W Gdańsku swoje mecze fazy grupowej będą rozgrywać drużyny Hiszpanii, Włoch, Irlandii i Chorwacji. "Poza elementem sportowym ważny jest również aspekt marketingowy, biznesowy i promocyjny. Za drużynami, które gościć będą w Gdańsku, kibice nie ciągną tak gromadnie jak chociażby za Holandią, Niemcami, Szwecją, Anglią czy Danią. Gdyby te zespoły grały u nas, moglibyśmy liczyć na stałą obecność ich sympatyków w naszym mieście" - dodał Lisicki. Zastępca prezydenta Gdańska najbardziej liczy na fanów z Irlandii oraz na prestiż, jakim cieszą się w futbolowym świecie Hiszpanie. "O kibiców z Zielonej Wyspy raczej nie musimy się martwić. Wystarczy tylko spojrzeć, jak rozwinięta jest sieć połączeń tanich linii lotniczych Gdańska z tym krajem. Natomiast Hiszpania to znakomita drużyna, której wynikami i grą interesuje się każdy. Przy okazji meczów mistrzów świata i Europy zawsze przewijać się będzie nazwa Gdańsk" - przyznał Lisicki. W Gdańsku mają także nadzieję, że podczas przyszłorocznych finałów mistrzostw Europy gościć będą wielu kibiców z Niemiec. "A związane jest to z tym, że na centrum pobytowe podczas trwania całego czempionatu reprezentacja naszych zachodnich sąsiadów wybrała właśnie Gdańsk. I dlatego spora grupa ich fanów, zamiast jeździć po Ukrainie, zechce przebywać w pobliżu swojej reprezentacji, towarzyszyć jej na treningach i na miejscu fetować z nią ewentualne triumfy" - zauważył Maciej Lisicki. W Grodzie nad Motławą podzielają natomiast entuzjazm po losowaniu grupy z udziałem Polaków. "Powiem krótko - to grupa marzeń. Trudno było chyba lepiej trafić. W przeciwieństwie do nas biało-czerwoni mogą mówić o świetnym losowaniu. Pragnę jednak zapewnić, że uczestnicy mistrzostw nie będą narzekać na naszą gościnność. Wszystkim zgotujemy życzliwe i sympatyczne przyjęcie" - zapowiedział Lisicki. W Gdańsku mają nadzieję, że na PGE Arenie Gdańsk grać będzie także reprezentacja Polski. "Aby zrealizował się taki scenariusz, nasi zawodnicy muszą zająć w swojej grupie drugie miejsce. Będziemy zatem trzymać za nich kciuki, a później kibicować im do samego finału" - podsumował Maciej Lisicki.