Pierwsze problemy rozpoczęły się już w premierowym dniu decydującej fazy rywalizacji, podczas meczu Niemców z Danią w Dortmundzie, nad którym rozszalała się potworna ulewa. Sytuacja była na tyle poważna, że mecz został przerwany na dobre kilkadziesiąt minut. A fanom psikusa sprawiła konstrukcja dachu na Signal Iduna Park. Został on bowiem zaprojektowany w taki sposób, że woda spływająca z rynien spadała potężnym strumieniem na pechowych fanów. Część z nich jednak zdawała się być zadowolona z tego faktu... tańcząc w strugach deszczu. A to był dopiero początek kuriozalnych lub po prostu skandalicznych scen. Do takich doszło bowiem podczas meczu Austria - Turcja. Wszystko z powodu kibiców, którzy wrzucali na murawę... najróżniejsze przedmioty. I tak oto piłkarz naszych grupowych rywali Marcel Sabitzer został trafiony monetą. A na turecką gwiazdę Realu Madryt - Ardę Gulera poleciało w sumie aż... 38 plastikowych kubków. Zbyt mało zadziwiające? Tak więc przejdźmy do starcia Rumunia - Holandia, zakończonego zwycięstwem kadry "Oranje" 3:0. Ostatnią z bramek zdobył już w doliczonym czasie gry Donyell Malen, pokonując Florina Nitę, który... chwilę wcześniej oczyszczał swoje pole karne z wrzuconych na nie butów. "Paragon grozy" na Euro. Czy Niemcy oszaleli? "Można złapać się za głowę" Euro 2024. Seria wpadek i incydentów. I gdzie ten niemiecki porządek? Podczas tego samego spotkania - rozgrywanego na Allianz Arenie w Monachium - rumuńscy fani odpalili świece dymne. Wtedy do akcji wkroczyła niemiecka policja, która ustawiając się na trybunach z długimi lunetami, próbowała zidentyfikować kibiców łamiących regulamin. Tego samego wieczoru udało złapać się jednego z nich, który postanowił wbiec na boisko. Zresztą nie pierwszy raz na tych mistrzostwach. I zanim został ujęty przez stewardów, zdołał przybić piątkę z bramkarzem reprezentacji Rumunii. Oczywiście, niesfornym fanem okazało się kilkuletnie dziecko, więc nie stało się nic groźnego. Nie można jednak przewidzieć, kto następnym razem zdoła umknąć ochronie i wbiec na murawę, zbliżając się do którejś z gwiazd. A skoro mowa o bezpieczeństwie, zazwyczaj przed wejściem na stadion trzeba przejść przez wzmożoną kontrolę. Dotyczy to także dziennikarzy, którzy przed przedostaniem się na teren obiektu muszą najpierw zeskanować swoje akredytacje, a następnie oddać stewardom swoje plecaki, których zawartość jest prześwietlania. Wszelkie "dziwnie" wyglądające przedmioty są następnie weryfikowane. Także sami pracownicy mediów muszą przejść przez bramki, podobne do tych, jakie znamy z lotnisk, a także przejść kontrolę osobistą. Przed meczem w Monachium... ten element został jednak pominięty. Co może dziwić, zwłaszcza, że mówimy o wielkim, reprezentatywnym stadionie, a wszyscy przed rozpoczęciem turnieju Euro 2024 przygotowywali się na to, że Niemcy pokażą, co oznacza doskonała organizacja oraz porządek. I wszędzie obowiązywać będą identyczne standardy. Tymczasem, jak pokazuje praktyka, czasami regułą jest... brak reguł. Z Niemiec - Tomasz Brożek