16 lat temu, na mistrzostwach Europy w 2008 r. sytuacja była bliźniaczo podobna do dzisiejszej. Tak jak teraz z Holandią (1-2) wówczas Polacy przegrali w pierwszym meczu grupowym z faworyzowanym rywalem - wtedy byli to Niemcy, którzy wygrali 2-0 po dublecie Lukasa Podolskiego. Kolejne podobieństwo to drugie spotkanie grupowe, tzw. "mecz o wszystko". Tak jak teraz wówczas rywalem była Austria, wtedy współgospodarz Euro 2008. Reprezentacja Austrii była wtedy w opłakanym stanie, przed imprezą jej kibice nawoływali nawet do wycofania się z turnieju, co było oczywiście niemożliwe dla gospodarza imprezy. Doświadczony selekcjoner Josef Hickersberger posunął się do powołania 39-letniego napastnika chorwackiego pochodzenia Ivicy Vasticia, który zresztą wyrównał na 1-1 pokonując Artura Boruca z rzutu karnego w doliczonym czasie gry, po tym jak na "wapno" wskazał angielski arbiter Howard Webb. Była to kontrowersyjna decyzja, po której ówczesny premier polskiego rządu Donald Tuska (to kolejne podobieństwo z czasem obecnym) mówił, że "chciał sędziego zabić". Polscy kibice z prezesem Rady Ministrów najwyraźniej zapomnieli, że gol dla Polski autorstwa Rogera Guerreiro padł ze spalonego, a Boruc dokonywał cudów w bramce, naprawiając błędy obrony z Mariuszem Jopem na czele. Ten remis 1-1 był niezasłużony, ale tylko dlatego że to gospodarze powinni wówczas wygrać. Doświadczony trener Bogusław Kaczmarek był wówczas asystentem selekcjonera Leo Beenhakkera i widział mecz na Praterze z ławki rezerwowych. Euro 2024: Polska - Austria. Kiedy mecz? O której? Gdzie oglądać spotkanie? - Nie da się ukryć, że tamten mecz wyglądał inaczej niż sobie zaplanowaliśmy. Obiektywnych przyczyn tego było wiele, przede wszystkim w eliminacjach nasza drużyna składała się z innych klocków niż podczas mistrzostw Europy. Z gry w kadrze zrezygnował Radosław Sobolewski, w pierwszym meczu z Niemcami mięsień naderwał Maciej Żurawski. Trzeci najlepszy strzelec eliminacji Ebi Smolarek im bliżej mistrzostw tym mniej grał w Racingu Santander, tak było z innymi piłkarzami, jak np. z Jackiem Krzynówkiem w Wolfsburgu. To byli piłkarze ze średnich klubów europejskich, w których nie zawsze grali. Dziś sytuacja jest zgoła odmienna, mamy piłkarzy w tych najbardziej cywilizowanych ligach - wspomina trener "Bobo" Kaczmarek. Zasłużony szkoleniowiec jest zwolennikiem holenderskiej szkoły piłkarskiej, w wywiadzie z Janem de Zeeuwem juniorem znaleźliśmy mu nawet niderlandzkiego odpowiednika - legendę Feyenoordu Rotterdam, Wima van Hanegema. Dlatego pierwszy mecz na Euro 2024, gdy Polska minimalnie uległa Holandii, był dla trenera Kaczmarka sporym wydarzeniem. - "Oranje" wypadł najlepszy piłkarz i reżyser gry, Frenkie de Jong, w tej sytuacji ciężar rozgrywania akcji wzięli na siebie obrońcy - środkowy Virgil van Dijk i boczny Nathan Ake. To był bardzo otwarty mecz, który równie dobrze mógł się skończyć wynikiem 4-2 czy 5-3 dla Holandii. Siła gry reprezentacji Polski w tym spotkaniu opierała się na odwadze w środku pola - jakość, brak kompleksów i pewność siebie pokazał zwłaszcza 19-letni Kacper Urbański, który dał naszej drużynie impuls. Ten zawodnik trenował u mnie w Gdańsku przez trzy lata w ramach programu "Top talent", podwoził go ojciec, w tajemnicy przed macierzystym klubem Lechią Gdańsk, w którym twierdzili, że to zaburza mikrocykl treningowy - ze swadą opowiada trener Kaczmarek. - Uważam, że mecz z nie najlepiej dysponowaną Holandią nie był miarodajny dla naszej reprezentacji. Widać było, że selekcjoner Ronald Koeman nie był sobą, z tego co wiem ma poważne problemy zdrowotne w domu, które nie pozwalają mu się skupić na pracy. To banał, ale to dopiero spotkanie z Austrią da odpowiedź na co stać naszą reprezentację. Zresztą w przypadku rywali będzie to samo, każdy będzie chciał wygrać, kto przegra będzie się mógł pakować do domu. W takich wypadkach, gdy dwóch musi, często pada remis. Po wyniku nierozstrzygniętym nie będzie reanimacji. - Przyzwoita postawa Polaków pokazała jak złe było gospodarowanie zasobami ludzkimi przez poprzednich selekcjonerów, zwłaszcza tych z zagranicy, Portugalczyków Paolo Sousę i Fernando Santosa. Ten ostatni zachowywał się jak fotograf w ciemni, nie wiem czy w trakcie swojej kadencji poznał wszystkich polskich graczy, którzy mogliby zagrać w reprezentacji - krytycznie mówi trener "Bobo" Kaczmarek. Euro 2024 nie zawodzi, średnia bramek w meczu jest wyższa od poprzednich turniejów, pełne stadiony zagrzewają piłkarzy do walki, Niemcy to obecnie najlepsze miejsce do oglądania futbolu na Starym Kontynencie. - Przyjemnie się ogląda to Euro, pada sporo bramek, jest trochę niespodzianek, ale to dlatego że piłkarze z najlepszych europejskich lig przystąpili do tego turnieju praktycznie bez odpoczynku. Taka Liga Konferencji powinna chyba zmienić nazwę na Ligę Komercji, najlepsi piłkarze zamiatają nogami, fizjologii nie oszukasz. Anglia męczyła się z Serbią, Włosi z Albanią. Z drugiej strony rozszerzenie stawki do 24 drużyn dobrze robi temu turniejowi i wyrównuje piłkarski poziom na kontynencie - z dobrej strony pokazały się dotychczasowe kopciuszki: Gruzja i Albania. W przestrzeni publicznej podważa się rolę kapitana Roberta Lewandowskiego w reprezentacji. Są głosy mówiące, że turniej w Niemczech to dla 36-latka "łabędzi śpiew" i że kadra musi się przygotować na życie po "Lewym". - To monumentalna postać polskiego futbolu. Ci którzy negatywnie oceniają jego osobę, nie są w stanie ocenić jego roli na boisku i na boisku. Jest w tej reprezentacji jak basior w stadzie wilków. Szczęśliwie przez lata omijały go kontuzje, zawsze był w pełnej gotowości. Sama jego obecność na boisku daje tej reprezentacji ogromnie wiele i jest na wagę złota - kończy trener Bogusław Kaczmarek, który jako pierwszy przepowiedział że Robert Lewandowski będzie na lata podporą reprezentacji Polski i są na to świadkowie. Było to na lotnisku w Wiedniu, gdy kadra wracała z nieudanych mistrzostw Europy w 2008.