Maciej Słomiński, INTERIA: Zastałem pana w ciekawym momencie kariery. Tomasz Kaczmarek, pierwszy asystent trenera NAC Breda: - Dosłownie kilkadziesiąt godzin temu zostałem ogłoszony pierwszym asystentem trenera w NAC Breda, beniaminku holenderskiej Eredivisie. Moim celem było zawsze pracować w lidze, która jest w top 5 w Europie. Holandia chwilowo jest klasyfikowana tuż za, na szóstym miejscu na kontynencie, niemniej Eredivisie to bardzo fajna liga, charakteryzująca się bardzo dobrym poziomem sportowym. Jestem szczęśliwy i wdzięczny, że ludzie w Bredzie docenili moją pracę w FC Den Bosch. Dyrektor sportowy NAC Peter Maas długo obserwował moją pracę, rozumiał ten projekt, widział rozwój zespołu i indywidualnych umiejętności zawodników. Szybko po moim odejściu z Den Bosch podjęliśmy rozmowy i zakończyliśmy je porozumieniem. Nie mogę się doczekać nowego sportowego wyzwania w Bredzie. Ale zanim Eredivisie czekają nas mistrzostwa Europy. Jak pan zamierza je spędzić? - Jestem obecnie w Kolonii i tu będę dla przyjemności te rozgrywki obserwował z pozycji kibica. Na stadionie 1. FC Koln zostanie rozegranych pięć spotkań. Zagrają m.in. Anglicy, Belgowie Szkoci, Szwajcarzy. W Koln znajduje się słynna szkoła trenerska, której jest pan absolwentem. Czy da się ją w ogóle porównać do polskiej szkoły dla trenerów w Białej Podlaskiej? - Nie wiem czy się da porównać, bo nie byłem nigdy w polskiej szkole i nie znam tego systemu. Renoma szkoły w Koln wynika z tego, że jest pierwszą tego typu uczelnią w Europie, założoną w 1947 r. Poziom szkoły zależy od poziomu wykładowców, a to się zmienia na przestrzeni lat. Anglicy, Hiszpanie, Włosi też bardzo dobrze uczą. Nie jest tak, że tam dowiesz się czegoś innego, niż w Białej Podlaskiej. Cztery tysiące kibiców było na jednym z ostatnich treningów Niemców, czy już czuć to turniejowe szaleństwo? Czy można atmosferę porównać z mundialem w 2006 r., który obserwowałem z bliska? Jestem wychowany na lidze angielskiej, ale wtedy zdałem sobie sprawę, że Niemcy to najlepsze miejsce w Europie do oglądania futbolu. - To był niezapomniany turniej, o którym powstał nawet film: "Deutschland. Ein Sommermärchen". Nie wyobrażam sobie, żeby teraz to się rozkręciło do tamtego poziomu. Mówię oczywiście o mojej perspektywie, która jest nieobiektywna, miałem wtedy 22 lata, dziś już trochę więcej. To co się wtedy działo w Niemczech, w Kolonii, chorągiewka na każdym samochodzie, to było coś więcej niż miłość do futbolu, to jest nie do powtórzenia. Odpowiadając na pytanie: jeszcze tej euforii narodowej nie ma, ale wszystko jest możliwe. Atmosfera turnieju w dużej mierze zależy od tego, jak poradzi sobie drużyna gospodarzy. W 2006 r. nie dość, że Niemcy wygrywali to pokazali nieznaną wcześniej, ofensywną twarz. - Coś w tym jest. Pod pewnymi względami sytuacja wtedy była podobna do dzisiejszej. Niemcy byli wtedy w kryzysie, od kilku lat mieli problemy i przyszedł wielki reformator, który nazywał się Jurgen Klinsmann. Rewolucja napotkała przeszkody, trzy miesiące przed mistrzostwami świata reprezentacja grała dramatycznie i było dużo dyskusji, czy nie zwolnić Klinsmanna jeszcze przed turniejem. Dziś jest podobnie z tą różnicą, że ta zmiana się dokonała - Hansiego Flicka zastąpił Julian Nagelsmann. Obecna reprezentacja Niemiec ma za sobą trudny czas i nie kilkumiesięczny, ale 4-5-letni. Już