Z powodu kontuzji już wypadli: Arkadiusz Milik, Robert Lewandowski, Paweł Dawidowicz. To poważne osłabienie i tak osłabiona Polska podjęła walkę z Holandią. Przegraliśmy 1:2, ale po walce. Polacy zebrali wiele pochwał za taki występ. Bartosz Salamon był ważnym graczem zespołu, gdyż zastąpił kontuzjowanego Pawła Dawidowicza. To on musiał powstrzymywać Holendrów. - Wiem, że zagrałem dlatego, że nie było Pawła Dawidowicza. Nie jestem żadnym szefem obrony, nie można tak powiedzieć. Mam jednak 33 lata, więc rzeczywiście myślałem, że kiedy jak nie teraz. Jestem do gotowości. Dałem z siebie wszystko, a nie wystarczyło, aby zapobiec porażce - stwierdził w mixed zonie, do której jednak wyszedł z usztywnioną ręką. Zabandażowane i w metalowym usztywnieniu były dwa palce lewej ręki. Dziennikarze zamarli więc, bo gdyby jeszcze miał wypaść Bartosz Salamon, sytuacja z polską defensywą zrobi się trudna. Bardzo trudna. Co się stało Bartoszowi Salamonowi? Obrońca Lecha Poznań wyjaśniał: - Rywal przy bramce nastąpił mi na dłoń. Nie wiem, czy to złamanie. Mam zmiażdżone trochę palce. Jutro mam rentgena - rzekł i dodał, że na anatomii palców się nie zna i nie wie, czy to go wyeliminuje z gry. - W wielu sytuacjach dobrze się zachowałem, a jednak padły bramki. To powoduje u mnie mieszane uczucia - rzekł polski reprezentant. I dodał, że mecz dałby piłkarzom mentalnego kopa, gdyby Polska wygrała z Holandią. Niewątpliwie jednak mentalnie zespół poszedł w górę. - Okazuje się, że umiemy grać w piłkę. Trener Probierz wpaja w nas dużą pewność siebie, sparingi też pomogły. Wychodzimy mentalnie mocni. - Holendrzy mają wielkie szanse, by zajść daleko w tym turnieju - dodał Bartosz Salamon. Radosław Nawrot, Hamburg