- Francja, Hiszpania, Anglia, Portugalia... oni tak. Ale nie my. Nie mamy szans - mówi np. Ragheb, który jako argument przeciw możliwemu sukcesowi Niemców na tym Euro wskazuje wyniki niemieckiej drużyny w ostatniej dekadzie, ale także to, że grają u siebie. To chyba zdumiewa najbardziej, ale nie jest pozbawione sensu. Nie licząc przedziwnego Euro 2021, które nie miało jednego gospodarza (mecze rozgrywano także w Rzymie, ale Włosi wygrali mistrzostwa na Wembley w Londynie), by znaleźć ostatni zespół, który wygrał Euro u siebie, trzeba by się cofnąć bardzo, bardzo daleko. Aż do 1984 roku. Francja okazała się ostatnia To ówczesna Francja z wielkim Michelem Platinim była zespołem, który podjął się roli gospodarza mistrzostw Europy i nie zawiódł. Był to zresztą jeden z najbardziej imponujących triumfów w dziejach, a wyniki takie jak 5:0 z Belgią czy finałowe 2:0 z Hiszpanią robiły wtedy wrażenie. Francuzi z 1984 roku byli jednym z tych ostatnich przypadków, gdy ściany pomagają gospodarzom i sprawiają, że jest im łatwiej. Przed nimi wszak Euro u siebie wygrywali także Hiszpanie i Włosi, więc zespół francuski w 1984 roku czuł się niejako zobowiązany do triumfu, podobnie zresztą jak podczas mundialu w 1998 roku - do dzisiaj także on jest ostatnim gospodarzem mistrzostw świata, który zwyciężył u siebie. Płakała z rozpaczy Anglia w 1996 roku. Przegrała faworyzowana Holandia na Euro 2000, spektakularną wręcz klęskę w finale z Grecją poniosła Portugalia na swoich mistrzostwach Europy w 2004 roku, w jej ślady poszła Francja w 2016 roku i Anglia na wspomnianym stadionie Wembley w 2021 roku. O naszym występie w 2012 roku może w ogóle nie wspominajmy. Dołóżmy do tego Brazylię na mundialu 2014, a uzyskamy wręcz pewną stałą już regułę - kto organizował mistrzostwa, doznawał klęski sromotnej, często spektakularnej i bolesnej, rujnującej, bo związanej z wielkimi nadziejami i presją. I na tym tle szczególnie wyróżniają się Niemcy, o których Gary Lineker powiedział, że na koniec zawsze wygrywają, ale wypowiedział te słowa zanim wpadliśmy w trąbę powietrzną zmiatającą każdego, kto lekkomyślnie zgłosił się po organizację turnieju, jakby nie pamiętał, że cena za to jest wysoka i straszna. Niemcy rozpoczęli pasmo klęsk gospodarzy Kiedy bowiem Niemcy organizowali Euro po Francuzach, w roku 1988, siłą rzeczy czuli pewną naturalną powinność. Skoro Francja przed nimi, skoro Włochy na swoich stadionach, skoro także Hiszpania, no to przecież oczywiste, że i zespół niemiecki triumfować musi. Zwłaszcza, że już raz to zrobił, gdy został mistrzem świata w 1974 roku, jak przystało na gospodarza. Jak wtedy przystało. I wtedy się zaczęło. Klęska Niemców w 1988 roku była pierwszym aktem upokarzania gospodarzy na taką skalę, jaką poznaliśmy. Ktoś powie: no tak, ale to przecież zadecydował jeden przegrany mecz półfinałowy z Holandią. Mecz przegrany przez zespół niemiecki 1:2 i to z nie byle kim, bo nakręconą Mechaniczną Pomarańczą, która turniej wygrała. Zawsze jednak decyduje ten jeden mecz, często jeden strzał, jeden karny, jeden błąd. Niemcy sprawiają wrażenie zespołu, który nie tylko rozpoczął nową modę, w której to gospodarz jest kopany zamiast kopać innych. Oni także zmienili dotychczasowe mniemanie o swojej nadzwyczajnej, żelaznej, by nie powiedzieć mechanicznej właśnie skuteczności w linekerowskim stylu na nieporadność i zawodność. To sprowadziło pancernych graczy niemieckich do grona śmiertelnych ludzi i piłkarzy, do całej reszty, co to jest do pokonania. Owszem, ekipa Niemiec wygrywała jeszcze turnieje - Euro w 1996 roku czy mundial w 2014 roku, ale za każdym razem na czyich boiskach. Nie swoich. Zupełnie jakby ten atut nie tylko zniknął, ale wręcz stał się przeszkodą. Niemcy idą w górę czy w dół? Przecież Niemcy organizowali jeszcze w 2006 roku mistrzostwa świata i też je przegrali. Przegrali też Euro 2021, gdzie Monachium było jednym z gospodarzy. I teraz raz jeszcze jest gospodarzem, a kibice niemieckiej ekipy wieszczą raz jeszcze klęskę. Nie przemawia do nich to, że od czasu koszmarnej jesieni 2023 roku, gdy Niemców lało tak wiele ekip, od Japonii (i to 4:1!) po Turcję i Austrię, żadna porażka już im się nie przytrafiła. Że zespół poszedł do przodu. Niemiecki kibic imieniem Stephen spotkany w Garching na przedmieściach Monachium, gdzie w piątek Niemcy rozpoczną turniej meczem ze Szkotami, zwraca uwagę na wyniki ostatnich imprez. Są dla Niemców zatrważające, najgorsze w dziejach, gorsze nawet niż 20 lat temu. Rzeczywiście, od ostatniego triumfu w 2014 roku, gdy Niemcy zostali na brazylijskich boiskach mistrzami świata, nie wyszli z grupy żadnego mundialu, a na Euro zostali zatrzymani raz przez Włochów, to znów ostatnio przez Anglików. A wspomniany Ragheb dodaje: - I jeszcze w grupie mamy Węgrów. Z nimi zawsze są problemy. Chociaż może bardziej Niemcy powinni się obawiać Szwajcarów. Nie wygrali z nimi od 2008 roku. - Nie mamy szans. To nie te czasy, gdy Niemców wszyscy się w futbolu obawiali - słyszę spory sceptycyzm przed turniejem na niemieckiej ziemi, który może jednak zniknąć już w weekend. Radosław Nawrot, Monachium