10 – tyle goli do własnej bramki padło podczas Euro 2024. Więcej zaliczono jedynie podczas poprzednich mistrzostw Europy, wówczas naliczono ich o jeden więcej. Wyrównanie rekordu było blisko w meczu Hiszpanii z Francją, gdy przy bramce dla Hiszpanii piłka została jeszcze po drodze dotknięta przez francuskiego obrońcę, Julesa Kounde. Wtedy UEFA postanowiła zadziałać jednak na korzyść prawdziwego zdobywcy gola, czyli Daniego Olmo i uznała, że to on może dopisać na swoje konto kolejne osiągniecie i trafić na szczyt listy walczących o tytuł króla strzelców. Nie tylko Kroos. Kolejny niemiecki mistrz świata pożegnał się z kibicami UEFA zmienia zasady Kiedy porówna się wcześniejsze mistrzostwa, goli samobójczych było stosunkowo niewiele. Zdarzały się pojedyncze przypadki – na Euro 2000 zdarzył się jeden, na Euro 2012 również, na Euro 2004 – dwa, a podczas mistrzostw Europy w 2016 roku – trzy. Potem liczba ta wyskoczyła do aż jedenastu i dziesięciu. Jasnym było, że skoro poziom piłkarzy nie zmienił się jakoś bardzo widocznie, to winne musiały być przepisy. Czy tak jednak właśnie było? Wcześniej o tym, czy „swojak” zostanie uznany jako bramka samobójcza, czy też zapisany na konto strzelającego z przeciwnej drużyny indywidualnie decydowali sędziowie podczas spotkań. W 2008 roku Michel Platini, ówczesny szef UEFA, stwierdził, że czas to zmienić i ujednolicić przepisy. Wtedy zdecydowano o wprowadzeniu konkretnej zasady – jeśli piłka zmierzała w światło bramki w momencie odbicia, gol zostanie przyznany snajperowi. Jeśli tak nie było i trajektoria zmieniła się za sprawą zawodnika broniącego, wówczas bramka powinna zostać uznana za samobójczą. Sędziowie już wcześniej nieformalnie korzystali z tych wytycznych, a później musieli już formalnie się do nich dostosować. Wina nie tylko po stronie UEFA Coś jednak sprawiło, że w ostatnim czasie tylko w trakcie Euro 2020 i Euro 2024 doszło do aż tak wielkiej liczby goli uznanych za te, które zostały trafione do własnej bramki. Na mistrzostwach świata w Katarze doszło do podobnej sytuacji tylko dwukrotnie, choć ledwie cztery lata wcześniej, w Rosji, liczba trafień samobójczych była rekordowa, bo sięgała aż 12. Powołanie było niespodzianką, został objawieniem Euro 2024. Ależ riposta do angielskiej legendy Może w takim razie chodzi nie tylko o przepisy i wytyczne sędziowskie, ale również styl gry piłkarzy? Warto w tym kontekście spojrzeć na Premier League, gdzie liczba goli samobójczych wynosiła w całym sezonie 49. Podobnie było jednak parę lat wcześniej – w sezonie 2013/2014 takich trafień było dokładnie tyle samo. Być może odpowiedź leży w, paradoksalnie, w lepszej reakcji obrońców na kontrataki i ustawieniu, które sprawia, że o wiele więcej piłkarzy reaguje i wraca na własną połowę, a potem walczy w polu karnym z rywalami. W takiej sytuacji o wiele łatwiej o zamieszanie, gorszą widoczność dla bramkarza i przypadkowe odbicia piłki. Nie zawsze jest racjonalne wyjaśnienie Część z tych sytuacji to z pewnością problemy z komunikacją lub mniej wytłumaczalny zwykły pech – omsknięcie piłki, zły wyskok czy chwila nieuwagi. Warto przypomnieć też, że europejscy piłkarze w wielu ligach nie mieli nawet możliwości odpoczynku przed turniejem, co mogło bardzo wpłynąć na ich formę i zachowania. Trudno się dziwić, że w początkowych fazach turnieju tak źle patrzyło się na grę niektórych faworytów, jak choćby Francji czy Anglii. Europejscy piłkarze to wciąż największe gwiazdy lig z tego kontynentu, lig stojących na wysokim poziomie i wyczerpujących fizycznie. To oznacza, że w najbliższych latach możemy spodziewać się jedynie pogłębienia tego stanu. Zmiana stylu gry, zmiana przepisów i wreszcie zmęczenie mogą sprawić, że bramek samobójczych będziemy doświadczać coraz częściej, czy tego chcemy, czy nie.