We wtorek poznaliśmy dwóch ostatnich ćwierćfinalistów tegorocznych mistrzostw Europy - Holandię, która ograła 3:0 Rumunię oraz reprezentację Turcji, która pokonała 2:1 drugiego grupowego rywala Polaków - Austrię. Na obu tych spotkaniach obecni byli wysłannicy Interii, relacjonujący całe Euro 2024 i to, co dzieje się na niemieckich stadionach. To, co ciekawe, dzieje się także... tuż obok nich. Między innymi na parkingach. Na jednym z nich, położonym tuż przy Allianz Arenie w Monachium, gdzie występowała kadra "Oranje", zostawiliśmy swój samochód, którym dopiero co przyjechaliśmy do Bawarii z Frankfurtu, w którym dzień wcześniej Portugalczycy pokonali po rzutach karnych Słowenię. Jakże wielkie było nasze zdziwienie przy próbie wyjazdu. W parkometrze czekał na nas bowiem "paragon grozy" opiewający na... bagatela 40 euro, czyli w przeliczeniu około 172,40. To cena, jaką zapłacić trzeba za chęć dotarcia na stadion własnym samochodem. Euro 2024. "Paragon grozy" w Monachium A przecież to nie koniec wydatków, jakie przy okazji meczu czekają na kibica żądnego piłkarskich emocji. Często - zwłaszcza przy okazji upałów, towarzyszących niektórym spotkaniom - trudno obejść się bez wody lub innych napojów, a także przekąsek. Tu w przypadku przyjazdu wraz z większą grupą lub po prostu najbliższymi, także trzeba sięgnąć głęboko do kieszeni, o czym pisaliśmy już wczoraj. Brzmi niepozornie, lecz przy większej liczbie osób, a tym samym zamówień, składa się to na pokaźną kwotę. W myśl zasady "grosz do grosza...". A przecież wciąż nie doliczyliśmy do tego cen biletów. Te w przypadku 1/8 finału - wedle oficjalnych komunikatów - wahały się od 50 do nawet 500 euro. Jeśli więc dodamy do siebie wszelkie ewentualne koszty... można złapać się za głowę. - Aż strach jechać na taką imprezę całą rodziną - chciałoby się powiedzieć... Z Monachium - Tomasz Brożek