Ciągłość szkolenia, Narodowy Model Gry, ujednolicenie sposobu trenowania młodzieży w całym kraju - to hasła-wytrychy, które wracają jak bumerang po każdej porażce reprezentacji Polski. Prawda jest jednak taka, że przez dekady w Polsce każdy szkolił jak chciał. A najczęściej - na poważnie nie szkolił wcale. Aby zrobić karierę w europejskiej piłce, będąc Polakiem, potrzebowałeś wiele szczęścia. Nic więc dziwnego, że brak pomysłu na szkolenie młodzieży, znajdywał odbicie w stylu gry reprezentacji Polski. A najczęściej - także w jego braku. Poza grą od przypadku do przypadku, tylko Adamowi Nawałce udało się stworzyć zespół, grający określonym sposobem. Dopóki sam nie spróbował zmienić go przed mundialem w Rosji, co zakończyło się fatalną porażką. Red Bull wchodzi do piłki. Flagowy produkt w niemieckim Lipsku Austriacy, którzy przez lata byli drużyną o potencjale podobnym lub mniejszym od Polaków, swoją dzisiejszą piłkarską tożsamość zyskali, można powiedzieć, niechcący. Tamtejsza federacja nie wymyśliła żadnego przełomowego sposobu szkolenia, ale i tak zbiera efekty tego, co wydarzyło się w kraju ponad dekadę temu. Za obecny styl gry reprezentacji Austrii odpowiada bowiem... koncern Red Bulla. Gigant energetyczny od lat inwestuje w sport, mając swój zespół w Formule 1, czy specjalizując się w eventach takich jak islandzki skok Ryoyu Kobayashiego na blisko 300 metrów. W pewnym momencie Red Bull postanowił także zainwestować w piłkę nożną. W przeciwieństwie do arabskich szejków, zamiast kupić wielki klub i ściągać do niego gwiazdy, RB postawiło na pracę u podstaw. Lub prawie u podstaw. Flagowy produkt postanowiono zbudować w Lipsku, a więc mieście na którym NRD mocno odcisnęło swoje piętno. Drugie, po Berlinie, co do wielkości miasto we wschodniej części Niemiec, nie miało klubu na wysokim poziomie. RB Lipsk został założony od podstaw w 2009 roku. Ciekawostka - niemieckie prawo zabroniło wówczas Red Bullowi bezpośredniej promocji w nazwie zespołu. Stąd też oficjalna nazwa drużyny brzmi RassenBallsport, w skrócie - RB. Logo z dwoma bykami także nie pozostawia wątpliwości, z kim należy kojarzyć niemiecką drużynę. Zaledwie siedem lat po założeniu klubu drużynie udało się awansować do Bundesligi, zdobywając wicemistrzostwo w debiutanckim sezonie. Inwestycje w Austrii. Salzburg i Liefering Ale koncern RB wiedział, że posiadanie jednego zespołu może być skazane na porażkę. Dlatego też przejęto kilka innych zespołów, tworząc sieć drużyn partnerskich. Poza amerykańskim New York Red Bulls, najmocniej zainwestowano właśnie w Austrii. To posunięcie było ruchem do bólu logicznym. Posiadanie klubu działającego w podobnej kulturze, co Lipsk, ale w nieco słabszej lidze pozwoliło Red Bullowi na jeszcze głębsze wyszukiwanie perełek, a następnie - zależnie od umiejętności - przesuwanie ich między zespołami. Zwłaszcza, że RB postanowiło zbudować prawdziwą piramidę. W Austrii przejęli nie tylko Salzburg, ale też drugoligowe Liefering, jako klub satelicki Salzburga. To tam mogli ogrywać się zdolnie piłkarze, zanim uznano ich za gotowych do gry na wyższym poziomie. Energetyczny koncern miał więc kluby, ale poszukiwał szefa swojego projektu. Wizjonera, który tchnąłby życie we wszystko, co zostało zaplanowane. Padło na Ralfa Rangnicka. Red Bull stawia na Ralfa Rangnicka Ten już wcześniej był w Niemczech uznaną postacią. Z Schalke zdobył wicemistrzostwo Niemiec, ale największą pracę wykonał z Hoffenheim. Tam wprowadził zespół z trzytysięcznego miasteczka do Bundesligi i zrobił z niego solidną drużynę, walczącą o europejskie puchary. Właśnie takiego kogoś Red Bull szukał. Rangnick był osobą, która potrafiła planować długofalowe projekty, była skuteczna zarówno jako dyrektor, jak i trener. Jednym słowem - idealną osobą do szalonego projektu RB. W 2012 roku Rangnick bezprecedensowo objął stanowiska dyrektora sportowego zarówno w Salzburgu, jak i Lipsku. Niemiecki trener wprowadził działanie dwutorowe. Z jednej strony koncern skupiał się na wyszukiwaniu talentów, celując w absolutne perełki. Najlepszy przykład? Erling Haaland, który w 2019 roku przeszedł do Salzburga z norweskiego Molde. W ciągu zaledwie kilku lat Salzburg stał się prawdziwą wylęgarnią talentów, która w każdym roku sprzedaj zawodników za miliony Euro. Często do Lipska, ale też do Liverpoolu, czy Borussii Dortmund. Intensywność, energia, pressing. Rangnick stworzył profil austriackiego piłkarza Z drugiej strony - jasno określił typ piłkarza, którego chce zbudować. Marząc o grze intensywnej, bezpośredniej, polegającej na bezpośrednim pressingu zaczął w Liefering i Salzburgu szkolić zawodników, którzy biegać mogli bez końca, a przy okazji mieli umiejętności techniczne predysponujące ich do gry na bardzo wysokim tempie. Najlepsi z Liefering trafiali do Salzburga. Najlepsi z Salzburga trafiali do Lipska. A na najlepszych z Lipska polowały największe kluby świata - Bayern Monachium, Liverpool FC, czy Manchester City. 12 lat po tym, jak Rangnick zaszczepił w Austriakach ducha redbullowego futbolu, spoglądamy na linię pomocy tamtego zespołu. To Konrad Laimer, skradziony z Lipska przez Bayern. To Marcel Sabitzer, także skradziony z Lipska przez Bayern, dziś piłkarz BVB. To Nicolas Seiwald i Christoph Baumgartner, obecni piłkarze Lipska. Gdyby nie kontuzja, partnerowałby im Xaver Schlager, kolejny z piłkarzy RB Lipsk. Zatrudnienie Rangnicka w roli selekcjonera Austriaków było posunięciem absolutnie mistrzowskim. W austriackiej kadrze dostał dokładnie taki materiał ludzki o jakim marzył - bo jest on dokładnie taki, jaki sam zaprojektował. I choć na mistrzostwach Europy są drużyny, które w składzie mają większe gwiazdy, to nie ma na nich reprezentacji, w której więcej klocków byłoby ułożonych na swoich miejscach. Tak jak Hiszpanie niegdyś mieli piłkarzy wyszkolonych do gry w tiki-tace, tak Austriacy mają dziś zespół wyszkolony właśnie do redbullowego futbolu Ralfa Rangnicka. Z Berlina Wojciech Górski, Interia