Euro 2024 jeszcze się nie zaczęło, a pod adresem niemieckich gospodarzy już pojawiły się pierwsze głosy krytyki dotyczące organizacji, bądź co bądź niełatwego do utrzymania w ryzach, wielkiego turnieju. Z pierwszym większym ostrzałem krytyki ruszyli tu sąsiedzi - Duńczycy. Po pierwsze Niemcom zarzucono, że źle postawili akcent przy zapewnianiu bezpieczeństwa ekipie ze Skandynawii - z jednej strony zawodnicy mieli być poddawani surowym kontrolom, z drugiej zaś dopuszczono do tego, że podczas ich treningów na boisko wtargnęli niechciani goście. "Na szczęście okazały się to tylko osoby polujące na autografy, ale równie dobrze mógł to być ktoś inny" żalił się dziennikowi "B.T." selekcjoner Kasper Hjulmand, którego słowa cytowano też w materiale Zbigniewa Kuczyńskiego z PAP. To jednak nie wszystko - kierownik drużyny Christian Noerkjaer skrytykował w rozmowie z TV2 sposób przygotowania murawy we Freudenstadt, gdzie ćwiczą "Czerwono-Biali". "Każdy widzi, że nie jest to boisko idealne, ale nie jest też całkowicie bezwartościowe. Czerpiemy z tego to, co najlepsze" - mówił koncyliacyjnie Hjulmand cytowany przez portal ni.dk. Mimo wszystko na razie "Duński Dynamit" bliski jest innej niż piłkarska eksplozji. Padło kluczowe pytanie. Reprezentant Polski nabrał wody w usta. "Pomidor" Euro 2024. Niemcy chcą piłkarskiego odkupienia Takie kwestie to dla Niemców tylko jedna strona medalu - nie ulega jednak wątpliwości, że ludność republiki federalnej mniej fascynuje się niuansami organizacyjnymi, a największą część uwagi skupia na tym, by "Die Mannschaft" wyszło w końcu z otchłani fatalnych wyników na wielkich imprezach. Od 2014 roku, kiedy to niemiecka ekipa sięgnęła po mistrzostwo świata, w zasadzie tylko Euro 2016 można było uznać za pewien sukces, bowiem zespół spod znaku czarnego orła dotarł wówczas do półfinału. Kolejne mistrzostwa na kontynencie, przeniesione przez pandemię z 2020 na 2021 roku, zakończyły się dla Niemców na etapie 1/8 finału. To i tak nie była jednak tak potężna klapa jak w przypadku mundiali i odpadnięcia po zmaganiach grupowych w 2018 i 2022 roku. Po grze w Katarze niemiecka kadra miała chwilę na to, by wszystko sobie poukładać od nowa - awans na Euro 2024 miała od początku zapewniony, więc czekała ją długa seria sparingów, która... przez pewien czas w znacznej mierze przyprawiała kibiców o kolejne zgrzytania zębów. Po meczu towarzyskim z Peru w marcu 2023 "Die Mannschaft" zaliczyło pięć kolejnych meczów bez triumfu, w tym cztery porażki - z Belgią, Polską, Kolumbią i Japonią. Po ostatniej z wymienionych ostatecznie "spadła głowa" Hansiego Flicka, który koniec końców został zastąpiony (po króciutkim, tymczasowym epizodzie Rudiego Vollera) Julianem Nagelsmannem. Ten miał niełatwy początek, bo choć w debiucie jego podopieczni wygrali z USA, to potem nadszedł remis z Meksykiem i dwie bolesne przegrane z Turkami i Austriakami. Ostatnie miesiące to jednak wyjście na prostą - oprócz bezbramkowego remisu z Ukrainą (podczas którego Niemcy jednak dominowali pod względem sytuacji bramkowych) nadeszły trzy istotne triumfy - z Francją, Holandią oraz Grecją. Nie dziwi więc, że presja jest obecnie ogromna - po "Orłach" oczekuje się, że nawiążą