- Rywale byli po prostu piłkarsko od naszego zespołu lepsi. Teraz trzeba wygrać pozostałe dwa grupowe spotkania - powiedział. - Strasznie denerwowało mnie to "potrząsanie szabelką" przed meczem. W stylu "dokopiemy Niemcom" etc. Myślę, że na 10 pojedynków z tym przeciwnikiem 8 razy wygraliby Niemcy, raz byłby remis i raz zwyciężyłaby Polska. Przecież tacy zawodnicy jak Ballack, Klose, Podolski grają na co dzień wielką piłkę w wielkich klubach. Wtedy łatwiej o rozegranie dobrego meczu w kadrze - dodał Piechniczek. - Nie można naszym zawodnikom odmówić chęci, walki, zaangażowania. Jednak na Niemców to było ... za mało. Przewyższali nas kulturą gry, dominowali. Momenty naszej przewagi także były pod ich kontrolą - powiedział były trener drużyny narodowej. - Co prawda my mogliśmy strzelić dwa gole ale rywale cztery czy pięć. Niemcy zagrali świetny mecz zadając kłam tezie, że w turniejach się "rozkręcają", zaczynając słabo. Nie chciałbym wchodzić w kwestie personalne. Tu decyzje podjął Leo Beenhakker. To on jest blisko kadry, widzi codziennie piłkarzy, rozmawia z nimi, zna najlepiej dyspozycję każdego z nich. Teraz pozostaje wygrać oba mecze w grupie i wreszcie w dużej imprezie z niej wyjść. Bo ostatnio udało się to w 1986 na MŚ. - Austriacy w czwartek wcale nie będą łatwym przeciwnikiem i nie można sobie dopisywać przed meczem trzech punktów. Pamiętamy mecz w Wiedniu w eliminacjach do ostatnich MŚ, kiedy pokonaliśmy Austrię 3:1. Gola zdobył wtedy rezerwowy Tomasz Frankowski. Czy teraz mamy takiego "łowcę bramek"?. Na pewno Euzebiusz Smolarek jest piłkarsko od niego lepszy, jednak potrzebny jest ten zmysł strzelecki jaki miał "Franek". Awans z grupy jest wciąż realny, potrzebne do niego są jednak wygrane. I to najlepiej przekonujące - zakończył Piechniczek. Czy musieliśmy przegrać z Niemcami? Zobacz INTERIA TV