Reprezentacje Holandii i Austrii mierzyły się ze sobą w ostatniej kolejce fazy grupowej Euro 2024. Chociaż każda ze stron była niemal pewna awansu, stawka wciąż była wysoka - nie wiadomo było bowiem, kto wyjdzie z miejsca pierwszego, a kto będzie musiał radzić sobie z trudniejszymi przeciwnikami. Wystarczyło sześć minut i Malen otworzył wynik - tyle, że na korzyść Austriaków Przed pierwszym gwizdkiem faworytem bukmacherów byli Holendrzy. Chociaż "Oranje" nie prezentowali się w pełni przekonująco w dotychczasowych spotkaniach, w ich szeregach znajduje się tyle klasowych piłkarzy, że spodziewano się, iż poradzą sobie z Austriakami. Podopieczni Ralfa Rangnicka po raz kolejny udowodnili jednak, że nie "pękają" przed żadnym rywalem - i już w szóstej minucie wyszli na prowadzenie. Po składnej akcji piłka trafiła na skrzydło, do Alexandra Prassa. Występujący na boku obrony 23-latek usiłował zagrać podanie zwrotne, ale nie zdołał. Futbolówkę przeciął Donyell Malen, który niefortunnie skierował ją do własnej bramki. Po utraconym golu Holendrzy usiłowali wrócić do gry. W 23. minucie Malen miał szansę na odkupienie. Otrzymał świetne podanie prostopadłe, ale w dogodnej sytuacji nie trafił nawet w światło bramki i zmarnował sytuację. Później już groźniejsi byli Austriacy. Swoje szanse mieli Florian Grillitsch czy Marko Arnautović, ale przed przerwą nie oglądaliśmy więcej bramek. Przebudzenie Holendrów nie wystarczyło, Austria wyrasta na czarnego konia Ronald Koeman ewidentnie potrafił wpłynąć na swoich graczy w szatni, bo ci tuż po przerwie wyrównali. Po przejęciu futbolówka szybko trafiła na połowę Austriaków, a Xavi Simons wypatrzył wybiegającego Cody'ego Gakpo. Zawodnik Liverpoolu z łatwością zwiódł obrońcę i technicznym strzałem przywrócił równowagę. To jednak wcale nie podłamało zawodników Rangnicka. Nie minął kwadrans od trafienia Gakpo, gdy Austriacy odzyskali prowadzenie. Po dośrodkowaniu Grillitscha Romano Schmid uciekł Nathanowi Ake i głową pokonał holenderskiego bramkarza. Utrata gola skłoniła Ronalda Koemana do wprowadzenia znanego Polakom Wouta Weghorsta - i ta decyzja szybko się obroniła. Napastnik TSG Hoffenheim strącił piłkę do Memphisa Depaya, a ten ładnie się złożył i ponownie doprowadził do wyrównania. To jednak nie był dzień Holendrów. Cieszyli się z gola zaledwie przez kilka minut, bo Austriacy w prosty sposób strzelili trzecią bramkę. Christoph Baumgartner dostrzegł wybiegającego Marcela Sabitzera, a ten z bliska nie dał szans Bartowi Verbruggenowi. Mało tego, po chwili znowu trafili do siatki, ale tym razem arbiter dopatrzył się spalonego. Rezultat 2:3 utrzymał się do ostatniej chwili, a po nim doszło do wybuchu radości drużyny Rangnicka. Przed pierwszą kolejką chyba nawet najbardziej optymistyczni kibice tej reprezentacji nie spodziewali się, że ich ulubieńcy mogą wygrać "grupę śmierci". Ten mecz udowodnił, że ktokolwiek trafi na Austrię nie ma prawa jej lekceważyć. Obnażył też słabość Holendrów w defensywie, którzy awansowali dalej z trzeciej lokaty i w fazie pucharowej z pewnością muszą zaprezentować się lepiej, jeśli chcą zagrać choćby w ćwierćfinale.