do dawnych sukcesów i przede wszystkim nie przyniosą wstydu podczas czempionatu rozgrywanego na ich własnym terenie. Tymczasem już mecz otwarcia w ich wykonaniu zapowiada się niebywale intrygująco... Kiedy i gdzie zagra Polska na Euro 2024? O której godzinie mecze reprezentacji? Euro 2024. Szkocja czarnym koniem? Tyle samo "za" co i "przeciw" Los bowiem chciał, że gospodarze na inaugurację rywalizacji podejmą w Monachium reprezentację Szkocji - a więc drużynę, którą wielu widziałoby w roli czarnego konia zmagań. Jest jednak sporo "ale" związanych z tym tytułem. Na to, że Szkoci mogą trochę namieszać wskazał chociażby Joe Cole. Były reprezentant Anglii wyszedł jednak nieco przed szereg ze swoją propozycją, bowiem w gronie ekspertów TNT Sports tylko on wpadł na taki pomysł - Rio Ferdinand i Ally McCoist jednym tchem wymienili... Portugalię. Adam Clery z "FourFourTwo" stwierdził, że "Tartanowa Armia" zapewne nie sięgnie po puchar, ale "może zdenerwować znacznie większe ekipy". Specjalizujący się w statystykach dziennikarz wskazał nawet, że Szkocja od ostatniego Euro ma na "Starym Kontynencie"... drugi najlepszy współczynnik zwycięstw w meczach o stawkę zaraz po Portugalii, na poziomie 71 procent. Jednocześnie ten sam Clery na pytanie o to, kto z potencjalnych czarnych koni okaże się niewypałem... również wskazał na Szkocję. "Fifty-fifty" - tak chyba powiedziano by na Wyspach. "Myślę, że to najlepsza szansa dla tej drużyny na zrobienie postępu od pokoleń" - stwierdził były reprezentant Szkocji Pat Nevin w wypowiedzi dla "Stats Perform" (cytat za BeIN Sports). "Ta grupa daje ku temu sposobność, Węgrzy i Szwajcarzy stoją na podobnym poziomie co Szkoci, nie ma między nami zbyt wielkiej różnicy. Gdyby ktoś chciał mnie pociągnąć za język, to powiedziałbym nawet, że jesteśmy lepsi, porównując gracza do gracza" - podkreślił. Patrząc trzeźwo, "The Tartan Army" ma za sobą naprawdę udane eliminacje do ME - podopieczni Steve'a Clarke'a zajęli drugie miejsce w grupie A, ustępując jedynie Hiszpanii, a wyprzedzając m.in. Norwegię z Haalandem i Odegaardem w składzie oraz Gruzję, która ostatecznie na turniej weszła tylnymi drzwiami, przez baraże i dzięki swojej pozycji w dywizji C Ligi Narodów. Do tego w kwalifikacjach błysnął np. Scott McTominay, który dzięki siedmiu trafieniom znalazł się na piątym miejscu tabeli strzelców, ex aequo z klubowym kolegą z Manchesteru United, Rasmusem Hojlundem. Z drugiej strony jednak od września 2023 roku cała maszyna zaczęła się tu zacinać - piłkarze Clarke'a na dziewięć spotkań wygrali tylko jedno, z Gibraltarem, a tuż przed Euro 2024 oprócz tego triumfu zaliczyli też remis 2:2 z Finlandią i dwie bolesne porażki, 0:4 z Holandią i 0:1 z Irlandią Północną. W Szkocji wszyscy mają przy tym już po dziurki w nosie tego, że kraj mający jedną z najdłuższych futbolowych tradycji na świecie jest na marginesie wielkiego grania. Nawet jednak jeśli mecz z Niemcami nie okaże się tu generacyjnym przełomem, to jedno jest pewne - inauguracja mistrzostw Europy zapowiada się na naprawdę niebywale klimatyczną, bo szkoccy kibice wiedzą, jak zrobić prawdziwy "kocioł" na trybunach, a przecież fani gospodarzy nie mogą zostać tu wdzięczni...