Trzy zmiany - na tyle zdecydował się selekcjoner Niemców Julian Nagelsmann, względem wcześniejszej żelaznej jedenastki. Wszyscy spodziewali się, że do składu wskoczy Niclas Fuellkrug, bohater meczu ze Szwajcarią. Napastnik Borussii Dortmund mecz, zresztą na stadionie własnej drużyny, zaczął jednak kolejny raz na ławce rezerwowych. Od pierwszej minuty na murawie pojawił się za to jego klubowy kolega Nico Schlotterbeck, zastępując zawieszonego za kartki Jonathana Taha. Na lewej obronie David Raum zastąpił Maximiliana Mittelstaedta, a na skrzydło w miejsce Floriana Wirtza wskoczył Leroy Sane. Mocny początek Niemców. Anulowany gol Schlotterbecka Gospodarze spotkanie zaczęli z niesamowitym impetem i aż dziwne, że w ciągu pierwszego kwadransa nie wyszli na prowadzenie. Momentami przypominało to dominację z meczu Austria - Polska. Sygnał do ataku dał w 3. minucie Raum, wbiegając w pole karne po świetny dograniu Roberta Andricha. Wywalczył rzut rożny, po którym najwyżej w powietrze wyskoczył Schlotterbeck. Uderzył głową, a piłka zatrzepotała w siatce! Signal Iduna Park wybuchła radością. To był wymarzony początek meczu dla Niemców! Ekstaza była jednak przedwczesna. Arbiter dostał sygnał z wozu VAR i anulował trafienie. Sędziowie dopatrzyli się faulu Joshuy Kimmicha. Za chwilę z dystansu spróbował więc sam Kimmich, oddając piękne uderzenie. Na rzut rożny sparował je Kasper Schmeichel, radząc sobie także z kolejnym uderzeniem Schlotterbecka po kornerze. W kolejnej akcji podanie za linię obrony dostał Kai Havertz, strzelając z powietrza lewą nogą. Znów górą okazał się Schmeichel. Duńczycy odgryźli się dopiero w 24. minucie. To wtedy oddali pierwszy strzał na bramkę Manuela Neuera. Burza nad Dortmundem. Sędzia przerwał mecz Gdy na zegarze wybiło pół godziny gry, kibice powoli zaczynali bardziej niż na boisko, spoglądać na niebo. To w ciągu kilku chwil zrobiło się czarne, a z góry runęła lawina deszczu. Błysnęły pioruny i zagrzmiała burza. Po paru minutach, dokładnie w 35. minucie meczu, sędzia nakazał przerwanie gry. To była bardzo dobra decyzja. Tuż po tym, jak piłkarze opuścili boisko, na placu gry rozpętało się piekło. Gelbe Wand zaczęła przypominać Wand aus Regen. Ścianę deszczu. Do tego szalał wiatr oraz duńscy kibice, którzy stanęli pod rynnami, z których spływały największe strumienie, tańcząc w strugach wody. Zawodnicy na boisko mogli wrócić dopiero po około 20 minutach. Po krótkiej rozgrzewce arbiter wznowił grę. Do ataku znów rzucili się gospodarze, ale to Duńczycy mieli przed przerwą wymarzoną okazję do otworzenia wyniku spotkania. Rasmus Hojlund otrzymał doskonałe podanie, lecz przegrał pojedynek sam na sam z Manuelem Neuerem. Nieuznana bramka dla Danii tuż po przerwie! To, co nie udało się w pierwszej połowie, dokonało się na początku drugiej. Duńczycy wywalczyli rzut wolny na połowie rywala i zdecydowali się na dośrodkowanie. Tam po zamieszaniu w polu karnym do futbolówki dopadł Joachim Andersen i umieścił ją w bramce Manuela Neuera! Sędzia długo, bardzo długo, czekał jednak na sygnał z wozu VAR, zanim pozwolił na wznowienie gry. Nie wskazał jednak na środek boiska. Zdaniem VAR-u był spalony! Jak się później okazało, ofsajd był absurdalnie mały... Z nieba do piekła. Karny dla Niemców! To jednak nie był koniec złych wiadomości dla Andersena. Duński obrońca w ciągu kilku chwil trafił z nieba do piekła! Niemal w kolejnej akcji po anulowanej bramce, sędzia znów przerwał grę, tym razem sprawdzając, czy Niemcom nie należy się rzut karny. Jak się okazało - arbitrzy VAR dopatrzyli się zagrania ręką właśnie Andersena. Sędzia podbiegł do monitora i zdecydował: rzut karny! Do jedenastki podszedł Kai Havertz. Podszedł niemal dosłownie, bo rozbieg wziął krótki i wolno zmierzał do piłki. Uderzył jednak precyzyjnie i piłka odbita od słupka wpadła do bramki! Niemcy wyszli na prowadzenie 1:0. Zdobyta bramka zdecydowanie dodała Havertzowi pewności siebie. Niemiecki napastnik najpierw doskonałym przyjęciem wyszedł na wymarzoną sytuację, ale przenosząc piłkę nad Schmeichelem, skierował ją obok bramki. Chwilę później wyłożył piłkę Leroyowi Sane, ale ten w dogodnej sytuacji spudłował. Sędzia jednak i tak odgwizdał spalonego. Musiala na 2:0, nieuznany gol Wirtza Dania odpowiedziała w 66. minucie. Wówczas Ruediger zbyt optymistycznie wyszedł do przodu, zostawiając za sobą wolną przestrzeń. Hojlund skorzystał z tego, uderzył mocno, ale trafił w Neuera. Skoro ta sytuacja została niewykorzystana, po chwili Niemcy podwyższyli na 2:0! Po długim podaniu Schlotterbecka obrońcom urwał się Musiala i w sytuacji sam na sam bez problemu pokonał Schmeichela. "Berlin! Berlin! Wir fahren nach Berlin!" - skandowali w tym momencie niemieccy kibice. Po tej bramce Duńczycy rzucili się do odrabiania strat i mecz nabrał bardzo mocnego tempa. W końcówce piłka wpadła do bramki, ale nie niemieckiej, a duńskiej. Skierował ją tam Florian Wirtz, wyczekując do końca Schmeichela w dobrej sytuacji. Sędzia jednak po raz trzeci w tym meczu gola nie uznał. Wirtz musiał jedynie obejść się smakiem. Tym razem nie będzie on jednak specjalnie gorzki. Jego drużyna zameldowała się właśnie bowiem w ćwierćfinale Euro 2024! W tym meczu wydarzyło się w końcu niemal wszystko. A na końcu i tak wygrali Niemcy. W ćwierćfinale zmierzą się ze zwycięzcą meczu Hiszpania - Gruzja. Z Signal Iduna Park w Dortmundzie Wojciech Górski, Interia