W marcu 2022 roku Bartosz Salamon wrócił do reprezentacji Polski po wielu latach przerwy - wszak debiutował w niej jeszcze w eliminacjach do brazylijskiego mundialu 2014 roku. Wrócił i przez pewien czas tworzył ważną, ale niekonieczną w kadrze alternatywę w środku obrony. Tę Michał Probierz też miał ją zestawioną inaczej - z Janem Bednarkiem, Jakubem Kiwiorem i Pawłem Dawidowiczem. Aż wreszcie przyszły kontuzje przed turniejem i Bartosz Salamon znalazł się pierwszy raz na dużym turnieju od razu w wyjściowym składzie. Dobrze, że Michał Probierz miał ten wariant przetestowany, chociażby w przedturniejowym meczu towarzyskim z Ukrainą. I tak jednak wielu kibiców jęknęło z trwogą, a już zwłaszcza kibice Lecha Poznań - macierzystego klubu Bartosza Salamona, który sporą część życia i kariery piłkarskiej spędził we Włoszech, ale do Lecha wrócił. I o ile pod jego wodzą Kolejorz sięgnął po mistrzostwo Polski w 2022 roku oraz błysnął w Lidze Konferencji w 2023 roku (doszedł aż do ćwierćfinału), o tyle ostatni sezon wykonaniu Lecha był porażający. Bartosza Salamona także. Minęły te czasy, gdy stał na podium Targów Poznańskich i dyrygował zabawą kibiców Lecha w czasie mistrzowskiej fety. Gdy krzyczał o kolegach "Ishak on fire", "Milić of fire" i sam był "on fire". Tuż przed Euro 2024 Bartosz Salamon zagrał pamiętny mecz z Legią Warszawa, kompromitujący i żenujący. Lech strzelił sobie sam dwa gole samobójcze, on wbił jednego z nich. Gdyby więc Mistrzostwa Europy odbywały się w 2022 albo 2023 roku, wtedy wyjście tego obrońcy w wyjściowym składzie Polski byłoby połączone z jego wysoką formą. Teraz jasne było, że gracz z Poznania formy nie ma za grosz. Dlatego wszyscy zadrżeli. Bartosz Salamon w każdej ważnej akcji Polaków I gdy Memphis Depay na początku meczu uderzył tak, że omal nie strzelił gola dla Holandii, to właśnie między nogami poznańskiego obrońcy przeszła zaskakująca piłka, którą Wojciech Szczęsny jakoś cudem obronił. Jednakże gdy polski rzut różny wstrząsnął stadionem w Hamburgu, bowiem Adam Buksa zdobył po nim gola dającego biało-czerwonym zaskakujące prowadzenie, to właśnie Bartosz Salamon powalczył o piłkę na pozór straconą. I to dzięki temu w ogóle ten stały fragment gry mieliśmy. To nie była najmocniejsza obrona, jaką Polska mogła wystawić w czerwcu 2024 roku, gdyby wszyscy byli zdrowi. To w ogóle nie był najlepszy skład, jaki wystawić mogliśmy. Stąd 1:0 z faworyzowaną Holandią, kandydatką nawet do tytułu było wynikiem mocarnym. Jednakże Pomarańczowi w końcu wyrównali i to jeszcze w pierwszej połowie. Owszem, gola sprezentował im Nicola Zalewski, ale traf chciał, że to właśnie od nóg Bartosza Salamona odbiła się piłka, która tym rykoszetem zmyliła polskiego bramkarza. To były nerwowe chwile, pechowe dla obrońcy Lecha, ale przyszła druga połowa i wtedy, mniej więcej po godzinie meczu Polska zaczęła grać najlepiej od... miesięcy, a może i lat. Podnoszące na duchu chwilę miały miejsce także za sprawą Bartosza Salamona, który grał pewnie i dobrze, a jego zatrzymanie Memphisa Depaya w 69. minucie pod samą polską bramką było wysokiej próby. Na sześć minut przed końcem, po kolejnym błędzie Polaków raz jeszcze Bartosz Salamon stanął przed koniecznością dopadnięcia Holendra pod nasza bramką. I to jego ubiegł Wout Weghorst, wbijając gola na 2:1 dla Holandii. Inaczej mówiąc, Bartosz Salamon był przy każdej ważnej i wyznaczającej losy meczu akcji pierwszego starcia Polski na Euro 2024. Aż w końcu zmienił go Bartosz Bereszyński. Radosław Nawrot, Hamburg