Wiosna tego roku. Wybrałem się do Kina Pałacowego w Poznaniu na film... Nie, w zasadzie to nie był film. To filmowy zapis spektaklu teatralnego z desek National Theatre w Londynie. Spektakl nosił tytuł "Dear England". Zaintrygował mnie, gdyż - jak przeczytałem w opisie - podejmował próbę odpowiedzi na pytanie, dlaczego reprezentacja Anglii nigdy niczego nie może wygrać. Przyznać muszę, że to naprawdę fascynujące. Spraw Anglii jest tak poważna, że zajęła się nią nawet sztuka. Nie byłem jednak przygotowany na to, że spektakl potrwa aż cztery godziny. To znaczyło dobitnie, że sprawa jest poważniejsza i bardziej złożona niż myślałem. Cztery godziny teatralnej sztuki przedzielone było nawet antraktem, niczym przerwą między kolejnymi turniejami, weźmy mundialem w Katarze pod koniec 2022 roku i Mistrzostwami Europy w środku 2024 roku. Wyszedł nawet pan, który zapytał czy wszyscy zrobili już siku i są na sali, po czym przerwę przewinął. Istotnie, nie ma na co czekać. Anglia czeka już 58 lat. Czekałaby całą wieczność, gdyby nie ten mundial w 1966 roku, gdy sięgnęła po złoto na własnych boiskach w czasach, gdy wygrywało się jeszcze na własnych boiskach. Teraz wydają się one raczej przeszkodą niż przewagą, a przecież w 2028 roku kolejne Euro odbędzie się w Wielkiej Brytanii. Może więc teraz to ostatnia szansa Anglii Gareth Southgate przed ostatnią szansą? Ostatnia szansa Garetha Southgate’a, który jako postać tragiczna istotnie nadaje się do teatru. Przy czym nie wiemy jeszcze z jaką puentą. Angielska federacja nie pozwoliła na nią po mundialu w 2018 roku, kiedy to Anglia wygrała pierwszy raz serię rzutów karnych (z Kolumbią), doszła do półfinału i dopiero tu zatrzymała ją Chorwacja. Miała więc znowu medal, ale wciąż nie najcenniejszy. Znów półfinał okazał się tamą, podobnie jak dla samego Garetha Southgate’a, który zmarnował kluczowego karnego w półfinale Euro 1996 z Niemcami. Wtedy, kiedy futbol miał "wrócić do domu" (is coming home), do Anglii. Nie było puenty w 2021 roku, kiedy Anglia doszła do finału Euro, ale przegrała go na Wembley z Włochami. Gdy raz jeszcze futbol miał wrócić do domu. Puenta nie została napisana także w Katarze, gdzie Anglicy zostali zatrzymani w ćwierćfinale przez Francję, a Harry Kane zmarnował karnego. Nie ma wciąż tej puenty, bo też Anglia nie tylko chce, by nie została jeszcze napisana, ale by dopełnił jej właśnie Gareth Southgate. Ten, który nie pozwolił futbolowi wrócić do domu, ten wieczny pechowiec i człowiek niemalże przeklęty. Człowiek, którego jedna podniesiona ręka w czasie karnych z Niemcami w 1996 roku, w chwili gdy brakowało chętnych na oddanie decydującego strzału i on poczuł, że musi wziąć tę odpowiedzialność, wciąż walczy o to, by historię odmienić. Zamknąć puentą satysfakcjonującą wszystkich. Nie ćwierćfinałem, nie półfinałem, nie miejscem w finale wreszcie. Anglia zgadza się poczekać na puentę Niesamowite jest to, że Anglia na to pozwala. Że wyjałowiona od ponad półwiecza czeka na tytuł już nie jak na deszcz, ale przeciwnie - nieco słońca. I chce, by zrobił to właśnie Garteh Southgate, chociaż tyle już razy próbował i nic. Spektakl "Dear England" pokazywał, jak wiele siedzi w głowach. Nie tylko piłkarzy, ale i ludzi, którzy od nich wymagają, by wznieśli się ponad emocje narastające z każdym przegranym turniejem. Jak jest to trudne. I może w przypadku Anglii, a także wielu innych ekip sama droga jest ważna, nie tylko osiągnięcie celu. Futbol tworzy historie. Nie znamy ich końca i często nigdy tego końca nie mają, jako że piłka pozwala dopisywać wciąż nowe rozdziały. W wypadku Anglii i Garetha Southgate’a koniec jest jasny. Jeśli do niego nie dojdzie, ta historia przestanie być fabularnie kompletna. Będzie jednak kompletna sportowo. Radosław Nawrot, Frankfurt nad Menem