Obecnie Rangnick prowadzi z powodzeniem reprezentację Austrii. Pewnie awansował z nią na Euro 2024. W grupie F Austriacy zdobyli tylko punkt mniej od zwycięzcy Belgii, a w pokonanym polu zostawili Szwecję (dwa razy z nią wygrali). Cztery z sześciu porażek pod wodzą Niemca Austria poniosła na początku jego pracy. Potem przegrywała bardzo rzadko - z Belgią w kwalifikacjach 2:3 i teraz z Francją na Euro 0:1. Choć uległa wicemistrzom świata, to pozostawiła po sobie świetne wrażenie i mecz z Polską zapowiada się arcyciekawie. To może być kluczowe spotkanie w walce o wyjście z grupy. Zanim Rangnick objął reprezentację Austrii, pracował w 15 klubach. Jego kariera trwa już bardzo długo. Zaczynał w 1983 roku jako grający trener Viktorii Backnang. Potem prowadził uznane kluby niemieckie - Vfb Stuttgart czy Schalke 04 Gelsenkirchen, ale stał też za sukcesem pochodzącego z małej miejscowości TSG Hoffenheim, który doprowadził z trzeciej ligi do Bundesligi. Potem dołączył do piłkarskiej rodziny Red Bulla i stworzył jej sukces. Pracował w Salzburgu, Lipsku, Nowym Jorku i brazylijskim Bragantino. Jedynym niepowodzeniem była przygoda z Manchesterem United, ale od czasów odejścia się Aleksa Fergusona nikt nie potrafi udźwignąć "Czerwonych Diabłów". Co ciekawe przez te ponad 40 lat pracy rzadko miał do czynienia z polską piłką nożną. Nigdy nie grał przeciwko drużynie z naszego kraju. A piątkowy mecz będzie też jego pierwszym pojedynkiem z zespołem prowadzonym przez Polaka (Michała Probierza). W swoich drużynach miał tylko trzech zawodników z kraju nad Wisłą. Zresztą dwóch z nich do zespołu Rangnicka trafiło właśnie na jego życzenie. Pierwszy sukces w karierze trenerskiej odniósł z SSV Ulm. Przed sezonem 1997/1998 ściągnął do trzeciej ligi Janusza Górę, który był piłkarzem Stuttgarter Kickers. Rangnick przyszedł do Góry - Walczyliśmy o awans do Bundesligi, ale się nie udało. Ja ponad pół roku leczyłem poważną kontuzję i wróciłem na koniec sezonu. Potem zapadła decyzja, że Stuttgarter odmładza skład, a ja wtedy miałem już 34 lata - wspomina Góra. - Planowałem, że z rodziną wrócimy do Polski. Wtedy na treningu pojawił się Rangnick. Nie był jeszcze znanym trenerem. Namawiał mnie, żebym został, że będziemy chcieli awansować do drugiej ligi. Spodobało mi się to, bo chciałem walczyć o jakiś cel. Dałem się namówić i absolutnie nie żałuję. Pod wodzą Rangnicka i z Górą w składzie SSV Ulm rzeczywiście awansowało do 2. Bundesligi. W trakcie kolejnego sezonu trener odszedł z drużyny, ale zespół siłą rozpędu awansował jeszcze raz. Góra dołożył sporą cegiełkę - zdobył dziesięć goli. A w Bundeslidze zadebiutował już po ukończeniu 36. roku życia. W 25 meczach trafił raz do bramki - w spotkaniu z Alemannią Aachen. - Wiele mu zawdzięczam. Gdyby wtedy nie wybrał się na trening, by ze mną porozmawiać i namówić na pozostanie w Niemczech, to nie przeżyłbym najlepszego okresu w karierze. Dostałem życiową szansę - przyznaje Góra. - Do tego po tak poważnej kontuzji podchodził do mnie indywidualnie, a nie byłem już przecież najmłodszy. Dostawałem wolne dni, by dochodzić do siebie po meczach - wspomina. Góra podkreśla, że już w SSV Ulm Rangnick wprowadził swój pomysł na grę. - Był prekursorem w Niemczech systemu 4-3-3 i do tej pory z tego korzysta. W Ulm zaczął tę filozofię rozwijać i wszedł na ścieżkę trenerską, która wyniosła go na szczyt. Marzył, by prowadzić angielski klub i to udało mu się zrealizować z Manchesterem United - twierdzi Góra. - Intensywność, błyskawiczna reakcja po stracie piłki, odbiór i szybka finalizacja. Tego cały czas się trzyma. Trener Austrii wypatrzył Żurawia Nie było też tak, że Rangnick nie zaglądał za wschodnią granicę Niemiec. To właśnie w Polsce wypatrzył Dariusza Żurawia, choć przyjechał na mecz Zagłębia Lubin w Pucharze Intertoto, by oglądać Arkadiusza Klimka. Postanowił jednak do Hannoveru 96 ściągnąć właśnie wówczas 29-letniego obrońcę. Żuraw tym klubie spędził siedem lat i zagrał jedyny raz w reprezentacji Polski. A już w pierwszym sezonie pod wodzą Rangnicka Hannover 96 świętował awans do Bundesligi. I to w wielkim stylu. - Już w SSV Ulm dał się poznać jako trener preferujący ofensywny styl, wysoki pressing i wciąż jest wierny tym założeniom. Cechowała nas wysoka kultura gry, intensywność i skuteczność. Potrafiliśmy wygrywać na przykład 6:2. Zwyciężyliśmy w lidze z dziesięcioma punktami przewagi, a strzeliliśmy 93 bramki - wspomina Żuraw, były trener m. in. Lecha Poznań i Wisły Płock. Choć od czasów wspólnej pracy w Hanowerze minęło 20 lat, to obecny selekcjoner reprezentacji Austrii nie zmienił szkoleniowej idei. - Oglądałem kilka spotkań i to drużyna, która pod wodzą Rangnicka dobrze punktuje. I widać w niej DNA tego szkoleniowca. On wprowadził swój ofensywny styl oparty na wysokim pressingu nie tylko w pierwszej drużynie, ale także w kadrach młodzieżowych - mówi Żuraw. I rozwiewa nadzieje polskich kibiców, że w spotkaniu z Austrią dużo łatwiej będzie o trzy punkty. Zresztą przekonała się o tym Francja, którą Żuraw uważa za najsilniejszą w grupie. - Część fanów zapewne myśli, że najłatwiej o punkty będzie właśnie z Austrią, ale ja nie byłbym tego taki pewny. Według mnie Austriacy są lepsi jako zespół od Holendrów. Może w Holandii są większe indywidualności, ale Austria jest bardzo konsekwentna i też ma piłkarzy występujących w dobrych klubach. Bardziej bym się obawiał zespołu Rangnicka niż Holendrów - twierdzi Żuraw. Andrzej Klemba Zobacz także nasz raport specjalny i bądź na bieżąco: Euro 2024