Już przed meczem na ulicach Berlina było niezwykle głośno. Zarówno przybysze z Hiszpanii, jak i z Anglii próbowali zaznaczyć swoją obecność w stolicy Niemiec, wyśpiewując swoje najpopularniejsze przyśpiewki ile sił w płucach. Nie obyło się bez wzajemnych "pojedynków na doping" obu stron, lecz wszystko przebiegało w pogodnej atmosferze. Gdy zbliżała się godzina rozpoczęcia meczu, szczęśliwcy posiadający bilety ruszyli w stronę Stadionu Olimpijskiego. Pozostali kibice zajmowali swoje miejsca w strefach kibica. W Berlinie powstały dwie - jedna przy budynku Reichstagu, a druga tuż przy Bramie Brandenburskiej. I właśnie w niej postanowiliśmy towarzyszyć sympatykom obu ekip. Komunikat UEFA, a potem takie słowa. Sensacyjne wyznanie bohatera Anglików Finał Euro 2024 w strefie kibica. Tak wygląda mecz Hiszpanii z Anglią w stolicy Niemiec Jest ona o tyle wyjątkowa, że w jej początkowym punkcie postawiono największą w historii - jak zapewniają organizatorzy - bramkę piłkarską, a biegnący od niej zielony dywan powstały ze sztucznej murawy ma długość aż dwóch kilometrów. W takich okolicznościach finał postanowiły obejrzeć wielkie tłumy, co z kolei generowało - zwłaszcza w okolicach spotkania - gigantyczne kolejki do punktów gastronomicznych. Tuż przed pierwszym gwizdkiem sędziego kibice z Hiszpanii i Anglii głośno odśpiewali swoje hymny narodowe (Hiszpanie rzecz jasna tylko intonując melodię). A później zapadła... Zaskakująca cisza. Oczywiście, dookoła znajdował się tłum kibiców, słychać więc było nieustanne szmery o rozmowy. Lecz trudno było o głośny, zorganizowany doping, który niósłby się po strefie kibica tak, jak wcześniej po ulicach Berlina. Przynajmniej w jej centralnym punkcie i zwłaszcza w trakcie pierwszej połowy spotkania, zakończonej bezbramkowym remisem. Zaskakująca decyzja Niemców. Kuriozalny widok. Chodzi o Lewandowskiego Druga miała jednak kapitalne otwarcie, bo już po dwóch minutach od wznowienia gry piłkę do siatki wpakował Nico Williams, wykorzystując podanie Lamine'a Yamala. Wówczas Hiszpanie krzyknęli z radości, fetując strzelonego gola. Trudno było wówczas pozostać całkowicie suchym. W powietrze wzbiły się bowiem strumienie piwa. Podobne sceny miały miejsce po bramce wyrównującej do Anglii, którą zdobył w 73. minucie Cole Palmer. Wcześniej Anglicy wydawali się być już zrezygnowani. I raz po raz narzekali na grę poszczególnych piłkarzy "Synów Albionu", używając przy tym... słów powszechnie uznawanych za wulgarne. A gdy Mikel Oyarzabal strzelił gola na 2:1, choć zdawało się, że mecz zakończy się dogrywką, złapali się za głowę. Później do końca emocjonowali się spotkaniem, lecz gdy tylko wybrzmiał ostatni gwizdek sędziego, błyskawicznie udali się w stronę wyjścia, zostawiając plac świętującym Hiszpanom. Im bliżej bramki i wielkiego telebimu, tym głośniejsi i bardziej rozbawieni byli fani. Podczas spotkania nie zabrakło drobnych, pojedynczych incydentów i przepychanek. Nie dało się jednak zauważyć większego zamieszania. W stolicy naszych zachodnich sąsiadów w końcu zapanował niemiecki "ordnung" i to mimo ogromnych tłumów, jakie chciały cieszyć się wyjątkowym spotkaniem w Berlinie. To dlatego Marciniak nie poprowadzi finału. Łukasz Gikiewicz ujawnia. "Wiem z dobrego źródła" Z Berlina - Tomasz Brożek