Trzy razy dotąd Polska stawała bowiem do walki o honor i za każdym razem ten honor wygrywała. W meczu ostatnim na turnieju, trzecim i zarazem kończącym rywalizację w grupie, w starciu już bez wpływu na jakiekolwiek tabele, awanse czy dalsze losy w turnieju, okazywała się zawsze zwycięska. W niczym nie okazywaliśmy się tak dobrzy i tak skuteczni jak w takich meczach, gdy Polska rozwijała skrzydła, grała bezkompromisowi i diabelnie zabójczo. Teraz przyjdzie nam bronić honoru z meczów o honor. Honorowo jak skaut. Polacy odpadli z Euro 2024 jako pierwsi. To we zasadzie nie zaskoczyło. Zaraz w nasze ślady poszli Szkoci, zatem 5 września na początku Ligi Narodów odbędą się jednak repesaże o to, kto jest na mistrzostwach Europy najsłabszy. Też taki mecz o honor. A to nasza specjalność. Gdyby na turniejach przyznawano nie puchary, medale, ale właśnie honor, trudno byłoby nam dorównać. Już trzykrotnie biało-czerwoni przystępowali do takich spotkań i trzykrotnie je wygrywali. Spotkań bez stawki, bez szans na poprawę i zmianę tabeli, bez jakichkolwiek konsekwencji na przyszłość. Zatem spotkań najlepszych dla nas, jakby wręcz wymarzonych. Taki futbol bez stawki i bez oglądania się na tabelę wymyślono chyba właśnie dla Polaków. Całą tę rywalizację grupową stworzono jakby pod nich, by po dwóch porażkach dać sobie spokój z nerwówką i na spokoju wyjść na bój o honor. To uspokaja, to wreszcie stabilizuje i pozwala wypuścić powietrze. Zacząć oddychać. Mecze o honor to polska specjalność W 2002 roku w Korei Południowej, po powrocie Polski na światowe stadiony po latach przerwy, gdzie przypomnieć miała o sukcesach z lat 1974-1986.... no, może 1974-1982, przyszedł pierwszy taki mecz. Pierwszy raz nie wyszliśmy z grupy i pierwszy raz po dwóch meczach nie wiadomo było, co z zespołem Polski i z sobą począć. Wtedy pojawiła się ta idealna dla nas nagroda rekompensująca poprzednie zdarzenia - mecz o honor. Wygraliśmy wówczas ze Stanami Zjednoczonymi 3:1. One awansowały dalej, nie my, ale co tam! Honor był nasz, nie amerykański. Na kolejnym mundialu Polska do meczu o honor przystąpiła już na rutynie. Doświadczona w przegranych bojach o stawkę, w wyciąganiu wniosków i męskich słowach padających w szatni, rozprawiła się w trzecim meczu z Kostaryką 2:1. Honorowo. Wszystkie te turnieje jak Euro 2008, Euro 2012, Euro 2016 czy Euro 2021 psuły mistrzowski rytm wyznaczony niemal tanecznie w trzech krokach. Remisami pośrodku, wygranymi na początku sprawiały, że polski zespół nie pracował już na mecz o honor miarowo, tracił go. Przyszedł jednak rosyjski mundial 2018 i wtopy z Senegalem i Kolumbią przywróciły biało-czerwonych na honorowy rytm. Polska wygrała z Japonią 1:0, przypominając że jest mistrzem ostatniego kroku tanecznego. I teraz staje do takiego boju po raz czwarty. Co prawda, z wielką Francją - rywalem jak na honorowy bój najtrudniejszym w dziejach, ale nie zapominajmy kto jest tu mistrzem takich gier. My, a nie Francja, która ostatni taki mecz zagrała może w 2010 roku. Mundial 2026 może zabrać mecze o honor Nie wiemy jeszcze jak wyglądać będą rozgrywki mundialu 2026 w Kanadzie, USA i Meksyku. Skoro ma w nich wystąpić 48 drużyn, to może skończą się czasy grup czterozespołowych. Może pojawią się takie z zespołami trzema. To okropne, gdyż wtedy stracilibyśmy to, co w naszej piłce nożnej jest tak ważne, co o niej stanowi i wykreśla jej rytm - nasze kochane mecze o honor. Wtedy zostałby tylko mecz otwarcia i mecz o wszystko - komplet wybrakowany, niepełny, jakiś niepolski i obcy. Absurdalny, bo bez zwyczajowej puenty, która przeżywamy tak często, że weszła już w nawyk. Jest tylko jedna rzecz w rywalizacji ludzi, narodów i państw, która jest bezcenna, tą rzeczą jest honor. Wiemy o tym w Polsce najlepiej. Radosław Nawrot, Düsseldorf