"Jeśli ktoś miał strzelić bramkę, to tylko Lewandowski" - zauważył Rafael Benitez komentujący mecz o mistrzostwo Niemiec w Eurosporcie. Polak był najgroźniejszy na boisku od początku. Najpierw piłka odbiła się od słupka po centrze Kuby Błaszczykowskiego i jego główce, potem pokonał Neuera autentycznym przebłyskiem geniuszu. Wreszcie w ostatnich minutach przelobował bramkarza Bayernu, ale piłka trafiła w poprzeczkę. Jeśli to miał być pojedynek z Mario Gomezem, to najskuteczniejszy gracz Bundesligi nie był wczoraj nawet cieniem napastnika Borussii. Wzlot Lewandowskiego, upadek Robbena Fakt: bardziej spektakularny niż wzlot Polaka, był tylko upadek Arjena Robbena. Wicemistrz świata zawalił przy golu, gdyby nie on Lewandowski byłby na spalonym. Potem zmarnował karnego i ostatnią okazję na remis dla Bayernu, gdy posłał piłkę nad bramką stojąc od niej cztery metry. Genialny, ale też pyszny Holender, dostał na Signal Iduna Park lekcję pokory. Tak jak cały zespół Bayernu.Obie drużyny przystąpiły do hitowego meczu w wielkiej formie. Borussia nie przegrała 23 kolejnych spotkań, dzięki czemu z siódmego miejsca wspięła się na szczyt Bundesligi. W ostatnich pięciu kolejkach Bayern odrobił do niej jednak aż cztery punkty. Obiegowa prawda o lidze niemieckiej jest taka, że choć poziom się w niej wyrównuje, to jednak Bawarczycy i tak wygrywają kiedy chcą. Tak miało być wczoraj, mimo że to drużyna Juergena Kloppa broni tytułu i wygrała z Bayernem trzy ostatnie starcia.Porównywanie Borussii do Barcelony jest zajęciem wdzięcznym. Ludzie z Dortmundu sami uwielbiają to robić, tak prezes Hans-Joachim Watzke, jak trener Klopp, dla którego Pep Guardiola jest wzorem. "Ja przeminę, on zostanie zapamiętany, jako człowiek, który odmienił futbol" - mówi skromnie trener Borussii. Stworzyli drużynę bez wielkich pieniędzy Sami dortmundczycy zapominają jednak czasem, że budżet ich klubu jest dziesięciokrotnie mniejszy! To oni są geniuszami, bo stworzyli drużynę, bez wielkich pieniędzy. Shinji Kagawa kosztował 350 tys euro, dziś wart jest kilkanaście razy więcej, tak samo jak Mats Hummels, a nawet Robert Lewandowski, na którego klub z Dortmundu się wykosztował (4,5 mln euro).Tymczasem w Barcelonie 10 mln euro kosztował rezerwowy obrońca Adriano, nie wspominając o Realu Madryt, który zapłacił 30 mln euro za Fabio Coentrao, by od czasu do czasu dał odpocząć podstawowemu lewemu obrońcy Marcelo. Jedynym niemieckim klubem, który można porównać do europejskiej czołówki pod względem możliwości finansowych, jest Bayern. To tworzy potęgę klubu z Bawarii, czterokrotnego zdobywcy Pucharu Europy. Wszyscy podskórnie czują, że Bundesliga nie jest miarodajna, bo Bayern jest w niej właściwie solistą. Wystarczy spojrzeć na Champions League, by dostrzec przepaść między Bayernem i Borussią. Klub z Dortmundu był ostatni w fazie grupowej, Bawarczycy szykują się do boju z Realem o wielki finał. Do wczoraj wielu ludziom się wydawało, że kiedy Bayern się wysili naprawdę, zdmuchnie drużynę Kloppa z powierzchni ziemi.Tak właśnie uważał butny prezes Bawarczyków Uli Hoeness. "Pokonamy Borussię i zostaniemy mistrzem" - rozgłaszał. Wczoraj, w loży Signal Iduna Park miał minę człowieka, któremu świat się wali. Przekonał się, że jest w Borussii kilku graczy, o których on może pomarzyć. Hummels jest o dwie klasy lepszy od lansowanego w Bawarii Badstubera. Ciekawe, co prezes Bayernu myślał o Lewandowskim? Kiedy kilka tygodni temu powstał w mediach szum, że Polak mógłby trafić do Monachium, reakcja ekspertów w kraju była taka, że to byłby wielki błąd, bo Lewandowski sczezłby na ławce rezerwowych.Rzeczywiście po tym, co przeżywają polscy fani w ostatnich 25 latach, trudno przełamać w sobie kompleksy. Ciężko myśleć o polskich piłkarzach inaczej, niż jako o masie nieudaczników, dla których szczytem możliwości jest średni klub turecki. Kto poza bramkarzami osiągał poziom europejski? Trio z Dortmundu jest jednak wyjątkowe, urasta do rangi zjawiska, jakim był Adam Małysz, Robert Kubica, a są Justyna Kowalczyk i Agnieszka Radwańska. Geniusz napastnika z Polski Prasa niemiecka oceniła, że Borussia zwyciężyła wczoraj dzięki geniuszowi napastnika z Polski, nawet największy dziennik w Hiszpanii "El Pais" pisze o hicie Bundesligi jak o "wieczorze Lewandowskiego". Czytam prasę hiszpańską regularnie, zwykle o Polakach nie ma tam nic, a gdy coś się pojawia, to nazwiska są przekręcone, a fakty pomylone. Tymczasem Kuba, Lewandowski i Piszczek nauczyli Hiszpanów poprawnej pisowni. Gol Lewandowskiego nie był efemerydą, kwiatem, który na chwilę i wbrew logice wyrósł w środku pustyni. Polak wykonał wczoraj masę pracy na boisku. Wygrał większość pojedynków stojąc tyłem do bramki Neuera, gdy za plecami atakowało go dwóch, lub nawet trzech przeciwników. W całym sezonie Bundesligi uzbierał 20 goli, tyle samo, co najlepszy z Polaków w historii ligi niemieckiej Jan Furtok 21 lat temu. Po meczu przyznał, że o rekordach w ogóle nie myśli. "Trofea i rekordy chowa się do szafy, by otworzyć ją po zakończeniu kariery" - mówi Zbigniew Boniek, były piłkarz, który od 25 lat czeka na rodaka zdolnego osiągnąć tyle, co on w zagranicznym klubie (i nie być bramkarzem).Lewandowski dokonuje rzeczy niezwykłej. Polskie dzieciaki mogą mieć w końcu rodzimego idola, zamiast z tęsknotą spoglądać w niebo za Cristiano Ronaldo, czy Leo Messim. Historia napastnika Borussii jest wzorcowa, jak scenariusz filmowy. Latem 2006 roku Legia, która go nie chciała wzięła od trzecioligowego Znicza Pruszków 5 tys zł. Był królem strzelców w III i II lidze, a potem w Ekstraklasie już w barwach Lecha Poznań. Lamentowaliśmy wszyscy rozprawiając, czy aby nie za szybko rzuca się w wielki świat Bundesligi. Dziś już wiemy, że można. Nawet, gdy ktoś urodził się w kraju, gdzie sport leży. Dyskutuj o artykule z Darkiem Wołowskim