Dla reprezentacji Słowenii już sam awans z grupy - pierwszy w historii, dodajmy - można było uznać za sukces. Podopieczni trenera Matjaża Keka "prześlizgnęli się" do 1/8 finału Euro 2024 notując trzy remisy - z Danią (1:1), Serbią (1:1) oraz Anglią (0:0). W kolejnym etapie od razu trafili na jednego z głównych faworytów całego turnieju - Portugalię, podrażnioną w dodatku wpadką w meczu z Gruzją. A na jej czele stał głodny goli Cristiano Ronaldo, który wciąż czekał na swoje pierwsze trafienie na niemieckich boiskach. Wszystko wskazywało więc na to, że może być to bolesny wieczór dla słoweńskiej ekipy. Jednak w pierwszej połowie dzielnie stawiała ona opór znacznie lepszym, choć nie grającym na najwyższym poziomie Portugalczykom. Ale po kolei. Sensacyjny początek, potem zwrot akcji. Trener nie wytrzymał i grzmi o skandalu na Euro Euro 2024. Cristiano Ronaldo i polowanie na pierwszą bramkę Pierwszy gwar wywołany przez Cristiano Ronaldo był słyszalny na trybunach w ósmej minucie, gdy do gwiazdy Al-Nassr piłkę zagrał Rafael Leao. Złe przyjęcie przesądziło jednak o tym, że 39-latek nie zdołał oddać strzału. Z piłką minął się także po kilku minutach, gdy ta przeleciała nad jego głową po dośrodkowaniu Bernardo Silvy. Akcję starał się jeszcze zamknąć Bernardo Silva, lecz choć wyciągnął prawą nogę tak daleko, jak tylko był w stanie, nie sięgnął futbolówki. Portugalia była ekipą znacznie lepszą, całkowicie dominowała, prowadząc grę i długo nie pozwalając zbliżyć się rywalom z piłką w okolice swojego pola karnego. Ale jej posiadanie piłki było jałowe. Przez długi czas podopieczni trenera Roberto Martineza mieli na koncie tylko jeden oddany strzał. Statystykę tę chciał podreperować w 31. minucie CR7. Ale zamiast uderzyć piłkę głową, trącił ją barkiem i ta wylądowała spokojnie w rękawicach Jana Oblaka. Po chwili Rafael Leao wyprowadził błyskawiczną kontrę i został wycięty przed polem karnym przez Vanję Drkusicia, który zarobił żółtką. Ronaldo nie mógł sobie darować takiej sytuacji. Ustawił piłkę, po czym uderzył ją mocno i dość precyzyjnie, ale jednak tuż nad poprzeczką. W 39. minucie Słoweńcy przeprowadzili jeden ze swoich najgroźniejszych wypadów na bramkę Portugalczyków. Petar Stojanović wycofał w stylu Łukasza Piszczka piłkę do nadbiegającego Andraza Sporara, który już sposobił się do oddania strzału... ale w ostatniej chwili wyprzedził go Nuno Mendes. Później jeszcze Benjamin Sesko pokusił się o strzał z dystansu, ale trafił prosto w środek bramki. Już w doliczonym czasie gry swoją ostatnią szansę przed przerwą miała Portugalia. Zrodziła się ona po pojedynku wygranym z obrońcą przez Rafaela Leao. Skrzydłowy AC Milan podał do Palhinhi, któremu niewiele zabrakło do strzelenia gola. Hit z Lewandowskim, wielka chwila Polaka. Nawet Niemcy musieli bić brawo Na początku drugiej części gry swój pierwszy błysk zanotował Joao Cancelo, który zakręcił rywalem w polu karnym i zagrał piłkę wzdłuż bramki. W walce o nią jeden z obrońców wyprzedził Cristiano Ronaldo, a wszystko zakończył jeszcze niecelnym strzałem Bernardo Silva. W 53. minucie obrońca grający w minionym sezonie u boku Roberta Lewandowskiego w FC Barcelona znów znalazł się w centrum uwagi i wywalczył rzut wolny, po którym potężny strzał oddał Crisitano Ronaldo. Jana Oblaka uratowało tylko to, że w zasadzie został trafiony przez 5-krotnego zdobywcę Złotej Piłki. Wystarczyło, by wyciągnął przez siebie ręce. Sensacyjna afera wokół Lewandowskiego, aż zawrzało. Mbappe nagle ogłasza ws. Polaka "Męczarnie" Portugalii ze Słowenią. 