Od lutego 2022 roku, czyli od czasu rosyjskiej inwazji na Ukrainę, Białoruś, jako sojusznik reżimu Władimira Putina, znajduje się pod pręgierzem sankcji. Dotyczą ona wielu płaszczyzn politycznych i gospodarczych, ale też m.in sportowych. FIFA i UEFA również nałożyły sankcje na Białoruś. Obydwie organizacje piłkarskie zakazały białoruskim nadawcom pokazywania najważniejszych turniejów, organizowanych pod ich auspicjami. Tyle że Białorusini nie zamierzają się do tego zakazu stosować... Łukaszenka zlekceważy zakaz? Miliony euro w grze Jak przekazała "Tribuna", reżim Łukaszenki już rozpoczął działania, mające na celu umożliwienia tamtejszym nadawcom pokazywania kradzionego, bo nie można inaczej nazwać takich działań, sygnału z Euro 2024. Urzędnicy tłumaczą to dbałością o rozwój tamtejszego społeczeństwa. Dla UEFA może to wygenerować miliony euro strat, bowiem prawa do transmisji turnieju są drogie i stanowią jeden z głównych filarów przychodów tej organizacji. Dlatego włodarze europejskiej piłki nie zamierzają biernie przyglądać się temu, co robią Białorusini. I zapowiadają kary. UEFA zagroziła, że jeżeli na Białorusi telewizja pokaże Euro 2024, tamtejsze kluby stracą premie finansowe w europejskich pucharach. Tyle, że to stosunkowo niewielka kwota, w porównaniu z zakupem praw. I zdaniem białoruskich dziennikarzy, Łukaszenka i jego poplecznicy nie przestraszą się takiej kary. Choć w grę wchodzi też brak wpływów dla tamtejszej federacji, czyli 10 milionów euro mniej. A to już byłby bolesny cios. To nie pierwszy raz, gdy Białoruś chce ukraść imprezę Co ciekawe, Euro 2024 nie byłoby pierwszą kradzioną imprezą, pokazywaną przez białoruską telewizję. Takie coś wydarzyło się podczas mistrzostw świata w beach soccerze, na których występowała reprezentacja Białorusi. Wtedy też pokazano tę imprezę nie martwiąc się o zakup praw. Czy i tym razem reżimowa telewizja za nic będzie miała prawa własności?