Dyspozycja reprezentacji Niemiec przed startem Euro 2024 była wielką niewiadomą. Zespół w ostatnich latach przeżywał trudne chwile, a do tego nie brał udziału w ostatnich eliminacji, przez co nie rozgrywał meczów o stawkę. Wydaje się jednak, że fani "Die Mannschaft" nie mają powodów do niepokoju. W meczu otwarcia nasi zachodni sąsiedzi rozbili bezradnych Szkotów. Nikt nie wiedział, czego spodziewać się po Niemcach Reprezentacja Niemiec ma za sobą niezwykle chude lata. Po tym, jak nasi zachodni sąsiedzi wygrali mistrzostwo świata w 2014 roku, ich wyniki sukcesywnie spadały. Trzy ostatnie wielkie turnieje to dwa odpadnięcia w fazie grupowej mundiali i klęska na poprzednim Euro, bo tak należy uznać pożegnanie się z turniejem już na etapie 1/8 finału. "Die Mannschaft" odmienić miał Julian Nagelsmann. Młody trener stanął jednak przed wielkim wyzwaniem, zwłaszcza, że nie mógł testować swoich piłkarzy w meczach o wysoką stawkę. Jako gospodarze, Niemcy mieli bowiem zapewniony awans na Euro 2024 i skupiali się na meczach towarzyskich. Wielkim impulsem dla zespołu miał być powrót Toniego Kroosa, który po zakończeniu turnieju żegna się z profesjonalnym futbolem. Nikt nie wiedział jednak, jak w praktyce wyjdzie eksperyment Nagelsmanna. Niemcy jak huragan. Szkoci zmieceni w 45 minut Wątpliwości zostały rozwiane nad wyraz szybko. Od samego początku spotkania z reprezentacją Szkocji gospodarze wyglądali, jakby funkcjonowali na zupełnie innej prędkości. Gol otwierający był tylko kwestią czasu - i padł w dziesiątej minucie. Toni Kroos wypatrzył na skrzydle Joshuę Kimmicha, a ten natychmiast zgrał do Floriana Wirtza. Gwiazdor Bayeru Leverkusen nie zastanawiał się długo i oddał strzał. Miał trochę szczęścia, bo źle zachował się bramkarz, ale tak właśnie padła pierwsza bramka Euro 2024. Wyspiarze ledwie otrząsnęli się po pierwszym sierpowym, a zaraz otrzymali drugi. Tym razem akcję zainicjował Ilkay Guendogan. Pomocnik FC Barcelona zagrał do Kaia Havertza, a ten spokojnie dostrzegł Jamala Musialę. Ten znalazł sobie miejsce i huknął "pod ladę" - tym razem nie do obrony dla Angusa Gunna. Nie był to koniec kłopotów Szkotów. Niemcy domagali się rzutu karnego już po upływie półgodziny, ale wówczas uratował ich VAR, dzięki któremu sędzia podyktował tylko rzut wolny. Tuż przed przerwą sami jednak napytali sobie biedy. Po kolejnej składnej akcji gospodarzy strzał oddał Guendogan. Kapitan zespołu zbierał się do dobitki, ale wówczas brutalnie sfaulował go Ryan Porteous. Sędzia podszedł do monitora i wystarczyło mu jedno spojrzenie, by wskazać na jedenasty metr od bramki i wyrzucić z boiska obrońcę Watfordu. Szansę na gola zamienił Kai Havertz. Po przerwie Niemcy zdjęli nogę z gazu, ale to i tak wystarczyło Po zmianie stron plan Nagelsmanna wydawał się dość prosty: szukać kolejnych bramek, ale nie za wszelką cenę. Grając w przewadze, "Die Mannschaft" wykreowała sobie kilka niezłych okazji, ale nie takich, jak przed przerwą. Tuż po wejściu na boisko w 63. minucie gola mógł strzelić Leroy Sane, ale uderzył wprost w Gunna. Chwilę później wynik podwyższył jednak inny rezerwowy. Niclas Fuellkrug mocno poszedł za piłką i bez zastanowienia huknął na 4:0. Napastnik Borussii Dortmund ewidentnie czuł tego dnia głód bramek. Na kwadrans przed końcem po raz kolejny trafił do siatki, ale tym razem znajdował się na spalonym. Końcówka bynajmniej nie była wyczekiwaniem na gwizdek sędziego. Niemcy czuli krew i zwłaszcza rezerwowi starali się zrobić wrażenie na selekcjonerze. W 87. minucie honorowe trafienie zaliczyli za to Szkoci. Po dośrodkowaniu z rzutu wolnego doszło do wielkiego zamieszania, a futbolówka po strzale Scotta McKenny trafiła w Antonio Ruedigera i zupełnie zaskoczyła Manuela Neuera. Wydawało się, że to koniec emocji, ale na sekundy przed końcem do siatki trafił też dowołany w ostatniej chwili Emre Can, ustalając wynik na 5:1. Mecz otwarcia Euro 2024 z pewnością nie zawiódł, a już po pierwszym spotkaniu gospodarze udowodnili, że wciąż znajdują się w ścisłej europejskiej czołówce.