90 minut nie wystarczyło Słoweńcy bronili się szczelnie, konsekwentnie i bardzo cierpliwie wyczekiwali na swoją szansę do przeprowadzenia kontrataku. Doczekali się jej w 61. minucie, gdy Pepe nie był w stanie dogonić Benjamina Sesko, który posłał piłkę obok słupka. Tymczasem Joao Cancelo wciąż wyróżniał się w grze ofensywnej Portugalczyków. To właśnie on w 73. minucie nieźle dorzucił piłkę w pole karne w stronę Bernardo Silvy. Gdyby na jego miejscu znalazł się Cristiano Ronaldo być może mielibyśmy bramkę. A tak - pomocnik Manchesteru City nie zdołał doskoczyć do futbolówki. Czas mijał, a obraz gry wciąż się nie zmieniał. Portugalia rządziła na boisku, lecz nie potrafiła przełożyć swojej przewagi na liczbę sytuacji bramkowych. A gdy minęła już 80. minuta zaczęło niebezpiecznie - z punktu widzenia ekipy z Półwyspu Iberyjskiego - pachnieć dogrywką... Uchronić mógł przed nią swoją drużynę Cristiano Ronaldo, który w ostatniej minucie regulaminowego czasu gry otrzymał prostopadłe podanie i uderzył na bramkę, lecz przegrał pojedynek z Janem Oblakiem. I dodatkowe 30 minut gry stało się faktem. Pierwszą groźną akcję w dogrywce przeprowadził były piłkarz Legii Warszawa - Benjamin Verbić, którego uderzenie przyjął na ciało Ruben Dias. Impas Portugalczyków przerwał dopiero w 103. minucie Diogo Jota, który zdecydował się na szaloną próbę dryblingu. Opłaciło się. Zawodnik Liverpoolu wpadł w pole karne i zahaczył o kolano Vanji Drkusicia, padając na murawę. Sędzia Daniele Orsato po chwili zawahania odgwizdał rzut karny. Cristiano Ronaldo zmarnował rzut karny. Łzy Portugalczyka Piłkę bez niespodzianki wziął swoje ręce Cristiano Ronaldo, lecz niespodziewanie zmarnował "jedenastkę". Jan Oblak wyczuł jego intencje i zdołał sparować piłkę na słupek. Po chwili sędzia zarządził przerwę, a z oczu Portugalczyka popłynęły łzy. Nie mógł sobie darować zmarnowanej okazji. Na początku drugiej części dogrywki groźny strzał głową oddał Palhinha, ale górą był Jan Oblak. Później przez długi czas niewiele się działo, aż w końcu w 115. minucie Portugalia była o krok od tragedii. Fatalny błąd Pepe mógł wykorzystać Bejamin Sesko, który wpadłw pole karne, ale przegrał pojedynek oko w oko z Diogo Costą. I tak doszło do serii rzutów karnych. Zdecydowała seria "jedenastek" Rozpoczął ją Josip Ilicic, którego strzał obronił Diogo Costa. Po chwili przyszła kolej na Cristiano Ronaldo, który tym razem nie zawiódł i trafił do siatki. Choć Jan Oblak znów był blisko... Tymczasem bramkę zaczarować zdołał najwyraźniej portugalski golkiper, który znów świętował udaną interwencję. Tym razem po uderzeniu Jure Balkoveca. A gdy swoje zadanie pewnie wykonał Bruno Fernandes, Słoweńcy znaleźli się pod ścianą. Przyparł ich do niej jeszcze mocniej Diogo Costa... broniąc trzeci rzut karny. Na koniec Bernardo Silva przesądził o awansie swojej ekipy. Z Frankfurtu - Tomasz Brożek