Co turniej, co mecz, a już na pewno po drugim meczu grupowym całe eskadry dziennikarzy we wszystkich redakcjach w Polsce zasiadają do kalkulatorów. W zasadzie każda powinna mieć oddelegowanego dyżurnego matematyka, co to obliczy jak wyglądają nasze "matematyczne szanse". Liczyliśmy je po porażce z Austrią, gdy nie było jeszcze wiadomo jak tam Holandia z Francją i czy odpadamy jako pierwsi z Euro 2024, czy nie. Liczyliśmy nawet przed pierwszym meczem, bo przecież po dwóch, trzech grach ledwo już szły w ruch kalkulatory, by przedstawić sytuację z trzecich miejsc. W razie gdyby trzeba było policzyć szanse Polski na awans z tej pozycji. Polski futbol to jedno wielkie liczenie. Najczęściej na innych, bo liczyć na siebie nie jesteśmy w stanie. "Matematyczne szanse" to nasze koło ratunkowe "Matematyczne szanse" to w zasadzie przedmiot narodowy, który może powinien być maturalny. Zamiast szukać wydumanych przykładów zadań, dajmy uczniom policzyć sytuacje w grupach, bezpośrednie mecze, bilans bramek, sytuację trzech miejsc. Dajmy im ustalić, co się musi stać, by Polska awansowała. Matematycznie, wedle wzorów. Dla dziennikarzy sportowych matematyka to chleb powszedni. Procenty, liczby kilometrów, expected gole i wszystko co składa się na piłkarską analizę ostatecznie i tak bierze w łeb, gdy kończy się drugi mecz fazy grupowej, ale trzeba mieć w polskiej piłce nożnej łeb do matematyki. Algorytmy, które pozwoliły PZPN wywnioskować, że Fernando Santos da sobie w Polsce radę, skoro dawał sobie radę wszędzie. I te wskazujące na Michała Probierza, który po nim posprząta. O wielkim liczeniu i dzieleniu z czasów mundialu katarskiego nie wspomnę, ale to przecież też matematyka. Dodajmy do tego rozstawienia i koszyki, z których pierwszy straciliśmy właśnie po porażce z Austrią. Jak wyliczyć grupę marzeń, z której Polska jest w stanie wyjść? Nie taką jak z Mołdawią, Albanią i Czechami, bo ta była najsłabsza w dziejach, ale za silna. Nie taką jak z Holandią, Francją i Austrią, bo ta była grupą śmierci, czyli też za silną. Jakąś normalną, jakąś z której da się wyjść. Da się chyba taką matematycznie wyliczyć? Jakby to skomentowali piłkarze po porażce: "Trudno tak na gorąco powiedzieć" To ona jest naszą ostatnią szansą. Te liczby, procenciki, te matematyczne szanse, których możemy się uchwycić jak tratwy, jak koła ratunkowego. One są światełkiem w tunelu, święcącym od dziewiątki do jedynki. One sprawiają, że często żyjemy dłużej niż wskazywałaby na to gra na boisku. Może należałoby namalować je na naszym autobusie, który wozi reprezentację? Mieliśmy policzone wszystko w eliminacjach, potem liczyliśmy te baraże, aby trafić w nich na Estonię, następnie liczyliśmy pozostałe szanse po pierwszym meczu i porażce 1:2 z Holandią, wreszcie liczyliśmy po 1:3 z Austrią. Teraz czas przystąpić do liczenia, jak wylosować odpowiednią grupę eliminacji mundialu 2026, a potem porachujemy nasze szanse na awans. Matematyka jest bowiem królową nauk. I polskiej reprezentacji. Radosław Nawrot, Berlin