"Ordnung muss sein"? A co to znaczy? Wydawać by się mogło, że w Niemczech wszystko przebiegać będzie w myśl powyższej dewizy, która ma wszak cechować mentalność i zwyczaje naszych zachodnich sąsiadów. Cóż... Nic bardziej mylnego, chciałoby się powiedzieć po ostatnim miesiącu spędzonym tutaj, w sercu wydarzeń Euro 2024. Kompletny bałagan rozpoczął się na dobrą sprawę jeszcze przed startem turnieju. Pierwszym punktem do odhaczenia podczas podróży do Niemiec w przypadku przedstawicieli mediów były centra akredytacyjne. Wielu dziennikarzy - w tym czterech z pięciu wysłanników Interii - opuszczało je jednak z niedowierzaniem, poczuciem bezsilności czy wręcz irytacją. Nie otrzymali bowiem swoich akredytacji. Powód? Najczęściej był nim brak drugiego imienia lub brak oryginalnych znaków diakrytycznych w imionach lub nazwisku (w naszym przypadku mowa o tak zwanych "polskich znakach"). I tak mimo zgodności numeru PESEL i wszystkich innych danych brak kreski nad "ó" skutkował odmową wydania akredytacji, która umożliwia wstęp na spotkania. A to wiązało się ze stratą czasu i kolejnymi kilometrami do przebycia By wejść na mecz, dziennikarze musieli wcześniej zgłosić chęć uczestnictwa za pośrednictwem specjalnego systemu UEFA, a następnie po otrzymaniu pozytywnej odpowiedzi, wybrać miejsca na trybunie prasowej. Ten mechanizm także początkowo sprawiał sporo psikusów... podobnie jak niemiecka kolej. Zaskakująca decyzja Niemców. Kuriozalny widok. Chodzi o Lewandowskiego Kolej na... następną opóźnioną podróż. A drogi? Drogi też były złe Wiele połączeń, niezawodna jakość i punktualność - kto jechał do Niemiec myśląc, że tak właśnie funkcjonują składy "Deutsche Bahn", ten mógł się srogo zdziwić. Zwłaszcza biorąc pod uwagę ostatni z wymienionych elementów. To, że pociąg się spóźni, można było często zakładać w ciemno. Pytanie brzmiało nie czy, a o ile. Najbardziej skrajnej sytuacji doświadczyłem w tym aspekcie przy okazji podróży z Hanoweru do Lipska, gdzie Portugalia mierzyła się z Czechami. Pociąg, którym chciałem dotrzeć na to spotkanie wprawdzie przyjechał na peron, ale ostatecznie... nie zdołał z niego odjechać. Po kilku komunikatach o wzrastającym w zatrważającym tempie opóźnieniu maszynista w końcu poradził wszystkim, by dla własnego dobra wsiedli do innego składu, jeśli rzeczywiście chcą dotrzeć do punktu docelowego na czas. W takim razie może podróż na czterech kółkach? Cóż, dla fanów podróży własnym samochodem nasi zachodni sąsiedzi także przygotowali "niespodziankę". Co powiedzą państwo na... masowe zwężenia dróg? Po włączeniu nawigacji widok ikonki zwiastującej roboty drogowe był w zasadzie normą. Te zaś prowadziły do zmian w organizacji ruchu i dzielenia jezdni. W efekcie przepustowość autostrad znacznie spadła, a lewy pas często był wręcz zatrważająco wąski. To dlatego Marciniak nie poprowadzi finału. Łukasz Gikiewicz ujawnia. "Wiem z dobrego źródła" Skandal za skandalem. "To może skończyć się tragedią" Także na stadionach nie wszystko wyglądało jak należy, a standardy nie zawsze były identyczne. Ba, chwilami zdawać by się mogło, że wraz z biegiem turnieju, te nieco spadają. Przed przekroczeniem wejścia dla mediów, dziennikarze musieli w teorii przejść szereg procedur - zeskanować swoją akredytację, oddać swoje plecaki do prześwietlenia rentgenem i poddać się kontroli osobistej. Zdarzało się jednak, że poszczególne punkty były pomijane. Ba, dało się usłyszeć, że niektórym udało się wejść na mecz półfinałowy z - w teorii - nieważną akredytacją. Służby bezpieczeństwa miały problem także z kibicami. Tegoroczne mistrzostwa Europy zostały bowiem naznaczone przez intruzów wbiegających na murawę z trybun. Stewardzi kompletnie nie potrafili nad nimi zapanować, reagując z opóźnieniem. Najczęściej dobiegali do nich, gdy ci stali już przy gwiazdach futbolu, chcąc zrobić sobie z nimi zdjęcie. Strach pomyśleć, co by się stało, gdyby mieli nieco bardziej niecne zamiary... Zamiast pilnować porządku na trybunach, stewardzi oglądają mecze. Ostatnio widziałem, że ochroniarz po prostu nagrywał telefonem, jak bawią się tureccy kibice. Przysięgam, trzeba coś z tym zrobić, bo kiedyś dojdzie do tragedii. Na razie kibice wbiegają i chcą zrobić sobie zdjęcie z Ronaldo, ale przecież nie wiesz, kto może wbiec na boisko. Nie wiesz, jacy wariaci mogą się pojawić - przestrzegał ekspert Interii - Łukasz Gikiewicz. Doprawdy niewiele brakło, by jeden z incydentów miał fatalny finisz. Po meczu Portugalii z Gruzją jeden z kibiców był tak zdesperowany, by zobaczyć z bliska Cristiano Ronaldo, że niemal... wskoczył na niego, zeskakując z trybun. Na szczęście wówczas