśród wściekłych wiwatów kibiców. Ci z Turcji w końcu mieli swoją chwilę chwały! Już w doliczonym czasie gry zwycięstwo, a tym samym drugie miejsce w grupie zapewnił im Cenk Tosun. Z Hamburga - Tomasz Brożek