końcówka kadencji Joachima Löwa była słaba, potem po mistrzostwach Europy w 2021 r. przyszedł Flick, kilka meczów wygrał, ale mistrzostwa świata w Katarze to znów słaby turniej. W efekcie Hansi Flick został pierwszym niemieckim selekcjonerem w historii zwolnionym przez federację DFB. Reszta odchodziła na własnych warunkach. - Do słabych wyników doszedł film dokumentalny wyemitowany na Amazonie, w którym Flick został bardzo źle odebrany, choć oczywiście to nie było decydujące. Doszło do tego, że federacja zrozumiała, że musi coś zmienić, że dali mu już wystarczająco dużo czasu. Wreszcie we wrześniu ubiegłego roku po upokarzającej przegranej z Japonią 1-4, zaledwie dziewięć miesięcy przed imprezą mistrzowską, w dodatku na niemieckiej ziemi, Flick został zwolniony. Na początku kadencji Nagelsmanna wciąż było źle i znów kryzys i dyskusje jak 18 lat wcześniej w przypadku Klinsmana, u którego w ciągu pierwszego meczu na mundialu wszystko się obróciło i z depresji cały kraj popadł w euforię. Julian Nagelsmann ma na pewno taki sam plan. W 2006 r. euforia w narodzie niemieckim zaczęła się od meczu otwarcia mundialu - 4-2 z Kostaryką. Z tego co pan mówi, Niemcy potrzebują wygranej w spotkaniu ze Szkocją, żeby kibice uwierzyli w ich kadrę. - Ostatnie występy reprezentacji były pozytywne. Mecz z Francją w marcu był fantastyczny. Uważam, ze Julian Nagelsmann jest bardzo dobrym trenerem, który jest w stanie wykreować euforię. Jego zespoły są bardzo odważne i grają bardzo ofensywnie. Pierwszy mecz grupowy ze Szkocją jest ważny w kontekście energii zespołu i energii całego kraju. W tej chwili nie ma w Niemczech hurraoptymizmu, chociaż sporo nadziei wniósł powrót Toniego Kroosa do kadry. Kroos odszedł z Realu Madryt, a turniejem mistrzostw Europy zakończy karierę w kadrze. - Po nieudanych mistrzostwach Europy w 2021 r. Toni Kroos zakończył karierę w reprezentacji, chcąc się skoncentrować na rodzinie i na grze w Realu Madryt. W marcu pomocnik wrócił do kadry, po tym jak Nagelsmannowi udało się go przekonać. Co mu powiedział selekcjoner? Jak go przekonał? - Oni już wcześniej mieli bardzo dobre relacje, często rozmawiali o piłce, trener sporo pytał, dowiadywał, jak wygląda praca i codzienne życie w Realu Madryt. Gdy Nagelsmann, który jest tylko trzy lata starszy od Kroosa, został trenerem reprezentacji, mieli wypracowane długoletnie relacje. Podobno to Kroos wyszedł z inicjatywą i pierwszy zapytał: "Co zrobisz, żeby się wszystko zmieniło?". Nagelsmann przedstawił mu plan i Kroos zgodził się w to wejść, powiedział, że wierzy w ten projekt. Gdy patrzę na awizowany skład Niemców, w którym są Gundogan, Kroos, Kimmich, Rudiger, Neuer, to wydaje się, że nikogo nie zjedzą nerwy, że doświadczenia nie zabraknie. - W Niemczech jest obecnie dyskusja dotycząca tego, że Neuer popełnia dużo błędów. W każdym z ostatnich meczów miał co najmniej jeden olbrzymi błąd, jednak z tego co czytam to raczej jest pewniakiem, bo ma w Niemczech status zawodnika niemal świętego. Na pewno nie jest w takiej formie, w jakiej był w swoich najlepszych latach. Kręgosłup drużyny jest doświadczony. - Do tego dwóch zawodników bardzo ciekawych: Florian Wirtz i Jamal Musiala. Piłkarze bardzo młodzi, ale w przyszłości kandydaci do Złotej Piłki i mówię to z pełnym przekonaniem. Gdzie zatem leżą słabości reprezentacji Niemiec? - Środek pola