ochroniarze zareagowali prawidłowo. Co więcej, po półfinałowym boju Hiszpanii z Francją podczas pogoni za niesfornym fanem jeden ze stewardów... wpadł w Alvaro Moratę, który złapał się z grymasem bólu za kolano. Te sceny zakrawają już o gigantyczny skandal. Komunikat UEFA, a potem takie słowa. Sensacyjne wyznanie bohatera Anglików 15 dni w Hanowerze i... koniec. Krótki pobyt reprezentacji Polski w Niemczech Zahaczmy jednak w końcu o wątki sportowe, wszak mowa o imprezie piłkarskiej. A tu najbardziej interesowała nas reprezentacja Polski, która niestety zabawiła w Niemczech tylko przez nieco ponad dwa tygodnie. Do swojej bazy w Hanowerze zawitała 11 czerwca - dzień po wygranej 2:1 w Warszawie w meczu towarzyskim z Turcją. A występ "Biało-Czerwonych" na Euro 2024 zwieńczył remis 1:1 z Francją, po którym nasza kadra udała się bezpośrednio na lotnisko w Kolonii, skąd wróciła do kraju. W Hanowerze od początku zgrupowania reprezentacji Polski panowała dobra atmosfera. Czuć było, że w naszej drużynie narodowej wróciła normalność, a trener Michał Probierz... wszystko dobrze poukładał. Przynajmniej jeśli chodzi o stosunki panujące wewnątrz grupy. Zadbał także o to, by piłkarze mieli czas na przewietrzenie swoich głów i złapanie dystansu. Dlatego też pozwalał im opuszczać hotel w "cywilnych" ubraniach, bez reprezentacyjnych dresów. Z możliwości tej skorzystali między innymi Jakub Piotrowski oraz Adam Buksa, których uratowaliśmy przed ulewą podczas wyprawy rowerowej. Na piłkarzy pod hotelem czekał tłum kibiców. Wielu z nich to Polacy mieszkający w Niemczech, którzy nie mogli sobie darować okazji, by spotkać naszych reprezentantów i poprosić o autograf czy wspólne zdjęcie. Sam Polski Związek Piłki Nożnej próbował otworzyć się na fanów. Wpuścił ich nie tylko na pierwszy trening "Biało-Czerwonych", lecz nadprogramowo także na jedną z jednostek pod koniec pobytu naszych zawodników w Niemczech. Jak wyglądała baza reprezentacji Polski w Hanowerze? Weszła tam tylko Interia. Kliknij TUTAJ i zobacz Nie da się ukryć, że sporo zmieniła porażka z Austrią, po której stało się jasne, że awans do fazy pucharowej już na pewno przejdzie nam koło nosa. W powietrzu nie czuć już było tej nadziei i sportowego podniecenia. Choć sam trener Michał Probierz nie zbaczał z kursu, nieustannie podkreślając, że kadra zmierza w odpowiednim kierunku. Odpadliśmy z tego turnieju, ale jesteśmy na odpowiedniej drodze, by zbudować dobry i stabilny zespół. Nie cofniemy się z tej drogi - deklarował. I oby miał rację. "Ostatni taniec" Cristiano Ronaldo. Portugalczyk wciąż w centrum uwagi Wspomnijmy także o innych drużynach. I to nie tylko tych z europejskiego topu. Piękną kartę w swoich kronikach zapisała bowiem chociażby debiutująca na mistrzostwach Europy Gruzja, która zdołała wyjść z grupy. A w 1/8 finału jako pierwsza strzeliła gola Hiszpanii. Spory udział miał w tym zawodnik Cracovii - Otar Kakabadze. To po jego zagraniu piłka trafiła w Robina Le Normanda, który wpakował ją do własnej bramki. W drodze do awansu do 1/8 finału Euro 2024 Gruzja ograła 2:0 Portugalię. Portugalię, która sprawiła swoim fanom sroki zawód. Do Niemiec przyjechała bowiem w roli wielkiego faworyta i nie spełniła wielkich oczekiwań. To właśnie między innymi przez mizerne występy podopiecznych trenera Roberto Martineza wielu ekspertów stwierdziło, że mamy do czynienia z naprawdę nudnymi mistrzostwami Europy. Nie o tym jednak. W barwach Portugalii swój - jak to się mówi w takich sytuacjach - ostatni taniec na Euro wykonał Cristiano Ronaldo. Sporo już mówiło się o jego nieskuteczności, słabej grze i płaczu. Co jednak warte podkreślenia, mimo upływu lat, były gwiazdor Realu Madryt wciąż cieszy się ogromnym zainteresowaniem kibiców. Można pokusić się o stwierdzenie, że Cristiano Ronaldo wciąż jest nie tylko piłkarze, ale wręcz zjawiskiem społecznym. Przy okazji meczów Portugalii na ulicach miast dało się zobaczyć nie tylko trykoty kadry narodowej, lecz przede wszystkim klubowe koszulki CR7 z jego nazwiskiem na plecach. To właśnie na jego meczach pojawiało się także zaskakująco wielu fanów z Azji, którzy nie ukrywali, że kupili bilety lotnicze tylko po to, by zobaczyć w akcji jednego zawodnika... Dziś na Stadionie Olimpijskim w Berlinie fani także mieli na kim zawiesić oko. Po stronie Hiszpanii w trakcie turnieju wyróżniał się zwłaszcza genialny Lamine Yamal, który jeszcze wczoraj zdmuchiwał świeczki z urodzinowego tortu, kończąc 17 lat. W ekipie Anglików wyróżniał się z kolei Jude Bellingham, który dobrym występem na niemieckich boiskach może przybliżyć się do zdobycia Złotej Piłki. Z Berlina - Tomasz Brożek