I całe społeczeństwo się myliło. Przynajmniej w kwestii tego karnego w ostatniej minucie. Angielski arbiter Howard Webb podyktował dla Austrii rzut karny po faulu Mariusza Lewandowskiego na Sebastianie Prödlu. Słusznie, zgodnie z przepisami. To, że potem przepraszał po tym meczu nie miało związku z jedenastką. Przeciwnie, Anglik przepraszał za błąd w postaci uznania gola... dla Polski. Roger Guerreiro był wtedy na pozycji spalonej. Jeżeli ktoś zatem mógł mieć pretensje do Howarda Webba, to Austriacy. Za to, że po nieprawidłowym golu Polska tak długo prowadziła i dopiero ten karny dał jej wyrównanie na 1:1. Polska grała z Austrią mecz o wszystko To były jednak chwile podczas Euro 2008, które z perspektywy stadionu w Wiedniu wyglądały zupełnie inaczej. Cała polska publiczność zgromadzona na Praterze była poruszona i wściekła. Zdawało się, że Howard Webb odebrał nam szanse na dobry wynik, wygraną i awans. Na to, że Euro 2008 będzie inne niż poprzednie mundiale w 2002 i 2006 roku, gdy wracająca na duże imprezy międzynarodowe Polska nie była w stanie wyjść z grupy. Przegrywała pierwsze mecze, po czym po porażkach w drugich żegnała się z turniejem. Teraz Polska też przegrała pierwszy mecz - 0:2 z Niemcami w Klagenfurcie. Po dwóch golach Lukasa Podolskiego, który strzelał, ale się nie cieszył. I brak wygranej w drugim meczu mógł mieć opłakane konsekwencje. Dlatego prowadzenie 1:0 z gospodarzami, Austrią po bramce Rogera Guerreiro (prawidłowej czy nie) miało ważkie znaczenie. Niewiele już brakowało do końca, sekundy. Polacy zgromadzeni na stadionie w Wiedniu zaczęli wtedy żegnać Austrię gromkim "Auf Wiedersehn, Auf Wiedersehen, Austria, Austria Auf Wiedersehen". Austriacy bowiem przegrali także swój pierwszy mecz grupowy Euro 2008 z Chorwacją 0:1. Kolejna porażka ich zapewne eliminowała. Pamiętam, jak na naszym sektorze rozległo się wówczas ostrzegawcze: "Za wcześnie!". Prorocze. Gwizdek Howarda Webba sprawił, że Polska pozostała bez wygranej w meczu o stawkę (nie licząc ostatnich grupowych meczów z USA w 2002 roku i Kostaryką w 2006 roku, już bez znaczenia dla tabeli). I bez awansu w konsekwencji. Sprawiła także, że angielski sędzia stał się publicznym wrogiem w Polsce. Nawet politycy wypowiedzieli się o nim krytycznie, z użyciem słów, jakie z ich ust padać nie powinny. Howard Webb stał się wrogiem publicznym "Wróg publiczny" jest zwrotem nadużywanym i bez nadania mu odpowiedniego kontekstu niewiele znaczy. A dla Howarda Webba znaczyło to wiele. Po latach spotkaliśmy się w Poznaniu podczas promocji jego książki i wówczas Anglik opowiedział mi ciąg dalszy tej historii. Zaraz po meczu Polski z Austrią leciał do Salzburga, gdzie prowadzić miał mecz Hiszpanii z Grecją. Wsiadł do samolotu, wyłączył telefon. Miał kilkanaście nieodebranych połączeń. - Jeden z nich był numerem z mojego rodzinnego Rotherham w Anglii. Oddzwoniłem więc - opowiadał - To był szef miejscowej policji. Pytał, jak się czuję i czy wymagam ochrony. Nie wiedziałem wtedy, o co chodzi. A on na to, że Polacy mi grożą i chcą mnie zabić. Także Polacy mieszkający w Anglii, także w okolicach Rotherham. I policja traktuje te groźby poważnie. Wtedy się wystraszyłem. Howard Webb opowiadał o tym, jak analizował mecz, swoje decyzje. Jak zrozumiał, że popełnił błąd przy bramce Rogera Guerreiro, ale żadnego przy karnym. Jak nie wiedział, jak to Polakom wyjaśnić, bo utrwalona była już inna narracja, abstrahująca od faktów. Że nie spodziewał się takiego wściekłego ataku. Że po latach wielu Polaków zdążyło go już przeprosić i on nie nosi w sobie urazy za te groźby. Przeprosiłem go wtedy i ja. Powiedziałem, że nie formułowałem gróźb, ale krzyczałem w Wiedniu z innymi różne słowa, bezrefleksyjnie. Howard Webb odrzekł, że tak już bywa. Że wszystko nabiera innego kształtu po latach. Nasz mecz z Austrią o wszystko w Wiedniu w 2008 roku - takż