Andrzej Klemba: Sprzed telewizora mogło wydawać się, że niektóre mecze Euro 2024 były nudne. Na emocje trzeba było czekać do końca i czasem było ich na lekarstwo. Jak to było z perspektywy komentatora? Kazimierz Węgrzyn: Podobały mi się te mistrzostwa. Atmosfera było dużo, dużo lepsza nie na mundialu w Katarze. Tu trybuny były wypełniane po brzegi. Stadion był podzielony na kibiców danych drużyn, a do tego jeszcze byli inni fani. Było bardzo głośno, żywiołowo i ten naturalny doping robił wrażenie. A już przy hymnach to skóra cierpła. To była prawdziwa uroczystość. W Katarze aż tylu kibiców danych drużyn nie było i miało to wpływ na doping. Mecze? Oczywiście zdarzały się słabsze, ale w większości były ciekawe. Spotkania Gruzji czy Turcji aż kipiały od emocji. Klaksony po wygranych Turków było słychać do późnej nocy. Komentowałem na przykład mecz Hiszpania - Niemcy, jeden z najlepszych na tych mistrzostwach. Dobre kilka godzin przed spotkaniem strefy kibiców było pełne, a miasto żyło. Kibice obu reprezentacji siedzieli koło siebie, pili piwo i pełna kultura. Gdzie nie byłem, a komentowałem w pięciu miastach, zawsze było mnóstwo fanów, a stadiony pełne. Czego chcieć więcej? W mediach społecznościowych nie brakowało narzekań, że organizacja przerosła Niemców. Spóźniały się pociągi, były korki i kolejki pod stadionami. - Może ludziom wydawało się, że między Polska a Niemcami wciąż jest taka przepaść jak 20 lat temu na mundialu. A tu zdarzało się, że nie można było zapłacić kartą kredytową, co u nas jest raczej nie do pomyślenia. Mój pociąg był opóźniony, ale 15 minut jest do zaakceptowania. Stałem też w korkach, ale wszędzie na całym świecie autostrady są remontowane i to się zdarza. Zawsze można się do czegoś przyczepić, ale mieliśmy dużo czasu, by się przemieścić. Nie czułem strachu, że gdzieś nie zdążę. Przy tak wielkiej imprezie, nigdy nie udało mi się tak szybko wyjeżdżać ze stadionu jak na tym Euro. To zajmijmy się piłką. Niemcy i Włosi to największe rozczarowania? - Zawsze jak tak szybko odpada gospodarz, to nie jest dobrze dla turnieju. Entuzjazm samych Niemców mocno odpadł. Paradoksalnie gdyby w grupie nie zremisowali ze Szwajcarią, a przegrali, to drabinkę mieliby teoretycznie łatwiejszą. Z drugiej strony to właśnie Niemcy najbardziej utrudnili Hiszpanom odniesienie zwycięstwa. Najpierw doprowadzili do dogrywki, a w tym dodatkowym czasie sprawiali lepsze wrażenie. Byli bliżej kolejnego gola, ale to Hiszpanie go strzelili. A Włosi? Nie zdążyłem się im dobrze przyjrzeć, a już nie było ich na turnieju. Na poprzednim Euro aż chciało się ich oglądać. A teraz duży zjazd i drużyna szybko zgasła. Narodziły się nowe gwiazdy? - Oczywiście. Lamine Yamal. To coś niesamowitego, że tak młody piłkarz [17 lat - przyp. red.] potrafił zmienić oblicze zespołu i brać na siebie odpowiedzialność. W półfinale Francja strzeliła gola i to właśnie Yamal szybko odpowiedział. Tak robią wielcy piłkarze. Także Nico Williams zapowiada się na świetnego zawodnika. Podobał mi się jeszcze młody Turek z Juventusu Kenan Yildiz. Z drugiej strony taka gwiazda jak Kylian Mbappe jednak zawiodła? - W Katarze wszystko mu wychodziło. Co schodził do środka i strzelał, to wpadało. A tu na Euro strzelał nad poprzeczką. Jak choćby w półfinale z Hiszpanią gdzie w końcówce miał doskonałą okazję, by doprowadzić do dogrywki i nie trafił. To jest wielka indywidualność, ale musi być wkomponowany w zespół, bo nie zawsze sama gwiazda wystarczy. W ofensywie nie było alternatywy. Ousmane Dembele raz zagrał dobrze, a za chwilę źle. Antoine Griezmann cały turniej miał słabszy i już pewnie myśli o końcu kariery. Widzieliśmy też chyba zmierzch Cristiano Ronaldo? - Lepiej zejść z boiska dwa dni wcześniej niż dzień za późno. A tak to trochę wyglądało w przypadku Ronaldo. Już podczas mistrzostw świata w Katarze rozpoczynał mecze na ławce rezerwowych. Metryki nie da się oszukać, nawet jeśli się jest takim profesjonalistą, jak on. Drużyna niepotrzebnie jest tak od niego uzależniona. Wszyscy myślą, że skoro Ronaldo jest na boisku, to na reszcie nie ciąży presja i odpowiedzialność. A to jest błąd, bo Portugalia ma świetnych zawodników. Tam kadrę na taki turniej można wybierać z 50 piłkarzy. Gdyby miał pan wystawić jedenastkę Euro 2024? - To trzeba byłoby się mocno zastanowić. Pewnie z pięciu Hiszpanów, by się niej znalazło [rozmawialiśmy przed finałem]. Yamal, Williams, Dani Olmo, Rodri i Fabian Ruiz. Do tego bramkarz Gruzji Giorgi Mamardaszwili, francuski obrońca Theo Hernandez, ale miałbym problem z klasyczną dziewiątką. Nie było piłkarza na tej pozycji, który by zachwycił. Kai Havertz sam mógł z Hiszpanią przesądzić o losach awansu, a zmarnował ze cztery dobre okazje. A Harry Kane? - Anglicy przez cały turniej czołgali się aż w końcu przeczołgali się pod płotem z drutem kolczastym do finału. W żadnym meczu nie przekonywali. Dopiero w Holandią zagrali bardzo dobre spotkanie. Kane mnie zawiódł. Na poprzednim Euro był krytykowany, potem został trochę cofnięty i z pozycji nr 10 potrafił kończyć akcje. Teraz tego nie pokazywał. To nie był turniej dziewiątek. Większość drużyn, które awansowały do fazy pucharowej gra w ustawieniu z czterema obrońcami. Taktyka z trójką już się nie sprawdza? - Wydawało się, że przejście na trzech obrońców jest nowoczesne. Tymczasem w takim ustawieniu trzeba mieć naprawdę świetnych wahadłowych. Takich, którzy nie tylko potrafią atakować, ale także świetnie bronić. Nie jest łatwo o takich uniwersalnych zawodników na tak wysokim poziomie. Francja grała czwórka. Na lewej stronie miała Hernandeza, który potrafił być obrońcą, wahadłowym i skrzydłowym. Był najjaśniejszą postacią tej reprezentacji. Rozmawiał Andrzej Klemba