jest technicznie bardzo dobry: Kroos, Gündogan, Wirtz, Musiala, Havertz. Duży znak zapytania jest w kontekście Leroya Sané, który ma bardzo duże problemy zdrowotne. To jest kluczowy zawodnik. Ogólnie niemieckiej reprezentacji brakuje trochę tempa. Mają mało skrzydłowych, z dużą dynamiką i umiejętnością gry jeden na jeden. To było widać w ostatnim meczu z Grecją (2-1), w którym rywal zamknął środek boiska i Niemcom brakowało pomysłów. Jaki jest plan minimum Niemców na te mistrzostwa Europy? - Wszystko poniżej ćwierćfinału zostanie uznane za klęskę. Myślę, że od półfinału naród będzie czuł zadowolenie. Jest pan ekspertem od niemieckiej piłki z racji miejsca zamieszkania i edukacji, ale na pewno pan śledzi polską reprezentację. Wiemy, że Roberta Lewandowskiego zabraknie w pierwszym meczu z Holandią, a być może w kolejnych. Słyszałem taką opinię, że paradoksalnie ten brak "Lewego" może pomóc, że to uczyni polską reprezentację bardziej nieprzewidywalną i może wyjść jej to na korzyść. - Nie zgadzam się z tą opinią, bo to by znaczyło, że Lewandowski jest problemem reprezentacji Polski, a to na pewno nim nie jest. Myślę, że Polska, żeby w tym turnieju mieć szansę, musi mieć wszystkich swoich najlepszych zawodników zdrowych. To będzie kluczem do tego, żeby powalczyć o wyjście z grupy. Piłkarska Polska zachwyciła się Kacprem Urbańskim, zawodnikiem którego osoby związane z piłką trójmiejską znały już wcześniej. 19-latek dopiero co debiutował w kadrze, a teraz mówi się, że może wyjść w podstawowym składzie z Holandią. Dosyć szybka katapulta w górę. - Znałem tego zawodnika wcześniej i zgadzam się, że bardzo szybko poszedł w górę. Jego przykład pokazuje jak bardzo dużo euforii można wytworzyć w kontekście jednego dobrego meczu towarzyskiego. To jest zawodnik, którego na tym poziomie trzeba zbudować i stopniowo wprowadzać. Kacper na pewno nie jest gotowy, żeby przejąć kluczową odpowiedzialność za kadrę, ale w pewnych momentach może jej pomóc. Jest pan też zapewne na bieżąco z reprezentacją Holandii z racji miejsca zatrudnienia. Jak będzie wyglądał mecz Holandii z Polską? Wydaje mi się, że Holandia będzie miała piłkę, a Polacy będą za nią biegali. - Tak, Holandia będzie dominowała w tym meczu, będzie trzymać piłkę, bo to jest ich styl grania. To w niektórych momentach może być Polsce na rękę. Historia Holandii w wielkich turniejach jest taka, że albo gra bardzo dobrze albo bardzo źle. "Oranje" za kadencji Ronalda Koemana grają w kratkę, wiadomo, mają dobry zespół, dobrych zawodników, ale tam jest tyle charakterów, że wszystko jest możliwe. A Austria, która w zeszłym roku towarzysko pokonała Niemców? - Austria, mentalnie i sportowo, jest w bardzo dobrym momencie jako reprezentacja. Oni są przekonani, że zajmą jedno z pierwszych dwóch miejsc w grupie. Dlatego reprezentację Polski czekają szalenie trudne mecze. Był pan rozpatrywany do sztabu selekcjonera Fernando Santosa w reprezentacji Polski. Czy z perspektywy czasu dobrze się stało, że pan w to nie wszedł? Czy jednak dobrze mieć reprezentację kraju w CV? - Rozmowy były konkretne i zaawansowane, ale finalnie byłem zadowolony, że nie dołączyłem wtedy do sztabu kadry. Nie do końca to czułem i nie wiedziałem jaka ma być moja rola. Nie do końca byłem przekonany, że to jest właściwy czas i właściwe miejsce dla mnie. Rozmawiał Maciej Słomiński, INTERIA